czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział 13

''Zachowują się jak my!''

*Cory*

- Śniadanie było pyszne. - powiedziała Emma. - A ty chociaż sobie coś zrobiłeś?
- Nie, zjemy na mieście. - sprostowałem.
Dziewczyna właśnie stała na środku pokoju. Lewą nogę wysunęła trochę do przodu, a ręce oparła na biodrach, co w połączeniu z różową piżamą w słodycze wyglądało bardzo zabawnie. 
- Dobra, idziemy? - zapytała.
- No ale... ale chyba ubierasz coś innego? - zapytałem.
- Po co? Nie można już wyjść w piżamie na miasto? - zapytała z uniesioną brwią.
- Eee.. - mruknąłem.
- Oh, no dobra! - tupnęła nogą jak małe dziecko i zaczęła grzebać w szafie.
No więc... z serii przemyśleń Cory'ego. Osobą, przez którą zwykłe staje się niezwykłe... taką osobą dla mnie jest Emma Jensen. Wszystko okej, ale dlaczego? Znam dziewczynę od ośmiu dni, dlaczego taką osobą nie jest powiedzmy Brittany, którą znam od ponad roku? Emma jest ode mnie całkowicie różna. Różna, z przeliterowaniem i naciskiem na ''różna''. Wiemy już, że jest kobietą... ma nawet na to dowody. Jest blondynką, która łamie głupkowaty stereotyp ''głupiej blondynki''. Jest ładna... może to ten aspekt mnie do niej przekonuje? Nie, każda dziewczyna jest śliczna, więc to na pewno nie to. No więc nazywa się Emma Jensen, jest kobietą, pięknością o blond włosach. To wszystko? No wysil się, Cory!
- Cory! - powiedziała głośno Emma. - Jak tak dalej pójdzie, zabiorę Cię do lekarza.
- Ale co ja robię? - wzruszyłem ramionami.
- Odpływasz i nie kontaktujesz jak do Ciebie mówię. - wytknęła mi.
- ''I never needed you for pointing out my wrongs''. - mruknąłem ledwo słyszalnie.
- No więc... o co chodzi? - zapytała, siadając koło mnie.
Poczułem się jak u psychologa... jak to się mówi? Ah, tak - ''Bez kitu!''.
- Wyjdź mi z głowy to nie będę odpływał. - zaśmiałem się.
- Co? - zapytała ze śmiechem.
- No bo ciągle siedzisz mi w głowie... przez to ciągle myślę kim jesteś i co jest z Tobą lub ze mną nie tak, że tak na mnie działasz i wiesz ogólnie to... - zacząłem.
- Stop. Rozumiem. - powiedziała. - Ale wiesz, że jestem obok, nie? Możesz mnie zapytać o wszystko. - mrugnęła okiem i opuściła pomieszczenie.
Wszystko ładnie i pięknie, ale jak ja mam ją o cokolwiek spytać? Przeszkadzałyby mi jej oczy i usta, ciągle rozszerzające się w tym ujmującym uśmiechu. Dobra, załóżmy, że pokonałem te zapory i stoję przed nią odwrócony, aby jej osoba mnie nie... onieśmielała? Dobra, niech będzie. ''Cześć, mam problem. No bo wiesz, jest taka jedna... Emma Jensen się nazywa. Wiem, że jest kobietą, jest śliczna i ma piękne blond włosy. Wiesz może, co jest z nią nie tak? Nie mogę się skupić na niczym innym oprócz niej.''. Tak, Cory, to bardzo mądre. Często wypominałem sobie swoją głupotę, ale odkąd poznałem Emmę, moje wewnętrzne walki ze sobą przybierają na sile... i ilości.
- Jesteś gotowy?! - usłyszałem donośny głos dobiegający z korytarza.
- Tak! Już idę! - powiedziałem głośno.
No nic, moje błyskotliwe pytania będę musiał ułożyć później. Chwyciłem w rękę telefon i udałem się w stronę wyjścia z pokoju. Schodząc po schodach usłyszałem, jak blondynka rozmawia sama ze sobą. Dałbym głowę, że blondynka powiedziała co najmniej raz słowa ''Amu'' oraz ''Koc''. Dobra, albo zamierza zrobić piknik z ukrytą kamerą, albo wyprowadza się na tylne siedzenie auta koleżanki.
- Pomóc Ci w czymś? - zapytałem, widząc blondynkę, która miotała się po salonie z wielką siatką.
