wtorek, 15 grudnia 2015

Rozdział 4

"Co jest z Tobą nie tak?!"

*Cory*

Autobus zatrzymał się na przystanku, który znajdował się niedaleko One Stop Market. Ze względu na to, że Jane nie robiła zakupów od trzech dni, pomyślałem, że może czegoś potrzebować. Wybrałem jej numer:
- Halo? Cory? - usłyszałem głos kobiety.
- Cześć, właśnie jestem koło One Stop Market i pomyślałem, że może trzeba coś kupić? - zapytałem. W tle usłyszałem kichnięcie.
- Kup 2 paczki.. - znów kichnięcie. - trzy paczki chusteczek, 3 cytryny i jakieś soki bo już nic nie ma, Twoja siostra pije za dziesięciu. - powiedziała kobieta z westchnięciem.
- Nie ma sprawy, będę za 20 minut. - odpowiedziałem.
Kobieta się rozłączyła. Dobrze wiedziałem, że to westchnięcie było z jej strony jedynie żartem. Jane była w niebie, kiedy któreś z nas było chore. Czemu? Ta kobieta to wzór nadopiekuńczości! Uwielbia podawać leki, robić jedzenie i herbatę. Twierdziła, że jesteśmy już dorośli i może nas mieć tylko przy sobie jak jesteśmy chorzy.

- 12,73. - usłyszałem. Podałem kobiecie siedzącej za kasą banknot i poczekałem na resztę.
- Dziękuję i zapraszamy ponownie. - powiedziała kobieta. Nie rozumiem, jak kasjerzy mogą być tak zmęczeni życiem? Siedzą cały dzień i wydają resztę, a mają miny jakby szli na krucjatę.
Z dwiema siatkami w ręce udałem się do wyjścia ze sklepu.
Przed sklepem pomyślałem, że skorzystam z chwili spokoju i zapalę. Jak wrócę do domu, będę musiał zrobić lekcję, co chciałem jak najdłużej przeciągać. Rosnąca prokrastynacja wśród młodzieży jest przykra, prawda?
Gdy ostatni raz zaciągałem się papierosem, zauważyłem auto Brittany i Stephena podjeżdżające pod sklep. Zaparkowali na jedynym wolnym miejscu i wysiedli.
Brittany nie traciła czasu i w błyskawicznym tempie przebiegła przez parking w moją stronę.
- Coryyyyyy! Jak tam Twoja dziewczyna? - zapytała podekscytowana.
Już druga osoba dzisiaj mnie o to pyta. Co jest?!
- Co? Jaka dziewczyna znowu? - zapytałem z westchnieniem.
Wiedziałem, że to zachęci Britt do droczenia się ze mną, a jednocześnie nie chciałem wykazywać oznak, że wiem o kogo chodzi.
- Jak tam u was? U Ciebie i Emmy w sensie.. - zapytała.
- Nijak, bo nie ma żadnych nas. Co ty i Kaliyah sobie wymyśliłyście? - zapytałem trochę zirytowany, nie udzielając odpowiedzi.
- No weź już nie udawaj! Czemu nie jesteście razem jeszcze? - zapytała. - Nawet Stephen widzi, że coś jest na rzeczy! A to jest Stephen!
- No. - skwitował szatyn. Widać było, że potwierdził słowa siostry dla świętego spokoju.
- Nie jesteśmy razem i nigdy nie będziemy! Nic między nami nie ma, zero. Raz odprowadziłem ją do domu i pojechałem z nią na Muni tylko dlatego, że nie wiedziała jakie połączenie autobusowe wybrać! Po co doszukujecie się w tym wielkiej miłości?! - zapytałem na jednym wydechu wkurzony.
- Cory + Emma = Big Love! - Britt złączyła palce w serce, a usta ułożyła w dziubek wiedząc, że mnie tym rozbawi.
- Co ja się z wami mam.. - pokręciłem głową. - Muszę iść do domu, Kali jest chora.
- Przekaż kotowi: szybkiego powrotu do zdrowia! - krzyknęła Britt, czym zwróciła uwagę kilku osób na parkingu. 
- Nie ma sprawy. - odpowiedziałem i ruszyłem w stronę domu.

