niedziela, 30 października 2016

Rozdział 9


"Nie, nie, to wszystko nie tak!!"

*Cory*

*Tydzień później*



Od niedzielnej wizyty Samanthy w domu Rimmsów minął tydzień. Pięć dni szkolnej rutyny minęło jak z bicza strzelił, a już za kilka godzin miał skończyć się weekend i, jak to moja mama zawsze mówiła, wszystko miało wrócić do normy. Na pierwszy rzut oka mogłoby wydawać się, że każdy nastolatek z najdrobniejszej krztyny swobody uczyni szaloną przygodę i kolejną fazę buntu, jednak Kayleigh Rimms łamała nie tylko stereotypy, ale budowała również nową definicję nastolatka. Jej dzień powszedni wydawał się być ustawiony co do minuty. Przebiegał mniej więcej tak, że dziewczyna po powrocie ze szkoły robiła lekcje, uczyła się, a na koniec dnia wyznaczała sobie dwie, maksymalnie trzy godziny na czytanie, przeglądanie internetu oraz pisanie ze znajomymi. Gdyby każdy młody człowiek stosował się do takiego modelu dnia, może nie byłoby tyle buntu przeciwko szkole. Chociaż ja byłem i w dalszym ciągu jestem zdania, że po to siedzimy tyle godzin w szkole, żeby nas czegoś nauczyli, a nie jeszcze obarczali nauką czas wolny. Zabawny jestem, walka z oświatą to jak walka z wiatrakami. Niestety, ale "głos dziecka, chociażby nie wiadomo jak szczery, niestety nic nie znaczy". Pozostaje nam przeklinać w myślach codziennie rano... albo być Kayleigh. Heh, powiedziałem to tak poetycko, jakbym to ja był ten najbardziej ułożony i zaciekle stawał po stronie szkolnictwa... Nieważne! Kay jest rozsądna i... i to dobrze.
W minionym tygodniu zauważyłem, że mimo przepaści charakterów między mną, a Kayleigh bardzo zbliżyliśmy się do siebie. Może to przypadek, a może znowu łamię anielski kodeks, którego przecież nie znam i który pewnie nie istnieje, ale trzeba mieć jakąś wymówkę na dziwne rzeczy, dziejące się wokół ciebie, prawda?
Przez każdy kolejny dzień po wizycie Sam wstawiłem równo z Kayleigh, robiłem w większości to samo co blondynka, a moja umiejętność niekontrolowanego przemieszczania się... jakby coś niekontrolowanego mogłoby być umiejętnością ze stanowiska opanowania tego czegoś... Taaa... No ale zawsze lepsze to niż ''teleportowanie się'', prawda? Jeszcze trochę i deportujemy się poza mury Hogwartu, bo przecież po co się ograniczać!
W każdym razie to moje coś, przez co muszę być blisko Kayleigh weszło na większy poziom. Teraz gdy chciałem odejść od blondynki dalej niż na pięć metrów, świat zamieniał się w mechanizm przypominający bieżnię, a ja mimo ruchu stałem w miejscu równo kilka metrów od dziewczyny. Nie powiem, zaczęło mnie to w jakiś sposób niepokoić...
Nie tylko to! Ostatnio dziewczyna zaczęła pisać z jakimś chłopakiem. Znacie to? Znajomość rozpoczynająca się przez SMS na dwieście procent skończy się właśnie wiadomością. Elektroniczne znajomości wywołują nie tylko potrójne emocje ale również tworzą jakąś nadzieję, a przecież pisać można wszystko. Męczące, ale zobaczymy co z tego wyjdzie. Zbliżenie do Kay to jedno, z kolei kontakt ze światem fizycznym to niepokojące zjawisko, a to właśnie miało miejsce wczoraj...