- Miałam gdzieś tu ją! - powiedziała i otworzyła jedną z szuflad w komodzie.
- Ale o co chodzi? - zapytałem.
- O piłkę, Cory! Piłkę dla psiaków! - powiedziała.
Po chwili otworzyła kolejną szafkę, a zaraz potem jeszcze jedną.
- MAM! - wrzasnęła i podniosła do góry rękę, w której trzymała biało-czarną, gumową piłeczkę.
- Kochanie... miej na uwadze moje uszy, ok? - zapytałem smutno.
- Ojoj, biedny Cory. - powiedziała i, przechodząc, zaatakowała moją biedną głowę.
Moje włosy wyglądały jak po apokalipsie zombie, zresztą jak cały salon. Dziewczyna zniknęła na chwilę w kuchni, aby po chwili wrócić.
- Idziemy? - zapytała z uśmiechem i wyciągnęła rękę w moim kierunku.
''Idziemy'' - pomyślałem i chwyciłem rękę dziewczyny. Ruszyliśmy w kierunku drzwi. Po naszym wyjściu dziewczyna, nie puszczając mojej ręki, zamknęła drzwi na klucz. Miała ograniczone ruchy, więc trochę to trwało. Gdy wreszcie udało nam się wyjść na ulicę, zaczęliśmy wędrówkę w... nie do końca nieznane.
Po chwili zorientowałem się, że nie wiem do jakiego schroniska właściwie idziemy. W okolicy znałem tylko jedno, było to schronisko ''Aleksandra's Zoo'' na Oleander Ave. Było to trochę daleko, ale nie widziałem przeszkód, abyśmy nie mogli się tam udać.
- Idziemy do Aleksandry? - zapytałem.
- Gdzie? - zapytała zdziwiona blondynka.
- Do Aleksandry. Schronisko ''Aleksandra's Zoo''. - powiedziałem.
- Ah, nie. Idziemy na Greenwood Ave. Jest tam małe schronisko prywatne. Miła pani, która ma dużą działkę postanowiła zrobić dom dla zwierząt i przyjmuje tam zwierzęta zabłąkane, chore i inne. Wszystkie. - powiedziała blondynka.
- I sama to wszystko ogarnia? - zapytałem z podziwem.
- Ma co prawda kilku ochotników do sprzątania od czasu do czasu, ale tak na co dzień to sama je karmi i im sprząta. - odpowiedziała Emma.
Wow, od wczoraj dowiaduje się o dziwnych i jednocześnie fascynujących rzeczach. Po pierwsze, dziwna kobieta, która ma w domu kilkanaście kotów, a także pani, która sama prowadzi schronisko dla zwierząt. Jeszcze raz: Wow.
- Prawie jesteśmy. - powiedziała blondynka.
- Co? Już? - zdziwiłem się. 
No tak. Idąc prosto przez Neuralia Rd, wystarczy skręcić i już jest się na Greenwood. Jest to bardzo spokojna ulica i, z tego co mi wiadomo, bogata. Mieszkają tu osoby, którym zależy na spokoju, więc nie zdziwiłem się, gdy Emma powiedziała mi, gdzie znajduje się schronisko.
- Oh, nie! - jęknęła Emma.
- Co się stało? - zapytałem z przestrachem.
- ONA tam jest. - powiedziała zrezygnowana.
- Kto? - zapytałem zdezorientowany.
- Kiki. - powiedziała i wywróciła oczami.
- Skąd wiesz? - zapytałem.
- Różowe auto w kwiatki. - stwierdziła krótko.
Spojrzałem na całą ulicę. Faktycznie, przy jednym podjeździe stało różowe auto w kwiatki.
- No... ale każdy może mieć taki samochód. - stwierdziłem.
- Ta.. a Kiki nie ma kotów. - prychnęła i przyspieszyła kroku.
Emma stanęła przy czarnej bramie i się zatrzymała. Odwróciła się w moim kierunku.
- No, chodź, Cory! - ponagliła mnie.
- Idę... - mruknąłem.
Gdy wreszcie stanąłem obok Emmy, dziewczyna otworzyła furtkę i weszła na posesje. Zrobiłem to samo i po chwili już kierowaliśmy się w stronę domu.
- A nie przypadkiem tam? - zapytałem, wskazując na ogromny budynek stojący na działce.
- Nie. - odparła. - Najpierw trzeba wejść tutaj. 
Tak jak powiedziała, tak zrobiliśmy. Weszliśmy po małych schodkach i stanęliśmy przed drzwiami. Emma zapukała do drzwi.

