sobota, 2 stycznia 2016

Rozdział 14

''RAWR!''

*Emma*

Gdy zobaczyłam reakcję Cory'ego na to, co robię, zgięłam się w pół ze śmiechu. Widać było, że Cory nie jest chłopakiem, który lubi urozmaicać sobie życie szalonymi zabawami i wariacjami, co bardzo mi się podobało. Chwilami miałam wrażenie, że chłopak, po każdym swoim słowie, boi się mojej reakcji i odpowiedzi.
- Co masz dla Miauczka i Mruczki? - zaśmiałam się.
- No.. mleko i chyba jakieś mięso w puszce? - odpowiedział niepewnie Cory.
- No i super! - ucieszyłam się.
Usiadłam na kanapie, a Cory ukucnął na dywanie i zaczął otwierać puszki z jedzeniem dla naszych futrzaków. Ja i koty patrzeliśmy, co chłopak robi.

Po jakichś dwóch godzinach szalonej zabawy, koty się zmęczyły i poszły spać. My w ciszy patrzeliśmy, jak parka śpi wtulona w siebie w kącie łóżka.
- Powiesz to jeszcze raz? - zagadnęłam.
- Hm? - mruknął chłopak.
- No wiesz.. to co powiedziałeś przed sklepem. - powiedziałam.
- Heh, to, że Cię kocham? - zapytał Cory, wyraźnie naciskając na słowo ''kocham''.
- Mhm. - tym razem to ja mruknęłam.
- Kocham Cię. - stwierdził Cory.
Chłopak leżał na plecach i patrzał w sufit. Gdy tak leżał, rękaw jego bluzki trochę się osunął i zauważyłam, że chłopak ma tatuaż. W takich chwilach mam ochotę strzelić sobie tzw. ''Facepalm'a''. Dlaczego? Przez ostatni tydzień widzieliśmy się prawie codziennie, a ja nie zauważyłam tak znaczącego szczegółu na ciele mojego... chłopaka.
- Masz tatuaże? - zapytałam.
- Kilka. - mruknął i podniósł się. Usiadł na krawędzi łóżka. - Skąd pytanie.
- Tak po prostu. - powiedziałam. - Pokażesz?
Chłopak zdjął bluzę i takim sposobem został tylko w czarnym podkoszulku. Zaczął nad czymś intensywnie myśleć, przez co zrobił zabawną minę.



Zaśmiałam się głośno i również wstałam. Tatuaże chłopaka mnie zaciekawiły. Mimo, że kompletnie nic nie wiedziałam o tatuażach, postanowiłam się skupić i spróbować wywnioskować coś z ''ozdób'' na ciele. Po kilku chwilach jednak się poddałam i już chciałam zapytać, ale zauważyłam, że chłopak dalej siedzi zamyślony.
- O czym myślisz? - zapytałam.
- Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia... czy coś w tym stylu? - zapytał.
- Nie wierzyłam. - powiedziałam.
Chyba pierwszy raz odkąd się znamy, Cory zadał mi pytanie, które podlegało pod głębszą analizę.
- Już wierzysz? - zapytał.
- Na naszym przykładzie. - powiedziałam. - Znamy się zaledwie tydzień, a czuję, że u boku kogoś innego nie mogłabym chodzić. Skąd pytanie?
- Tak po prostu.. - mruknął.
- Nie. Jakiś powód jest zawsze. - stwierdziłam stanowczo.
- No bo jest taka dziewczyna... - zaczął.
Co!? Chwila, chwila, młodzieńcze!
- To bardzo piękna blondynka, ma cudowne oczy... - kontynuował.
Mimo, że wiedziałam, co chłopak zamierza, nie przerwałam mu. Przeciwnie, oparłam się o ścianę i z ciekawością słuchałam, co mówił.


- No i ona zjawiła się w moim życiu jakby za sprawą magicznego zaklęcia, wypowiedzianego po machnięciu różdżką. Zresztą nie ma się co dziwić, ona jest magiczna. Z każdym dniem zaskakuje mnie co raz bardziej. Najgorsze... może najlepsze w tym wszystkim jest to, że jej wpływ jest zbyt mocny... W sensie pozytywnym oczywiście. Wcześniej bardzo denerwowało mnie to, że nie mogę powiedzieć ''nie'', ale teraz się do tego przyzwyczaiłem. Nazywa się Emma, wiesz co z nią nie tak? - zapytał na koniec.