***

 Na rany Chrystusa, a ta znowu swoje. Jak można w ogóle jeść śniadanie, popijać kawę czy inny napój z kubka i przeglądać internet? Nie mówię, że jest to niemożliwe, ale chodzi o sam wpływ np. Facebooka na takie funkcjonowanie. Przez następne kilka godzin po wstaniu mój umysł dochodzi do siebie, a w szkole miałem ochotę zakneblować wszystkich wokół, aby przestali pieprzyć głupoty. A Kayleigh? Dziewczyna błyskawicznie przeglądała portale społecznościowe, sporadycznie chichocząc na widok obrazków, które miały być śmieszne, ale, szok, nie są! No ale jak tam woli, prawda? Stałem właśnie oparty o blat kuchenny i piłem herbatę. Po chwili chwyciłem talerz z kanapkami, których ''anielską wersję'' wziąłem sobie z tych przyrządzonych przez Kay i udałem się na drugi koniec stołu tak, aby usiąść naprzeciwko dziewczyny, i znowu bez odpowiedzi zadać sobie pytanie, co wyjątkowego jest w niej, że muszę spędzać tu drugie życie i oglądać jej... przygody? W drodze przez kuchnię przypadkowo zahaczyłem łokciem szklankę leżącą na blacie, a ta spadła i zbiła się z hukiem. Nic by nie było w tym dziwnego, gdyby na ziemię spadła moja wersja szklanki, a nie ta prawdziwa, a dziewczyna nie krzyknęłaby wystraszona...
- To jakieś żarty... - pomyślałem.

***

No i takim właśnie sposobem wystraszyłem moją protegowaną, która na szczęście szybko zapomniała o całej sytuacji i dzisiaj około piętnastej zaczęła się uczyć. Teraz siedziała przy komputerze i grała w jakąś głupią gierkę na bezsensownej stronce. A ja w dalszym ciągu nie wiem co się stało, i przede wszystkim dlaczego to się stało. Ktoś ma jakieś pomysły? Halo!?
Taa.. za fajnie by było.


Kiedy otworzyłem oczy, blondynka przeciągała się właśnie na łóżku. Obok niej leżał telefon i rozgarnięta kołdra. Po chwili wstała i zaczęła przygotowywać sobie jakiś strój.
- No to trochę to zajmie - pomyślałem i położyłem się na wznak na kanapie z zamiarem poleżenia chociaż chwilę.
Bo przecież muszę nabrać siły na dzień w szkole, prawda?
Oprócz nużących faktów o tym, jak umarł Krassus będę musiał jeszcze kibicować w konkursie.

UWAGA! UWAGA! Który pozer i pseudo modniś podciągnie wyżej nogawki? Nagroda to +50 punktów do frajera!!! Warto!!! Ostatni rekord to do połowy łydki!!!

Na samą myśl jestem zmęczony, a nawet nie wyszliśmy z domu.

Na takim narzekaniu w myślach zeszło mi z pół godziny, a mnie dobiła dodatkowo świadomość, że jestem, nieżyjącą bo nieżyjącą, częścią tego pozbawionego unikalności społeczeństwa... przykre, prawda?

Gdy gotowa już dziewczyna i ja w nienaruszonym stanie po nocy wyszliśmy z domu, przeszliśmy zaledwie kilka metrów, a dziewczyna usiadła na schodkach prowadzących do jakiejś kamienicy, a ja stałem jak idiota, rozkładając ręce z bezsilności. Co? Czy dziewczyna może zrobić chociaż raz coś, co będzie na tyle przewidywalne, abym nie miał dość z samego rana. Chwilę później wszystko się wyjaśniło. Na parking przy budynku wjechało srebne BMW Coupé. Wyskoczyła z niego Samantha we własnej osobie. Pomachała niezgrabnie do Kayleigh, sięgając na tylne siedzienie po plecak i... deskorolkę.
- Dzień dobry, pani Grant! - krzyknęła blondynka.
- Cześć Ki - usłyszała w odpowiedzi.
Po chwili auto odjechało, a brunetka podeszła do Kayleigh. Przytuliły się, a Sam usiadła obok. Wyjęła z plecaka wełnianą czapkę i nałożyła ją na głowę.
- Nie, nie, nie i nie, zdejmij to proszę - poprosiła blondynka.
- Ale ja lubię wyglądać źle i uspokój się - powiedziała brunetka, wybuchając śmiechem.
To narzekanie o czapkę to ich jakaś tradycja? Nieważne.