- Słucham? - zapytała kobieta, otwierając drzwi. - Ah, Emma, kochanie! Nie jesteś sama! - uśmiechnęła się szeroko i wpuściła nas do środka.
- Dzień dobry, pani Olivio! - uśmiechnęła się Emma.
Kobieta, która nas wpuściła, była niską brunetką o oliwkowej cerze. Sprawiała wrażenie bardzo miłej. Nie wiem, czy to dlatego, że była w pracy, ale nie wyglądała jak 90% Greenwood. Nie nosiła wymyślnych strojów i biżuterii.
Emma weszła w głąb domu, prawdopodobnie kierowała się do salonu. Cały czas trzymałem się blisko niej.
- Emma, kwiatuszku! - usłyszałem spokojny głos dochodzący z salonu.
- Cześć, Kiki. - powiedziała Emma.
Gdy zobaczyłem kobietę siedzącą w salonie, stwierdziłem, że Emma nie przesadzała. Owa Kiki była siwą, starszą osobą, miała na sobie zapewne jeden cały, duży sklep z biżuterią, a jej strój przypominał co najmniej hipisa. Całość uwydatniały ogromne okulary grubości dna od filiżanki, które powiększały jej oczy przynajmniej pięciokrotnie.



- Dzień dobry! - przywitałem się wesoło.
- Dzień dobry... jak najbardziej dobry. - odparła wesoło pani Olivia. - W czym mogę Wam pomóc? - zapytała.
- No więc.. mamę udało mi się wreszcie namówić na kota! - ucieszyła się Emma i przybiła ''piątkę'' z panią Olivią.
- To świetnie! A za czym się rozglądasz? Duży? Mały? - zapytała zaciekawiona pani Olivia.
- Malutki! Chciałabym go sama wychować! - powiedziała Emma.
- Zapraszam za mną! - powiedziała uroczyście pani Olivia i opuściła pomieszczenie.
Myślałem, że uda się do wyjścia, jednak się myliłem. Kobieta przeszła do drugiego pomieszczenia. Razem z Emmą podążyliśmy za nią. Wychodząc z pokoju, nie mogłem się powstrzymać, aby zobaczyć co robi Kiki. Odwróciłem się i napotkałem przeszywające spojrzenie kobiety. Kobieta... jak to się mówi? ''Lustrowała mnie'' z góry do dołu.
Czym prędzej wróciłem do Emmy.
- Dzień dobry, kochani! - powiedziała wysokim głosem Olivia.
- Jakie urocze! - przyznała Emma.
Kobiety stały przy gigantycznym... kojcu? Przy gigantycznym kojcu dla zwierząt. Spojrzałem do środka. Była tam na oko trzydziestka małych kotków.
- Zostawiam Was samych, namyślcie się. - powiedziała uprzejmie kobieta i opuściła pomieszczenie.
- Patrz, Cory! One zachowują się jak my! - Emma wskazała na parę kotków, które, oddalone od reszty, bawiły się ze sobą w kącie ''łóżka''. Koty leżały obok siebie i przebierały łapkami w każdą stronę.
- Ooooo, nie mogę ich rozdzielić! - powiedziała Emma smutna.
- Może są inne ładne? - zapytałem i odszedłem dalej.
- Coryyyy... - zaczęła Emma.
Nie, nie, nie! Wiedziałem, co dziewczyna ma w planach. Za żadne skarby nie przygarnę kota... i to małego!
- Nie. - sprostowałem.
- Ale... - zaczęła.
- Nie umiem zadbać sam o siebie, a mam dbać o kota? - zaśmiałem się.
- Zapytasz chociaż mamy? - zapytała, robiąc ''słodkie oczka''.
- Dobra... ale tylko zapytam, nic więcej. - powiedziałem i wyciągnąłem telefon z kieszeni.
Wybrałem numer Jane i oczekiwałem na połączenie.

