wtorek, 12 stycznia 2016

Rozdział 16

"Mam do pani prośbę"

Zanim zaczniesz czytać,przeczytaj notkę pod rozdziałem!


*Cory*

*Środa*


- Cory! Wstawaj! - usłyszałem.
Zero odzewu. Nie wstanę... nie... jeszcze nie!
- Cory! Mnie nie weźmiesz na te słodkie "nie''. - powiedziała stanowczo Brittany.
- So? - zapytałem, otwierając oczy.
- Jest 10! Wstawaj! - powiedziała Brittany.
- CO?! - podniosłem się.
- Zaspałeś na trzy lekcje, głupku. - powiedziała Britt.

10:23. Przed chwilą razem z Brittany wysiadłem z samochodu Stephena. Chłopak z ciężkim sercem pożyczył samochód siostrze, aby po mnie pojechała. Naprawdę nie wiem jakim cudem zaspałem aż tyle. Gdy Brittany mnie obudziła, już po 15 minutach byłem gotowy.
- Co ty robiłeś w nocy? Wczoraj Ciebie nie było. - zagadnęła Brittany, podchodząc do automatu z kawą, stojącego na korytarzu.
- No czek... skąd tu się wziął automat? - zapytałem.
- Wczoraj postawili. Nie zmieniaj tematu. - odpowiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- Wczoraj cały dzień sprzątałem po kotach... potem nie mogłem ich złapać, bo uciekały. A w nocy czekałem na telefon lub SMS od Emmy... zasnąłem jakoś 5 godzin temu.
- Spałeś 4,5 godziny? Czyś ty zwariował do reszty? - zapytała.
- No, ale to dziwne, że nie pisze ani nie dzwoni, a jak chcesz zadzwonić to albo nie ma zasięgu, albo jest niedostępna. - powiedziałem.
- Na pewno jest wszystko OK, musisz się wyspać. - powiedziała dziewczyna i podała mi plastikowy kubeczek, napełniony gorącą, czarną kawą.
- Dzięki. - mruknąłem.
- Może oddaj gdzieś koty do powrotu Emmy? - zaproponowała Britt, ruszając w stronę klasy. - Jeden jeszcze ujdzie, ale dwa...
- Nie mam gdzie... - powiedziałem. - A poza tym obiecałem Emmie, że się nimi zajmę.
- Tak, a Emma Cię walnie patelnią, gdy Cię zobaczy, bo pomyśli, że jesteś zombie. - stwierdziła.
Następną, już niestety czwartą, lekcją była wiedza o kulturze z panią Cameron.
Klasa pani Cameron była jedną z mniejszych klas w szkole, a jednak miejsca nie brakowało. Jedynym pocieszeniem było to, że mogłem spokojnie wypić kawę, którą wzięła mi z automatu Brittany. Jak? Tak, pani Cameron pozwalała pić i jeść na lekcji, pod warunkiem uważnego słuchania.
- Dzień dobry, młodzieży. - powiedziała wesoło profesor, podchodząc do grupy.
- Dzień dobry, pani Cameron. - mruknęli niektórzy.
- Co to za zdechlaki! Ruchy, ruchy! Piękny dzień! - powiedziała nauczycielka.
Weszliśmy do klasy i zajęliśmy miejsca. Z Brittany i resztą wesołej gromadki zawsze siadaliśmy z tyłu pod oknem. Było to najlepsze miejsce. Dlaczego? Można było skupić się na lekcji, ponieważ było wyraźnie słychać nauczycielkę, oraz marzyć o wolności, zatracając się w lekturze uroczego dnia, który toczył się za murami tej placówki.
- Daj koty tej całej Carice. - powiedziała Britt.
- Że Kiki? - upewniłem się.
- Twoja mama mówiła, że jej zawsze można powierzyć pupila.. - powiedziała.
- Wiesz gdzie ona mieszka? - zapytałem. Szatynka skinęła głową.
- Nie daleko mnie i Stephena... - powiedziała. Może mi się wydawało, ale w jej głosie można było usłyszeć wahanie. - Pojedziemy razem ze Stephenem do Ciebie, a potem do Kiki.
- Okej, dzięki... - powiedziałem.

