niedziela, 4 września 2016

Rozdział 8

Mam nadzieję, że nie ma błędów, hehe;)

"Pani mama i pan tata"

*Denis*


- Kayleigh! Zejdź na dół! - moje uszy zostały zaatakowane przez krzyk dochodzący z oddali. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że moja podopieczna już nie śpi i jest ubrana w inny strój niż ten, w którym zasnęła. Książka trafiła z podłogi na półkę, łóżko zostało pościelone, a komputer był wyłączony.
- Już idę! - zareagowała po chwili dziewczyna.
Powoli podniosłem się do pozycji siedzącej. Mimo nocy moje ciuchy były jak świeżo wyprasowane. Wstałem i podszedłem do lustra przy toaletce stojącej w pokoju dziewczyny. Włosy w nienaruszonym stanie. Ta cała anielskość zaczyna mi się podobać.
Huk i odgłosy tłuczenia.
- Kurwa - zaklęła cicho blondynka. Z ciekawością spojrzałem w jej stronę i zauważyłem, że zbierała właśnie z ziemi szklane odłamki filiżanki. Wcześniej jej nie zauważyłem, pewnie była to dzisiejsza poranna kawa. Na jedno szczęście w środku naczynia zostały tylko fusy, a zważając na znajdujący się kilka centymetrów dalej dywanik, jakakolwiek inna zawartość byłaby dosyć problematyczna. Dziewczyna ułożyła wszystko obok fusów i zniknęła gdzieś w korytarzu. Ja w tym czasie zastanowiłem się, jak w takiej sytuacji mógłbym pomóc Kayleigh. Przecież fusy nie mogą zniknąć sobie bo tak, szklanka magicznie się nie poskłada, a czas nie cofnie o kilkadziesiąt sekund bo tak. Gdy tak wpatrywałem się intensywnie w szklankę zauważyłem, że wszystko to o czym wcześniej pomyślałem zaczęło się dziać. Szklanka wróciła do formy sprzed incydentu, fusy znalazły się w szklance, a ona sama teraz jakby czekała na zbawienie. Spanikowany rzuciłem się w stronę naczynia, aby jakoś naprawić ten błąd, ale... nie mogłem. Deptałem po naczyniu, skakałem przez kilka sekund jednak takie działania nie przynosiły skutku. Skoro tak... no dobra, może nie będzie to wcale działanie chęcią pomocy, ale nie mam wyboru. Po raz kolejny w ciągu ostatnich dwóch minut mocno się skupiłem, a swoje myśli nakierowałem tylko na jeden tor: rozbita filiżanka.
Kiedy po jakiejś minucie usłyszałem dochodzące z dołu głosy, znieruchomiałem.
- Mamo, gdzie masz te ścierki, nie mogę znaleźć - powiedziała Kayleigh.
- Sprawdź w trzeciej szufladzie w kuchni - nakazał kobiecy głos.
Odetchnąłem z ulgą... jaką ulgą, Denis, jeśli te cholerne ścierki są w przeklętej trzeciej szufladzie, to nie minie kilkanaście sekund, a blondynka wróci do pokoju. 
Przeżywając wewnętrzną kłótnię z samym sobą, zauważyłem, że ciągle gapię się na otwarte drzwi pokoju, jakby to miało mi coś dać. Z prawdziwą ulgą odetchnąłem dopiero kiedy wzrokiem wróciłem do filiżanki, która leżała w stanie sprzed mojej ''pomocy''. 
Nie minęło nawet kilka sekund, jak do pokoju wpadła blondynka ze ścierką w ręku.