Po tej długiej wypowiedzi chłopaka, kotłowało się we mnie milion... milion emocji to mało powiedziane. Dałabym wszystko, aby dowiedzieć się, co teraz dzieje się w środku chłopaka, co teraz czuje i jakiej odpowiedzi ode mnie oczekuje. Chłopak idealnie obrał w słowa uczucia, jakimi mnie darzy. Wcześniej zapytał mnie o to, czy wierzę w ''miłość od pierwszego wejrzenia''. Szczerze? Nie wierzyłam. Cholernie nie wierzyłam do czasu, gdy spotkałam Cory'ego. Nie umiałam wyobrazić sobie obrazu idealnej miłości. Głupie? Zapewne. Jednak teraz... teraz, kiedy mam wszystko, co wpisuje się w ten termin, jestem tutaj i ani przez chwilę nie zwątpiłam w więź, jaka nas połączyła. Głupie? Po raz kolejny - zapewne tak. Znamy się tydzień? Może i tak, ale...
- Szukaliśmy siebie całe życie... - dodał chłopak.
... Szukaliśmy siebie całe życie... Tak, idealnie to ujął. Dziwne, że pomyśleliśmy o tym samym w jednym momencie. Takie drobnostki umacniają mnie w przekonaniu, że dopełniamy się w stu procentach. Mogłabym tak myśleć przez następne kilka godzin, ale nie mogę siedzieć i milczeć, kiedy chłopak, który dla mnie złamał swoje zasady przetrwania, siedzi i czeka na moją odpowiedź, patrząc mi w oczy smutno.
- Czemu czuję się tak, jakbyśmy się znali całe życie? - zapytałam.
- Nie wiem... to dziwne, nie? - zapytał.
- I masz rację, coś jest ze mną nie tak. - stwierdziłam. - Oszalałam na punkcie pewnego bruneta.
- Ja na punkcie blondynki, o której mówiłem wcześniej.. - westchnął chłopak. - Jak nazywa się Twój?
- Cory, a Twoja? - zapytałam.
- Emma. - odpowiedział.
- Kocham.. - powiedziałam. - I nie przestanę, choćby mnie końmi ciągnęli.
- Na zawsze. - przyznał chłopak.

- No weź to wreszcie zdejmij! - powiedziałam.
Podeszłam do chłopaka pomogłam mu się pozbyć irytującego podkoszulka, który jedynie blokował mi widok arcydzieła, jakim zapewne był jego tors. No i nie myliłam się. Chłopak teraz siedział bez koszulki... A tam? Niespodzianka! Kolejny tatuaż.
- No więc co one oznaczają? - zapytałam, jeżdżąc palcem po jednym z tatuaży na lewym przedramieniu chłopaka.
- Moje tatuaże to tylko sploty celtyckie. - mruknął chłopak, patrząc w sufit.
Następnie przejechał prawą ręką po przedramieniu i zatrzymał ją obok mojej dłoni.
- Plecionka wieczności... Zwycięstwo życia nad śmiercią... - powiedział, i pojechał dalej.
Teraz zatrzymał się na ramieniu, na którym widniał duży krzyż, składający się z czterech ramion, obręczy i koła w centrum.
- Symbol czterech stron świata, wiary i oczekiwania na nadejście ewangelii. - powiedział.
Jego prawa dłoń dotknęła prawej piersi, na której było wytatuowane coś na wzór listka.
- Tarcza. - mruknął chłopak.
- Myślałam, że ozdobny liść. - palnęłam.
Chłopak się zaśmiał i kontynuował:
- Tarcza to symbol siły i ochrony...
Nim chłopak skończył, do pokoju bez pukania weszła Yah.
- No witam! - powiedziała.
- Proszę. - mruknął Cory.
- Hej, Kali! - ucieszyłam się na widok siostry Cory'ego.
- Co tam robicie, gołąbeczki? - zapytała.
- Cory mi tłumaczy znaczenie swoich tatuaży. - oznajmiłam.
- Mhm... - powiedziała i spojrzała w kąt łóżka. - O, jezu! To kotki!!! - pisnęła.
- Cicho, bo je obudzisz. - Cory skarcił siostrę.
- Oj, przepraszam no.. - mruknęła smutna. - Zejdźcie na dół, mama robi kawę.
- Ok, już idziemy. - powiedział Cory, a Yah opuściła pokój.
Chłopak podniósł się i ponownie usiadł na rancie łóżka. Założył koszulkę i wstał.
- Więc w skrócie: Twoje tatuaże przedstawiają siłę, wieczność i życie, tak? - zapytałam.
- Tak... opisują nasz związek. - zaśmiał się i opuścił pokój.