- Halo? - odebrała.
- Cześć, mamo. - przywitałem się.
- Cześć, Cory! Coś się stało? - zapytała.
- Niby nie, ale jesteśmy właśnie z Emmą w schronisku, bo przyszła po kota. - mruknąłem.
- Tak?
- No i Emma zobaczyła taką parę kotków, i nie chce innego niż on, a może wziąć tylko jednego. - kontynuowałem niechętnie.
- No to weź, co za problem? - niemal wyczułem, jak kobieta wzrusza ramionami.
- Szczerze spodziewałem się stanowczego sprzeciwu.. - zaśmiałem się.
- Nie, nie. Muszę kończyć, Cory. Pa! - rozłączyła się.

- Możesz... - stwierdziła Emma.
- Mogę... a chcę? - zapytałem.
- No nie wiem. - powiedziała i wyciągnęła małego kotka z kojca, a następnie podała mi.
Drugi kot automatycznie wydał akt sprzeciwu, mrucząc głośno. Kot, którego trzymałem na rękach, miał... barwę? Tak, chyba tak. Miał barwę szaro-brązową. Miał ogromne oczka i teraz wlepiał we mnie je, śledząc każdy mój ruch. No i co tak patrzysz? Weź bądź mniej słodki.
- Kochany, nie? - zapytała Emma.
- Tak. - przyznałem.
- Bierzesz? - zapytała.
- Nie wiem. - przyznałem.
- Na próbę. - powiedziała. - Jakby coś jest Kiki... - dodała oschle.

Po chwili małej sprzeczki, postanowiłem przygarnąć kota, jak to ujęła Emma, ''na próbę''.
Wzięliśmy kotki na ręce i wróciliśmy do salonu.
- Też kogoś znalazłeś? - zapytała uprzejmie Olivia, zwracając się do mnie.
Pokiwałem twierdząco głową.
- Muszę spytać, miałeś do czynienia z... - zaczęła Olivia.
- Corey Flautney, syn Jane i Mike'a Andersonów. Źle kot nie będzie miał. - zapewniła Kiki.
- Ekhm, dziękuję. - zwróciłem się do kobiety. - Nazywam się Cory, nie Corey.
- Przepraszam. - powiedziała kobieta.
- Skoro Kiki tak mówi... - powiedziała kobieta z uśmiechem. - To są te z rogu? - zapytała, przyglądając się futrzakom.
My potaknęliśmy twierdząco głowami. Kobieta podała nam dwie małe książeczki.
- Tutaj macie książeczki zdrowia. - oznajmiła kobieta.
- Byłabym zapomniała. - powiedziała Emma i wskazała siatkę, leżącą koło krzesła. - Tutaj jest siatka z kilkoma gadżetami dla szczeniaków! - dodała wesoło.
- Dziękujemy! - powiedziała kobieta. - W razie pytań, dzwońcie.
- Do widzenia. - pożegnałem się, a Emma mi zawtórowała.