- Chodź na dół! - ponagliła dziewczynę po raz kolejny jej rodzicielka.
- No idę, idę - mruknęła pod nosem Kayleigh. 
Kiedy się odwróciłem, blondynki już nie było w pokoju. Podążyłem za nią aby zobaczyć kto ją woła, może wreszcie poznam innych domowników. Kayleigh udała się do pokoju, w którym wczoraj oglądała ten dziwny serial na MTV. Na kanapie siedziała tam kobieta w średnim wieku oraz siwiejący powoli mężczyzna.
- Hej mamo, hej tato - powiedziała od wejścia i ruszyła w stronę kanapy. - Jak tam?
Zajęła miejsce obok mężczyzny.
- Dobrze... nie zgadniesz, kto o Ciebie pytał o piątej rano? - zagadnęła kobieta.
Mama blondynki miała ten sam kolor włosów co córka, obie były do siebie bardzo podobne, miały rozpuszczone włosy. Starsza kobieta miała na nosie okulary, a ubrana była w dżinsowe, beżowe spodnie oraz tunikę w tym samym kolorze.
- Samantha? - zapytała dziewczyna, a na jej twarzy momentalnie rozkwitł uśmiech.
- Tak, złotko, Sam - odpowiedziała kobieta.
- Podobno ostatnio miałaś nieciekawy wypadek z telefonem? - zapytał ojciec dziewczyny, na co ta przytaknęła. - Wiesz, że nie dostaniesz nowego, prawda? Masz ten niecały rok i ma służyć jeszcze co najmniej trzy lata. 
- Nie ma sprawy, przecież nic nie mówię - moja podopieczna uśmiechnęła się szeroko do ojca. 
- Może zaprosisz Sam na obiad? Dawno jej nie widziałam - stwierdziła mama blondynki.
- Aż przedwczoraj - zaśmiała się dziewczyna.
Kobieta w odpowiedzi machnęła ręką i sięgnęła po filiżankę z kawą. 
Kayleigh w tej chwili szybko napisała coś na telefonie, po czym wstała. 
- Będzie za pół godziny, idę coś uszykować - oznajmiła dziewczyna.
- Kupiliśmy sałatkę, wyjmij z plastikowego pudełka, a Sam powiesz, że ja robiłem - zaśmiał się ojciec dziewczyny.
- Ciebie to by nawet Ramsay nie nauczył gotować - prychnęła starsza kobieta. 
- To wy sobie pogadajcie, a ja zrobię obiad - oznajmiła Kayleigh.
- My z mamą w tym czasie zastawimy stół - stwierdził mężczyzna.
- To sobie zastawiaj, ja piję kawę - zaśmiała się rodzicielka dziewczyny, na co jej mąż przewrócił oczami i ruszył razem z dziewczyną do kuchni.
Ja usiadłem na drugim końcu kanapy i razem z matką dziewczyny zacząłem oglądać jakiś serial.

Niedzielny relaks został zakłócony dzwonkiem do drzwi, który podniósł na nogi rodziców dziewczyny jak i blondynkę, którzy zebrali się przy drzwiach wejściowym, aby powitać gościa. Ja zostałem w salonie i obserwowałem całą sytuację z daleka. Po chwili można było usłyszeć dźwięk zamykanym drzwi i wszyscy wpadli do salony. 
- Cześć, Sam! - przywitali się rodzice blondynki.
- Pan Tata i Pani Mama, co za spotkanie - zaśmiała się dziewczyna.
Nasz gość w postaci brunetki z deskorolką, którą dane mi było ''jednostronnie'' poznać na piątkowej imprezie w ''Delcie'', stała się atrakcją, ponieważ wszyscy przejęli się raną dziewczyny pod kolanem.
"Jeszcze krótsze spodenki i jeszcze mniej ochraniaczy'' - mruknąłem w myślach, kiwając  głową z dezaprobatą. Mimo, że ochraniacze ochraniają tylko z nazwy, i jeśli już masz się przewrócić to i tak urazu doznasz właśnie w miejscu, które nie było ochraniane przez owe gadżety, zawsze warto je mieć. Na rolkach - nadgarstki, na deskorolce - kolana. Niezbędna rzecz.
- Sam, nic Ci nie jest? - zapytała z troską mama Kayleigh.
- E tam - brunetka machnęła ręką. - Nie pierwszy i nie ostatni raz. Co na obiad?


- Cała Sam... - zaśmiała się Kay. - Frytki zapiekane z serem i kupna sałatka a'la Tata Ramsay. 
- Nie musi Pan umieć gotować, i tak będzie Pan najlepszym Panem Tatą - stwierdziła żartobliwie brunetka. 
Ojciec dziewczyny udał się w głąb salonu i z barku sięgnął po jakąś pozycje.
- No to, do kuchni! - zarządził ''Pan Tata'' i wszyscy jak na rozkaz udali się do jadalni. Brunetka weszła jako ostatnia, bo zniknęła na chwilę gdzieś na wysokości korytarzyka, pewnie aby odłożyć swój ''pojazd'' w bezpieczne miejsce.