- Wypij tą herbatę! - usłyszałem krzyk Jane.
- Wiesz, że nie lubię miodu!!! - Rany, Yah była naprawdę chora, brzmiała jak ranny delfin.
- Witam! - powiedziałem wchodząc do salonu.
Zakupy dla Kali wyłożyłem na stół, a te dla Jane zaniosłem do kuchni.
- Dzięki, Cory. Pojechałabym sama, ale widzisz, że tego dziecka nie można zostawić na chwilę. Fuj, brzydkie... jakby znowu miała 5 lat.. - westchnęła kobieta.
- Nie ma sprawy, jakbyś mnie potrzebowała będę u góry. - odpowiedziałem wesoło. 
Kobieta skinęła głową. Pobiegłem do góry i pierwsze co zrobiłem, to sprawdziłem pocztę i wiadomości na Facebook. Jedna zwróciła moją uwagę. 
''Od Emma Jensen: Dziękuję za dzisiaj''.
Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Myślałem już o tym tyle razy, ale dalej zaprząta mi to głowę:
Co ona ma w sobie takiego!? Jeszcze nigdy nie spotkałem osoby, która w tak szybkim tempie zawładnęła by moją głową! A ona przecież nic nie robi!
Co się ze mną dzieje...

- Cory!!!! - usłyszałem krzyk z dołu. To Janette. Zasnąłem... tak, zdecydowanie spałem.
Podniosłem się i starając się ogarnąć pogniecioną koszulkę, udałem się na dół.
- Słucham. - powiedziałem wchodząc do kuchni.
- Możesz spróbować namówić siostrę, aby wzięła te cholerne lekarstwa?! - jeszcze nigdy nie widziałem Janette..  wkurzonej? ''Zirytowanej'' byłoby tu lepszym określeniem.
- Yah, weź lekarstwa. Już. - powiedziałem poważnie, wchodząc do salonu.
- Nie. - odpowiedziała Kaliyah zachrypniętym głosem.
- Rozumiem, że mam zadzwonić po Britt i macie pajama-party? - uniosłem brew.
Yah podskoczyła na łóżku. 
- Daj te lekarstwa! - zaperzyła.
Ja ze śmiechem wróciłem do kuchni. Całą scenkę oglądała Jane z rozbawieniem.
- Wiesz co... daj mi może numer do Brittany na zapas, co? - zaśmiała się.
Ja wróciłem do góry. Była 21 a ja musiałem jeszcze zrobić lekcje. Po wejściu do pokoju usiadłem i z ciężkim westchnięciem wziąłem pierwszy podręcznik. Wypadło na matematykę.. najgorsze będzie z góry tak?

Lekcje skończyłem robić około 23. Była to pora, żeby iść wreszcie spać. Poszedłem wziąść prysznic.
Po umyciu zębów, ogoleniu i ogarnięciu twarzy, wróciłem do pokoju. Ciężko opadłem na łóżko i praktycznie od razu zasnąłem.