Weszliśmy do kuchni, i oczy wszystkich automatycznie zwróciły się na naszą dwójkę. W pomieszczeniu byli rodzice Cory'ego, Jesse z Jessicą i Yah z jakimś chłopakiem.
- No, nareszcie zakochańce się pojawiły. - powiedział tata Cory'ego.
- Witam! - powiedziałam z uśmiechem.
- Kto co chce do picia? - zapytał Mike.
- Kawę. - powiedział Cory.
- Ja napiję się herbaty, zrobię sama jeśli pan pozwoli.. i tak już każdy coś chce. - powiedziałam wesoło.
Podeszłam do blatu i nastawiłam wodę w czajniku elektrycznym, ponieważ na gazie był już nastawiony pełny. Chwyciłam dwa kubki i nasypałam do jednego kawy, a do drugiego włożyłam saszetkę herbaty. Bogu dziękować, że wszystko było na blacie, ponieważ czułabym się dziwnie grzebiąc w szafkach pani Anderson.
- Witamy Andersonów, Flautneyów, Jensenów, Carterów i Price'ów! - powiedziała oficjalnie Brittany, wchodząc do kuchni. Wszyscy spojrzeli zdziwieni na szatynkę.
- Cześć wszystkim. - dodał Stephen, wchodząc za siostrą do kuchni.
- Cześć. - odpowiedziałam zaraz po wszystkich.
Zalałam wszystkie oczekujące w kolejce kubki wrzątkiem, a następnie niczym kelnerka zaczęłam roznosić napoje. Najpierw swój postawiłam na stole, Cory'emu podałam jego kawę.
- Zielony kubek tutaj. - Jesse podniósł rękę.
- Jesse! - Jessica zwróciła uwagę chłopakowi.
- No co? - zapytał zdziwiony.
- Emma jest Twoją kelnerką? Idź po kubek sam. - powiedziała Jess i wstała z kolan chłopaka.
Jesse jak na skazanie poszedł po swój napój. Ja chwyciłam kubek z napisem The Best Mommy i podałam pani Anderson.
- Dziękuję, kochana! - powiedziała z uśmiechem kobieta.
Ja kiwnęłam głową i wróciłam do blatu, z którego wzięłam kubek z napisem The Best Daddy i podałam panu Anderson, który mi również podziękował.
- Gdzie byliście? - zagadnął Cory.
- Na zakupach w Aspen Mall i Tierra Del Sol. - powiedział pan Anderson.
- To ten klub golfowy? - zapytałam.
- Tak. Było nawet fajnie, w drodze powrotnej wpadliśmy na obiad, żeby mama nie musiała już robić i tak się skończyło. - odpowiedział mężczyzna. - A co Wy robiliście? - zwrócił się do mnie.
- Zaadoptowaliśmy dwa urocze kocięta, a potem byliśmy w pokoju. - powiedziałam.
- Przepraszam, że przerywam, ale ja muszę już iść. - powiedziała Jessica. - Miłego wieczoru i dobranoc. - uśmiechnęła się szeroko i opuściła pomieszczenie.
Spojrzenia wszystkich zwróciły się w kierunku Jessego.
- No co? - chłopak spojrzał na nas zdziwiony.
- Zapytam czy ją odwieźć. - powiedział Stephen i również wyszedł.
- Dobra, dziękujemy za herbatę. - pani Anderson zwróciła się do mnie. - My pójdziemy do naszego pokoju. Bawcie się dobrze. - dodała.
Rodzice Cory'ego opuścili pomieszczenie. 
- My pójdziemy do góry i spędzimy trochę czasu razem. - oznajmiła Yah.
- No... właściwie muszę już iść. - powiedział znajomy Kali.
- Czemu? - zapytała dziewczyna.
- Mama na pewno zastanawia się gdzie jestem, a poza tym nie chcę nadużywać gościnności pani Anderson. - spojrzał na mnie i Jessego.
- Jak się boisz moich braci, to uwierz, że ja sobie z nimi... - zaczęła Kali.
- Tak, tak, ale Tom na pewno jest zmęczony po całym dniu i chce wracać do domu. - powiedział Cory.
Oj... ta jego nadopiekuńczość jest taka urocza.
- No, dokładnie tak. - powiedział Tom, a następnie przytulił Kali i opuścił pomieszczenie.

Towarzystwo z chwili na chwilę się wykruszało. Było to w pewnym sensie dobre, ponieważ nie było aż tak niezręcznie. Cory siedział koło mnie i popijał swoją kawę.
- Może to i dobrze, że nie został na noc. - zastanowiła się Kali.
- No, już! Na noc jeszcze? Nawet jeśli, zostałby na maksymalnie godzinę. - Jesse zwrócił się do siostry i postukał się w czoło.
- Dobra, nie bądź już taki ostry, on to nie Patrick. Idę już spać. - dziewczyna obeszła całą kuchnię, całując każdego po kolei w policzek.
- Dziękuję. - powiedziała do każdego z braci.