Śmiechom i żartom nie byłoby końca, gdyby nie fakt, że jest po osiemnastej, a jutro do szkoły! Prawie zgodnie z moją myślą odezwała się mama blondynki.
- No więc... Sam pewnie musi się już zbierać, w końcu nikt się za nią do szkoły nie przygotuje. Kay to samo, na górę i sprawdzić czy wszystko gotowe - zarządziła kobieta.
Samantha i Kayleigh wstały i przytuliły się na pożegnanie.



- Aż do jutra, kochana - mruknęła blondynka.
- Jutro musisz mnie iść dopingować w parku... pamiętasz, prawda? - zapytała brunetka.
- Coś z deską pewnie - blondynka wywróciła oczami.
- Sto punktów - stwierdziła dziewczyna.
- Tylko nie ubieraj tej czapki... - jęknęła blondynka i odsunęła się od przyjaciółki.
- Nie zaczynaj - ostrzegła brunetka i zwróciła się do rodziców mojej protegowanej. - Miłego wieczoru!
- Nawzajem, Sam. Pozdrów rodziców. - powiedziała ''Pani Mama''.
- Tak zrobię! - uśmiechnięta Sam opuściła progi Rimmsów.


_________________________________________________________________

Serio czekaliście tak niecierpliwie na te nędzne wypociny? Podziwiam :D Dzisiaj w ramach rekompensaty pojawi się mały post dodatkowy. Będzie o zupełnie innej tematyce i niezwiązany z opowiadaniami ;) Taki po prostu, o :D Mam nadzieję, że nie zirytowało Was to czekanie, ale wiecie jak to jest w wakacje. Dzisiaj: zrobię to jutro. Jutro: zrobię to jutro. :D 
No, to koniec zbędnej paplaniny. Dzisiaj wyjątkowo chciałbym Was zaprosić do komentowania. Byłbym mile zaskoczony, aby osoby nabijające wyświetlenia pokazały się w społeczności Ukrytych Miśków chociażby z anonima :) Oczywiście nic na siłę, ważne, że czytasz:))

3 komentarze:

  1. Wreszcie! Ile można czekać, leniu
    Jeden błąd, hehe;)
    "wszyscy wpadli do salony." - do salonu
    Ha, no i tyle. W sumie nie widać zbyt wielkiej różnicy bez ''oprawy stylistycznej'' czy jak to się tam nazywa. Ja nie mam a jakoś sobie radzę xD Ty też :)
    Sama chciałabym wstawać z piękną fryzurą. Choćby po to, żeby nie tracić czasu na rozczesywanie tych moich kudłów :P
    A cóż to za tajemniczy post? Czekam. I masz go wstawić dzisiaj, nie jutro, bo wiesz czym to się skończy :*
    Jolo, weny, dużo siana, kup pizzerię u bociana.
    Może powinnam zacząć pisać wiersze?
    BookGirl
    http://konieckropka-bookgirl.blogspot.com/
    http://stay-with-me-if-you-remember.blogspot.com/
    Haha u mnie na blogu mały zastój, muszę się zmobilizować i coś napisać wreszcie ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się ta historia i sposób w jaki piszesz. Ogólnie podobają mi się historie o aniołach, coś w stylu tego co tworzę i tworzyłam :)
    Piszesz prosto i to zwiększa komfort czytania. Brak tu kwiecistych opisów co mnie osobiście bardzo cieszy (wiele historii o aniołach jest bardzo patetycznych).
    Opowieść ciekawa i wciągająca, w pewien sposób niebanalna ale i nieco przewidywalna.
    Bardzo mi się tu podoba i będę wpadać częściej.
    Zapraszam także do siebie
    http://kszwamzp.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Dziękuję za komentarz - miły i motywujący :) Niestety z braku czasu wstawienie rozdziału się opóźni, bo wygniotka wstawiać nie chcę;) W wolnej chwili wpadnę do Ciebię i zobaczymy co tam wyczarowałaś :D

      Usuń

Drogi czytelniku! Dodając komentarz pamiętaj, że to, w jaki sposób się wyrażasz, jest Twoją wizytówką! :)