***

You can try and read my lyrics off of this paper... - z głośnika mojego telefonu wydobył się fragment tekstu utworu, który miałem ustawiony jako dzwonek. Jednakże nie był to ani mój poranny oprawca, ani mój budzik w telefonie. Wstałem i spojrzałem na telefon. Nieznany numer.
- Halo? - zapytałem zaspany.
- Halo! Cory? Tu Emma! - co? Ona nie ma co robić?! - pomyślałam, że może pójdziemy razem do szkoły? Wiesz, ostatnio mnie odprowadziłem nawet dwa razy no i jeszcze to wczoraj na Muni. Co ty na to?
- Yy.. no tak, pewnie. Gdzie się spotkamy? - zapytałem.
- Właściwie jestem pod Twoim domem. - powiedziała, a ja mimo tego, że rozmawialiśmy przez telefon, poczułem jej uśmiech.
- Dopiero wstałem.. może wejdź? Porozmawiasz z moją mamą i Kaliyah. - zaoponowałem.
- Tak, bardzo chętnie, ale nie chcę przeszkadzać, Twoja mama jest zajęta?
- Nie, no co ty. Nie będziesz przecież tyle czekała zanim się ogarnę.. - powiedziałem zmieszany.
- Okej, to do zobaczenia chyba na dole.. - powiedziała nieśmiało.
Ja w tempie przyspieszonym udałem się do łazienki i ogarnąłem siebie ze stanu zombie do znośnego wyglądu. Spakowałem się, chwyciłem te najpotrzebniejsze rzeczy i zbiegłem na dół. Gdy wchodziłem do kuchni, usłyszałem rozmowę:
- Rany, ale śpioch. Jesse potrafił wstać godzinę szybciej, żeby iść po dziewczynę!
- Właściwie to trochę go zaskoczyłam.. chciałam iść z nim do szkoły, bo ostatnio był dla mnie taki miły.. - powiedziała Emma.
- Zakochani tak mają.. - Janette puściła oczko do Emmy.
- Ominęło mnie coś? - zapytałem wchodząc do kuchni.
- Ależ skąd.. - powiedziała tajemniczo Jane, uśmiechając się porozumiewawczo do Emmy.
Usiadłem przy stole, chwyciłem jedną z kanapek, które leżały na tacy, która z kolei stała na środku stołu.
- Jedz, Emma, śmiało! - powiedziała z szerokim uśmiechem Jane i sama chwyciła jedną kanapkę z tacy.
- Naprawdę dziękuję, ale mama dzisiaj szła na później do pracy i nie chciała mnie wypuścić póki nie zjem podobnej tacy! - powiedziała Em z przejęciem.
Chwila.. czy ja ją nazwałem zdrobniale?
Jane skinęła głową.
- Nie wytrzymam! - powiedziała Jane z uśmiechem, jakby miała świeże plotki. - jesteście razem? - podparła ręce o podbródek.
Nie.. - powiedziałem z powątpiewaniem.
Mam dość! Dzisiaj idę po szkole na tułaczkę w poszukiwaniu Cory'ego Flautneya... a bynajmniej jego zdrowego rozsądku.
- Nie. - odpowiedziała uśmiechnięta Emma.
No czemu nie powiedziałaś: tak!? Kurwa!
- Idziemy? - zapytałem wstając.
- No pewnie. Dziękuję za rozmowę, pani Anderson! Miłego dnia w pracy! - powiedziała dziewczyna.
- Dziękuję i nawzajem. - uśmiechnęła się Jane.
Wyszliśmy na zewnątrz. W drzwiach minęliśmy Mery, która tylko z uśmiechem przywitała się.
Zaczęliśmy powoli iść w stronę szkoły. Po kilku minutach blondynka wyprzedziła mnie i ciągle idąc obróciła się w moją stronę.
- Pojedźmy nad jezioro! - powiedziała głośno.
Spojrzałem na nią zaskoczony zatrzymując się.
- Ale że teraz? - zapytałem otwierając szeroko oczy.
- Teraz, po szkole, jutro ... Kiedykolwiek! Pojedźmy! - zawołała.
- No dobrze.. - zaśmiałem się.
- Jesteś kochany! - powiedziałem głośno, po czym na ułamek sekundy zdziwiła się własnymi słowami.
Ja uśmiechnąłem się jeszcze szerzej na jej słowa.
Podszedłem do niej bardzo blisko i zapytałem o coś, co nie daje mi spokoju:
- Co jest z Tobą nie tak?
Ona tylko patrzyła na mnie zaciekawiona.

- Co ty ze mną robisz.. - powiedziałem tak cicho, że tylko ja to usłyszałem.
Ostatni raz spojrzałem w te zgubne oczy i wyminąłem ją, kontynuując drogę w kierunku szkoły.
Emma dołączyła do mnie i resztę drogi pokonaliśmy w ciszy.
- Cory! Emma! - krzyknęła do nas Britt, gdy tylko weszliśmy w zasięg jej wzroku.
- Cześć Britt. - przywitałem się.
- Hej! - powiedziała Emma z szerokim uśmiechem i oddaliła się w stronę Stephena, który rozkoszował się samotnością, przy okazji paląc papierosa.
- Cory! - Britt trzepnęła mnie w ramię.
- Ej! Ał! Co? - zapytałem marszcząc brwi.
- Czemu taki nadęty, masz obok siebie modelkę! - powiedziała z wyrzutem.
Emocje wzięły górę.
- Ja już nie daję rady. - wyznałem. - Nie wiem, co ona ma takiego w sobie, w tych oczach, uśmiechu, słowach... Naucz mnie jej odmawiać. - spojrzałem błagalnie na szatynkę.
- Ooooo, jesteście dla siebie stworzeni! - pisnęła wysokim głosem.
- Nie! - żachnąłem się.
- Wmawiaj sobie. - prychnęła i odwróciła się, żeby po chwili ruszyć w stronę blondynki, która teraz męczyła Jessego i Jessicę.
- Życie jest męczące, prawda? - zagadnąłem, siadając obok Stephena.
- Hah, jesteś chwilami głupi.. - powiedział Stephen. - Patrzę tak na Ciebie i Emmę i zastanawiam się kiedy zauważysz, że stoisz vis a vis dziewczyny idealnej dla Ciebie?
- Nawet ty!? - zapytałem z wyrzutem.
- Stary, spójrz wokół siebie! Każdy sobie kogoś znalazł. Jesse, Brittany kręci z trzecioklasistą, który twierdzi, że jej stroje są urocze, Kaliyah ma chłopaka od miesiąca - a Ty? - zapytał.
Wyglądał teraz jak znawca wszystkiego. 