- Dobra, kruki! W zeszłym roku dowiedzieliście się wszystkiego, co należy wiedzieć, jeśli chodzi o wyrzeczenie się lub opowiedzenie się. - powiedziała nauczycielka. - Nie patrz się na mnie jak na idiotkę, Parker! Wiesz, o co mi chodzi. - pani Cameron spojrzała na średniego wzrostu bruneta, siedzącego na końcu sali. Adrian to inteligentny chłopak, jednak nie ma za grosz chęci do siedzenia w szkole.
- Dobra, no więc wiecie, jak przebiega procedura wyrzeczenia się, a w przypadku nastolatków, przepraszam za wyrażenie, pozbycia się problemu. Każdy tu obecny wie, że chodzi o oddanie dziecka do adopcji. Dzisiaj jednak zajmiemy się inną sytuacją. - powiedziała nauczycielka. - Procedura zaadoptowania dziecka. Wiele domów dziecka na całym świecie posiada regulamin, listę warunków, które trzeba spełnić, aby zaadoptować dziecko. Zacznijmy od sytuacji finansowej...
Ekstra, znowu będę przechodził przez etapy, przez które musiała przejść moją, zapewne beznadziejna, matka, aby mnie oddać. Potem usłyszę, jak Janette i Mike mnie przygarnęli i na tym stracę jakąkolwiek setną dobrego humoru, jaka mi pozostała.

- Nareszcie! Rany! Ileż można? - zapytała Jessica, wychodząc z budynku. Nasza matematyczka zatrzymała nas całą przerwę i jeszcze trochę. Czemu? Kończyła lekcje równo z nami, a przez zachowanie naszego klasowego błazna, Briana, który musiał standardowo opóźniać przebieg zajęć.
- Można, myszko. Mamy jakieś plany? - zapytał Jesse, zwracając się do blondynki.
- Coś się wymyśli, ale teraz idę do domu. Cześć. - powiedziała i pożegnała się czule z Jessem, czym jeszcze bardziej zepsuła mi humor.
- Pa! - zawołała Brittany.
Blondynka oddaliła się.
Znowu przed oczami stanęła mi Emma i jej uśmiech. Zastanawiałem się, kiedy wreszcie...
Nie! Dosyć.
- Odwieźć Cię do domu, Jesse? Jedziemy z Corym do domu, a potem do Carice Price, więc weźmiemy Cię jakby co. - zagadnął Stephen.
- Nie, dzięki. Muszę skoczyć po jakieś jedzenie dobre... mama robi warzywa na parze, wiecie, że nie lubię.
- Dobra, to jedziemy. Step, idziesz? - zapytała Brittany, machając kluczykami od auta szatyna.
- No pewnie, prowadzę. - powiedział Stephen tak, jakby to było oczywiste.
- Nie. - odparła Brittany.
- Czemu niby? - zapytał Stephen z miną typu ''what?!''.



- Dlatemu, że ja prowadzę. - odpowiedziała, robiąc zabawną minę.
- Nie ma mowy. - powiedział twardo Stephen.
- Skoro nie masz argumentów, ja prowadzę. - stwierdziła szatynka i wsiadła.
Stephen westchnął i wiedząc, że kłótnia z siostrą jest bezcelowa, wsiadł.
Ruszyliśmy, wjeżdżając na krawężnik. Brittany cofnęła i z piskiem opon opuściła Raven Way.
- Autkoo.. - pisnął Stephen, głaszcząc tapicerkę.
- Nic mu nie bęęęęędzie. - powiedziała Brittany.
- Jasne... - mruknął Stephen.