Tak, oto wracaliśmy do domu z młodymi kociakami na rękach. Wiem, że wyglądało to trochę banalne, ale co miałem zrobić? Nic się nie zmieniło, dalej nie umiałem jej odmówić.
- Dziękuję, że go przygarnąłeś! - powiedziała.
- Nie ma sprawy. - powiedziałem.
- One się kochają! - powiedziała i spojrzała na koty.
- A my? - zapytałem.
- Chyba też. - zaśmiała się.
- Chyba? - uniosłem brew i skręciłem na podjazd do mojego domu. 

Po wejściu do domu, od razu udaliśmy się do mojego pokoju. Chwileczkę! Gdzie są wszyscy? Przecież dzisiaj rodzice mają wolne. Położyłem kota na fotelu, a ten od razu zaczął się bawić. Wiercił się, a po chwili zaczął lizać sobie łapę.



- Właściwie skąd Kiki mnie zna? - zapytałem zdziwiony blondynkę.
- Nie wiem... ona wie wszystko o wszystkich. Nie ma nic innego do roboty, więc wiesz.
- Mhm. - mruknąłem.
- Jak je nazwiemy? - zapytała, patrząc na futrzaki.
- Lord Miauczek.. - mruknąłem.
- Hah, to świetne, Cory! - cieszyła się. - Czyli królewsko? No dobra... Lady Mruczka.
- Nie no... powiedziałem to w żartach. - zaśmiałem się.
- Ale jest świetne! Lord Miauczek i Lady Mruczka! - powiedziała poważnie blondynka.
Zgodziłem się kiwnięciem głowy. Patrzałem na koty i po chwili stwierdziłem, że nie mają nic do jedzenia.
- Zejdę im po jedzenie. - powiedziałem.
- A masz coś? - zapytała.
- No tak.. Stephen ostatnio przytargał ze sobą tą siatkę z jedzeniem dla Koteła. - oznajmiłem.
- Dobra! - ucieszyła się dziewczyna.
Ja zszedłem na dół i udałem się do kuchni. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to kartka leżąca na stole. Pochyłym pismem, którym posługiwała się Janette, było napisane

''Drogi Cory,
Udaliśmy się z wszystkimi na zakupy i małą wycieczkę,
nie chcieliśmy Wam przeszkadzać. 
W lodówce macie obiad. 
Jane"

Zaśmiałem się pod nosem i podszedłem do lodówki. Z niej wyjąłem mleko i dwie puszki karmy dla kotów. Mleko nalałem do dwóch spodków i wróciłem do góry.

Gdy otworzyłem drzwi, prawie nie wpadłem na Emmę, która stała przy drzwiach i patrzyła się na mnie poważnie. Po chwili wykonała jakieś skomplikowane gesty i wybuchnęła śmiechem.



Koty siedziały obok siebie i patrzyły się na nas jakobyśmy postradali zmysły.

______________________________________________________________________

Dobra, 13 gotowy. Wiem, że trochę krótki, 
ale nie mógłbym pozostawić Was bez rozdziału, a czas goni :(
Nie sądzicie, że akcja z kotem trochę płytka? :D Chyba mi się nie udała.

Miłego sylwestra! 

4 komentarze:

  1. Ojej! Następny!!!
    Już się nie mogę doczekać następnego... Musisz wydać książkę kochana <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 14 właśnie się pisze ;) Tym razem perspektywa Emmy...

      No i ja jestem chłopakiem no :( :D

      Usuń
  2. - Stop. Rozumiem. - powiedziała. - Ale wiesz, że jestem obok, nie? Możesz mnie zapytać o wszystko.
    - Czy to prawda, że dziewczyny nie srają?

    Coś mi się definitywnie dzisiaj dzieje ;-;

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Dodając komentarz pamiętaj, że to, w jaki sposób się wyrażasz, jest Twoją wizytówką! :)