- Co tam, chłopaki? - zagadnął Jesse podchodząc do nas.
Odkąd jest z Jessicą, ten cholerny banan nie schodzi mu z twarzy.
- Suuuuper.. - przeciągnąłem sylaby wzdychając.
- Jesteście już z Emmą no wiesz... parą? - zapytał Jes.
- Nie! Nie jesteśmy i nie będziemy, nie ma -my! - powiedziałem.
- Jesteś taki głupi, braciszku. - powiedziałem Jesse i razem ze Stephenem oddalili się w stronę dziewczyn, które stały w grupce i rozmawiały.
Ja spojrzałem w niebo i wyszeptałem:
- Żartujesz sobie ze mnie?
Po chwili usłyszałem dzwonek. Wszyscy ruszyli w stronę szkoły. Ja siedziałem dalej na murku patrząc na wszystkich ludzi wokoło. Byli szczęśliwi, uśmiechnięci.. Jak?!
Przyłapałem się na tym, że znowu patrzę na Emmę. Patrzyłem jak odchodzi.. każdy jej ruch był taki idealny.. NIE! Ruszała się z gracją.. OSTRZEGAM CIĘ! Jest muzą.. STOP! Moją muzą i muszę się z tym pogodzić.. CO TY ZROBIŁEŚ!?
Gdy blondynka zniknęła w tłumie uczniów, wstałem i ruszyłem w stronę budynku, jednak robiłem to jak najwolniej się dało, aby maksymalnie opóźnić konfrontację mojego zdrowego rozsądku z uśmiechem Emmy.
***

- Na jutro proszę poćwiczyć obliczanie wartości bezwzględnej, będę pytał kilka osób. - oznajmił profesor.
W chwili gdy to mówił, zadzwonił dzwonek. była to niestety.. a może stety? Przestań do cholery!.. ostatnia lekcja tego dnia. Koniec lekcji oznaczał jednocześnie wycieczkę z Emmą nad jezioro.
- Cory! - powiedziała ucieszona Emma, podbiegając do mnie. - Jedziemy?
- Pewnie. - że nie..
- Jaki plan? - zapytała.
- Przejdziemy się pieszo od szkoły na N Loop, potem jednym autobusem 5 minut do Central Parku. - powiedziałem. Nie wiem czemu, ale jej entuzjazm sprawił, że od razu nabrałem chęci na tą wycieczkę. Była 15:50.
- Lubię wodę! Jest jak życie, płynie i nie ogląda się za siebie. - stwierdziła. - A ty jak sądzisz?
- Podoba mi się jej niezależność.. nie zatrzymuje się, płynie do przodu bez względu na przeszkody.. szkoda, że w życiu nie ma tak łatwo. - powiedziałem.
- Może być! Wystarczy mieć osobę, która będzie dzieliła z tobą problemy, myśli.. życie! Osobę, która rozumie Ciebie. - powiedziała głęboko wdychając świeże powietrze.
- Szkoda, że to nie takie łatwe... - powiedziałem cicho.
Na przystanek dotarliśmy około 16:10. Następny autobus przyjedzie za 7 minut. Usiedliśmy na ławce. Mój telefon zadzwonił.
- Halo? - odebrałem.
- Cory? Gdzie jesteś? - zapytał zdziwiony Jesse.
- Jedziemy z Emmą do Central Parku. - powiedziałem. Nie wiem czemu to zrobiłem, nie chciałem tego ukrywać.. ta podróż jest dla mnie mieszaniną szczęścia i bólu.
- Aaa, no chyba że tak. O której będziesz w domu? - zapytał brat.
Szczęścia, ponieważ nic innego nie chciałbym teraz robić.
- Nie wiem.. - powiedziałem.
Bólu, ponieważ nie umiem patrzeć na nią uświadamiając sobie, że za chwilę powiemy sobie ''cześć'' i będę musiał czekać na kolejny dzień w szkole, żeby zobaczyć blondynkę.
- Spo.. Ej! Oddawaj.. - słyszałem w tle jakieś krzyki. - Cory? Tu Britt. Jak nie powiesz dzisiaj Emmie tego, co chcesz jej powiedzieć, obiecuję, że jutro się nie pomaluję i przyjdę w piżamie. No i oczywiście będę Cię męczyć cały dzień! - pogroziła.
- Dobrze.. Nie. No dobra, ale nie. No zgoda, znaczy nie. Nie i koniec. - usłyszałem śmiechy w tle.
- Dobra, dobra, tylko nie zróbcie mi bratanka. - powiedziała Britt i się rozłączyła.
Gdy to powiedziała, zagotowałem się, a uśmiech mimowolnie wskoczył mi na twarz.
W tej samej chwili na przystanek podjechał autobus. Jak najszybciej udałem się po bilety, aby nie przegapić widoku blondynki, która będzie patrzyła na widoki za oknem. Nie myliłem się, blondynka siedziała i wpatrywała się w jadące samochody.
Patrząc tak na nią nie pomyślałbym, że mnie denerwowała.. 
- Wysiadamy. - powiedziałem, szturchając delikatnie dziewczynę w ramię. Wysiedliśmy i udaliśmy się do parku.
California City Central Park urzekał bezkresem zieleni i szczęściem unoszącym się w powietrzu. Ludzie bawili się ze zwierzętami, dziećmi. Rozmawiali beztrosko lub jedli posiłek.
W centrum tej sielanki znajdowało się duże jezioro, przy którym znajdowały się trzy pomosty, które nazywane są często ''mostami randek''. Udam jednak, że nie widzę tu podtekstu do naszej wycieczki.
- Cory, chodź! - zawołała Emma i uśmiechnięta pobiegła w kierunku jednego z pomostów.
Ruszyłem za nią.