Gdy wreszcie ruszyły w stronę szkoły, zauważyłem Cartera, podążającego za nami w pewnej odległości. Czym prędzej poczekałem na niego i rozpocząłem rozmowę:
- Cześć, wiesz może co się ostatnio dzieje? - zapytałem chłopaka, a ten spojrzał na mnie zdziwiony. Po krótkim wyjaśnieniu całej sytuacji, odpowiedział: 
- Znam tylko jedną taką sytuację... znaczy, no wiesz, słyszałem tylko, że podobno do żywych powróciła stróż Elżbiety Batory, która miała być jej odmłodzoną wersją, aby uchronić ją przed kompromitacją z powodu określenia mianem ''wampirzycy''. Nie wiem, czy to autentyczne, ale jedno wiem na sto procent. Takie coś dzieje się tylko w momencie, kiedy podopieczny bardzo potrzebuje pomocy, wsparcia i chce mieć obok kogoś bliskiego.
- No ale to wszystko nie tak! Ja mam być tylko obserwatorem i jej pomagać, Rufus zaznaczył, że nie miał się z nią kontaktować czy coś - odpowiedziałem zmieszany.
- Tak, tylko że na to nie masz za dużego wpływu... materializujesz się w świecie ludzi. Postaram się skontaktować z kimś, kto Ci pomoże, ale nic nie obiecuję.

No to się porobiło...


__________________________________________________________________

Elo, elo! Na wstępie przepraszam, że rozdział pojawia się tak późno :(

No to tak: 

- Pytanie na dzisiaj brzmi: kto jest autorem cytatu z narzekania o szkole?
- Wstępnie fragment o wczorajszym wydarzeniu ze szklanką brzmiał inaczej, ale ze względów eksperymentalnych zastosowałem intermezzo (link przed fragmentem)
- Dzisiejszy tekst jest strasznie mieszany, są tu elementy przeżywania, rozmyślania, próby umieszczenia gdzieś zagadki... dajcie znać jak to wyszło, wg mnie niezbyt ciekawie ;p
- Narzekanie Denisa trochę celowe, trochę z powodu mojego złego humoru ;D

Do przeczytania!






3 komentarze:

  1. Powrót syna marnotrawnego, proszę proszę!
    Nie no żartuję 😝
    Błędy Karolu kochany wyjątkowo na początku:
    ''Chociaż ja byłem i w dalszym ciągu jestem zdania, że po to siedzimy tyle'' - mamy wtrącenie, także przecinek przed 'i'
    ''Przez każdy kolejny dzień po wizycie Sam wstawiłem równo z Kayleigh'' - wstawałem
    ''Obok niej leżał telefon i rozgarnięta kołdra. '' - wiem o co ci chodziło, ale kołdra chyba nie może być rozgarnieta.. :p przynajmniej mi się tak wydaje. Może być porozwalana kołdra? Nie wiem, nie mam teraz głowy do takich rzeczy
    Ohohoh pytania? Jak w szkole! Mamy wolne, nonale trudno..
    - nie mam bladego pojęcia
    Pała jak nic ^^
    A wg mnie te wszystkie połączenia stylów bardzo dobrze Ci wychodzi, przypomniały mi się czasy AU kiedy Cory tak słodko rozmyślał sobie o Emmie :))
    Marudy, łączmy się!
    konieckropka-bookgirl.blogspot.com
    stay-with-me-if-you-remember.blogspot.com
    BG

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha jak miło znowu zobaczyć taki komentarz ;)) Co do tego ''i'' to mi umknęło, z kołdrą nie wiem, ale niech tak zostanie a ja nad tym popracuję i może jakiś zamiennik znajdę :P

      Harry Potter i Więzień Azkabanu przed zmianą czasu powiedział to Świerszcz :D

      Usuń
    2. No przecież! Hari Pota, jak mogłam zapomnieć o tym! Głupia ja >.<

      Usuń

Drogi czytelniku! Dodając komentarz pamiętaj, że to, w jaki sposób się wyrażasz, jest Twoją wizytówką! :)