- Chyba za szybko zaczęła się zadawać z tym całym Tomem. - mruknął Cory.
- Niby tak, ale nie może wiecznie być sama. - powiedziała Brittany.
- I tak będziemy mieć go na oku. - Jesse przybił ''piątkę'' z Corym.
- Jesse, musisz wiedzieć, że znam Jessicę długo, bardzo długo... - zaczęła Britt.
- Nie zostawię jej! - powiedział twardo się Jesse.
- Nie o to chodzi, wiem, że jesteś porządnym chłopakiem. - powiedziała. - Chodzi o to, że znam ją bardzo długą i wiem, że ma swoje zasady. Nie możesz przy niej wysługiwać się kimś. Ona nawet w restauracji sama przynosi sobie zamówienie, żeby nie męczyć kelnera, mimo, że to on dostaje za to wynagrodzenie. - powiedziała szatynka.
- Serio? - zapytał, a szatynka pokiwała głową.
Blondyn wstał i udał się do wyjścia z kuchni, jednak po chwili się wrócił, wziął i wstawił swój kubek do zlewu.
- Tak na dobry początek. - mrugnął do nas okiem i wyszedł.
Wychodząc, rzucił za siebie coś w stylu ''Dobranoc'', a po chwili po domu rozległo się trzaśnięcie drzwiami.
- I jak tam koty? - zagadnęła Brittany.
- Bardzo spoko. - przyznał Cory i odłożył na stół, już pusty, kubek.
- Skoro to kocięta, pewnie dużo przebierają tymi opazurzonymi łapami i mruczą... i w ogóle chcą się bawić. - powiedziała Britt i wstała. - Pójdę już, po tej wycieczce z Twoją rodziną padam z nóg. - powiedziała, zwracając się do Cory'ego. - Miłych snów, miśki.

Po wyjściu Brittany, udaliśmy się do pokoju Cory'ego. Z każdym kolejnym razem, gdy przekraczam próg tego pomieszczenia, nie mogę się nadziwić co jest w nim wyjątkowego. Przyzwyczaiłam się już, że jest tu bardzo czysto, co jest rzadkością w pomieszczeniach, w których rezydują chłopacy, więc może mi się wydaje? Nie wiem, ale kiedyś się dowiem.
- Dużo mruczą i chcą się bawić? - Cory zapytał zdziwiony.
Oboje spojrzeliśmy w kąt łóżka, na którym, jak na zawołanie, Lady Mruczka zamruczała głośno i dalej poszła spać. Nie było jednak Miauczka. Rozejrzeliśmy się po pokoju. 
Lord Miauczek stał w rogu pokoju i nieśmiało kroczył w naszym kierunku.


Gdy wreszcie mu się to udało, wzięłam go na ręce i spojrzałam na Cory'ego.
- Dziękuję za dzisiejszy dzień. - powiedziałam, a Miauczek prawdopodobnie mi zawtórował, ponieważ głośno zamruczał. 
- I tak umiem lepiej. - Cory wytknął język do kota i zamiauczał, udając drapieżnego kota.



***

- Idziesz? - Cory stanął przy drzwiach, trzymając w ręku prawdopodobnie piżamę oraz ręcznik.
- Idę. - przytaknęłam i wstałam.

__________________________________________________________________

Dobra, czternastka gotowa. Perspektywa Emmy okazała się wcale nie takim łatwym zadaniem. Rozdział zapewne nijaki, ale nie umiem wczuć się w kobietę... chyba nic dziwnego. Strasznie krótki, wiem. :(
Piszcie co sądzicie, i czy chcecie zobaczyć jeszcze rozdział pisany z punktu widzenia Emmy?

6 komentarzy:

  1. Nie martw się, ja też na początku miałam problem ze wczuciem się w faceta. Co prawda nie piszę u siebie z tej perspektywy, ale w prywatnych opowiadaniach owszem, i uwierz mi, że po jakimś czasie już jest z górki :)
    Super piszesz i życzę weny :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko jak się wciągnęłam w to czytanie, chyba nie mrugałam i oczy mnie teraz szczypią! CUDOWNA HISTORIA ! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. [- No i ona zjawiła się w moim życiu jakby za sprawą magicznego zaklęcia, wypowiedzianego po machnięciu różdżką...]
    - Mówisz to źle! Ma być LeviOsa, nie LeviosA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hhahahahaha definitywnie masz jakąś głupawkę :D

      Usuń

Drogi czytelniku! Dodając komentarz pamiętaj, że to, w jaki sposób się wyrażasz, jest Twoją wizytówką! :)