___________________________________________________________________

Jak myślicie? Co się wydarzy na moście?




7 komentarzy:

  1. A już myślałam, że Emma powie: tak. Że będą ze sobą. Że się pocałują czy coś. I fajnie, że Jane jest taka otwarta w stosunku do ,,przyjaciół" swoich dzieci :) Oczywiście moja faworytka jest niezmienna - Brittany. Nie wiem w sumie czemu tak ją lubię (może dlatego, że tak bardzo się od siebie różnimy?), ale wszystko co mówi, robi jest takie szalone. Jest przepełniona pozytywną energią. Bardzo ciekawa umowa - Cory musi powiedzieć Emmie co do niej czuje! Jak tego nie zrobi, to ja też się przestanę malować i będę łazić w piżamie! No bo nie może tak być! Niech on się przestanie nad sobą roztkliwiać i weźmie się do roboty :) Kurczę, popadłam w jakiś słowotok :) Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby więcej słowotoków! Hehe!
      Również pozdrawiam

      Usuń
  2. NIE! Ruszała się z gracją.. OSTRZEGAM CIĘ! Jest muzą.. STOP! Moją muzą i muszę się z tym pogodzić.. CO TY ZROBIŁEŚ!?
    Haha
    Na moście? Co ma być? Buzi buzi :* :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę zacząć pisać kryminały, bo te scenki miłosne mi jakoś nie wychodzą ;D

      Usuń



  3. "- 12,73. - usłyszałem. Podałem kobiecie siedzącej za kasą banknot i poczekałem na resztę." - Wszystkie cyfry w tekście literackim piszemy słownie :D Przecież to nie matma hah ☺
    "Poszedłem wziąść prysznic." - 😂 Wziąć*



    "- You can try and read my lyrics off of this paper... - z głośnika mojego telefonu wydobył się fragment tekstu utworu, który miałem ustawiony jako dzwonek." - Spokojnie to nie błąd :) Tylko chcialam zapytać co to za utwór :D



    "Przyłapałem się na tym, że znowu patrzę na Emmę. Patrzyłem jak odchodzi.. każdy jej ruch był taki idealny.. NIE! Ruszała się z gracją.. OSTRZEGAM CIĘ! Jest muzą.. STOP! Moją muzą i muszę się z tym pogodzić.. CO TY ZROBIŁEŚ!?" - Hahahhahaha Padłam i nie wstaję 😂😂😂

    "- Dobra, dobra, tylko nie zróbcie mi bratanka. - powiedziała Britt i się rozłączyła" - Już wiem dlaczego tak bardzo lubię Brittany 😂

    Ogólnie bardzo dobry rozdział :) Tylko pamiętaj o liczbach ;)
    Pozdrawiam,
    Rebel Queen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest Eminem - Not afraid tylko za cholerę nie mogę sobie przypomnieć skąd to się tu wzięło :O Przecież on miał na dzwonku ''Courtesy Call'' - Thousand Foot Krutch.. a może na budzik w innym rozdziale?

      Co do pierwszego błędu aż wstyd się przyznać, że to pisałem przed poznaniem wzią/ś/ć XD

      Dziękuję za komentarz, będę pamiętał :D

      Usuń
    2. Faktycznie to ta piosenka heh 😄

      Usuń

Drogi czytelniku! Dodając komentarz pamiętaj, że to, w jaki sposób się wyrażasz, jest Twoją wizytówką! :)