- Muszą się kiedyś pobawić razem z Kotełem! - powiedział entuzjastycznie Stephen, który w drodze do domu Kiki usiadł z tyłu, aby zająć się kotami.
- Taaaak. - mruknąłem. - Nie daję rady przy dwóch kotach, a co zrobią trzy? Jeszcze jak moja mama da im włóczkę? Matko...
- Jak nie Jane, to ja im dam! Są słodkie, jak przebierają tymi łapami! - powiedziała Brittany piszczącym głosem.
Wyszedłem z auta i udałem się na tyły samochodu. Otworzyłem drzwi od strony, po której siedział Stephen i wziąłem koty na ręce, co wyszło mi trochę niezgrabnie.
- Dzięki za podwózkę, wrócę pieszo. - powiedziałem i udałem się na drugą stronę ulicy.
Dom Carice Price nie odznaczał się szczególnie jako budynek. Spośród innych, zwyczajnych domów, dom Kiki mógł pochwalić się wyjątkową ilością kwiatów, roślin i figur ogrodowych. Ogród przed domem był ogromny, a do budynku prowadziła ścieżka, dzieląca tą... prawie kwiaciarnie na dwie części. Otworzyłem bramkę, która zaskrzypiała cicho i wszedłem na posesję. Stare domostwo i spowity już powoli zachodzącym słońcem ogród, w którym kolorowo ubrane postacie zastygały w dziwnych pozycjach - scena jak z horroru? Nie - dom Kiki.
Wszedłem po trzech schodkach i zapukałem. Nie wiem czemu, ale nie czułem obawy. Sądzę, że ta kobieta nie może być aż tak zła, jak mówiła Emma.
- Idę! - usłyszałem donośny głos.
Po chwili drzwi się otworzyły, a głowę zza nich wychyliła Kiki we własnej osobie. Kobieta dzisiaj miała na sobie tym razem zaledwie kilka naszyjników i bransoletek. Na mój widok poprawiła okulary na nosie i zapytała:




- Cory? - nie przekręciła mojego imienia, Level Up!
- Tak, dzień dobry, pani Price. Mam sprawę. - powiedziałem, tracąc na pewności siebie.
- Wchodź. - powiedziała kobieta i otworzyła szeroko drzwi.
Jako iż ja miałem ograniczone ruchy przez dwa koty, które trzymałem, kobieta zamknęła za mną drzwi, po czym weszła w głąb domu.
- Jaka tam Price! Mów mi Kiki. Panią Price byłam, jak musiałam się ograniczać w ilości kotów i biżuterii, gdy mąż zrzędził mi nad uchem. - powiedziała kobieta.
Ruszyłem za nią. Dom Kiki był mniej... ustrojony niż ona sama. Nie było tu masy kolorowych bibelotów, ale można było zauważył inne kuriozalne teksty kultury. Na ścianach wisiało kilka kolorowych rysunków znaku wolności, karykatury Kiki w różnych, śmiesznych strojach. Najbardziej mnie zainteresowała Kiki, jako zakonnica z pistoletem. Potrząsnąłem głową i obróciłem się w stronę kobiety, która czekała na mnie, stojąc w drzwiach jakiegoś pomieszczenia.
- Wszyscy się zatrzymują przy dziewicy z M92F! - zaśmiała się donośnie Kiki.
- Bardzo... ciekawe dzieło. - przyznałem.
Po części była to prawda, jednak nie do końca. Ta kobieta była naprawdę interesująca.
- Chodź, Cory. Kogoś Ci przedstawię. - powiedziała kobieta i weszła do pomieszczenia.
Znam ten motyw z komedii, staruszka przedstawi Ci dziesiątki kotów, których imiona tylko ona pamięta, i które tylko ona sama rozróżnia. Kuriozum. Kuriozum... ile razy to dzisiaj jeszcze powtórzę? Zapewne sporo, zanim opuszczę ten dom.
Wszedłem do pomieszczenia, która nie różniło się dużo od wystroju korytarza, z tą różnicą, że ściany w tym pokoju, który najprawdopodobniej pełnił funkcję salonu, były w, sławnym wśród dziewczyn ostatnimi czasy, kolorze, zwanym ''pudrowym różem''. Kolor przypominał mi bardziej wysuszony środek grejpfruta, ale o gustach się nie rozmawia. Kuriozum? Gusty? Zamieniam się w mieszankę Jessego i Brittany... Marudzę niczym mój brat, a wypowiadam się kolokwialnie zupełnie jak szatynka... Jestem już zmęczony. Tak, to jedyne wyjaśnienie.
W salonie chodziło kilka kotów, dwa spały na kanapie, a w fotelu siedziała dziewczyna, na oko w wieku moim i Emmy.
- To jest Patricia, moja przyjaciółka i pomocnik przy kotkach! - powiedziała dumnie Kiki.
- Cześć, jestem Cory. - przywitałem się
- Hej, nazywam się Patricia, szalenie miło mi Cię poznać! - powiedziała uśmiechnięta Patricia, łagodnym głosem.
Patricia miała w sobie coś z Emmy. Uroczy uśmiech? Entuzjazm? Nie wiem, ale coś musiało spowodować, że ją skojarzyłem z moją Emmą.
- Skoro już się znacie, kultura wymaga mi zaproponowania herbaty, ale jako iż nie piję takich badziewi, zaproponuję mocną kawę lub drinka. Na co reflektujesz? - zapytała Kiki, klaszcząc w ręce.
- Kawę poproszę, jeśli można. - powiedziałem.
Kultura, kultura, wszędzie kultura. Wszechobecna kultura. Przeważnie moje zachowanie kłóci się między dwiema stronami, teraz jednak wtrąciła się trzecia. Jedna opowiadała się za perspektywą, według której ''pożyczam'' koty Kiki i idę się wyspać, druga chciała grzecznie odmówić, ponieważ wiedziała, że picie kawy przedłuży wizytę w tym domu, a trzecia dzielnie trwała u boku kultury i nie pozwoliła odmówić. Wygrała partia Trzeci Cory.
Kiki oddaliła się w głąb domu, a zaledwie po upływie dwóch minut wróciła do pokoju, trzymając w ręku kubek z kawą. Jak?!
- Proszę! Przed chwilą robiłyśmy sobie z Patricią kawę i ukrop został! - powiedziała zadowolona Kiki.
Zauważyłem, że koty dalej dzielnie trwały w moich objęciach. Postanowiłem położyć je na ziemi, w końcu w otoczeniu innych kotów się pobawią... no nie?
- Co więc Ciebie sprowadza, Cory Flautney? - zapytała Kiki, popijając kawę.
- Mam do pani prośbę... Emma wyjechała nad jezioro i nie mam z kim zostawić kotów... Znaczy się mogę się nimi zaopiekować, ale mam szkołę no i muszę się wyspać, a one są szalone. - powiedziałem na wydechu. - Co sprowadza się do sytuacji, w której proszę panią o zaopiekowanie się kotami do piątku. Da radę? - zapytałem.
- Pewnie. - Kiki machnęła ręką, jakby to była błahostka. Zobaczymy, czy tak łatwo... Eh.
- Są słodkie! - wtrąciła Patricia, patrząc na Miauczka i Mruczkę, bawiących się na dywanie z jednym z kotów Kiki.
- Dobra, muszę Was tylko o coś prosić. - powiedziała Kiki, patrząc to na mnie, to na Patricie.
- Tak? - zapytałem.
- Pójdziecie do sklepu po żwirek dla urwisów, karmę, mleko i smakołyki, bo już nie mają. Potem będziecie wolni. Mogę na Was liczyć? - zapytała Kiki.
- Oczywiście. - powiedziałem.

_______________________________________________________________________

Rany! Nareszcie znalazłem chwilę. Ten rozdział napisałem w... dwie godziny? Tak, coś koło tego. To pierwsza taka długa przepaść czasowa między rozdziałami. Muszę przeprosić za tak długą nieobecność (zapowiadałem ją tak jakby w poprzednim wpisie) - ale niestety, nauka nie wybiera (cooo :D).
Rozdział nie sprawdzony, pisany szybko, ale musiałem. Już jutro rozpocznę pracę nad kolejnym wpisem, muszę nadrobić nieobecność. Zapraszam do komentowania! :)

6 komentarzy:

  1. Uuu widzę że tu się coś święci z Patricią... Mam nadzieję, że nic złego ;) Czekam na nasteony rozdzial :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapowiada się, że Patricia ma się ku sprzedawcy ze sklepu. Chociaż kto wie.. afera? :D
      Dziękuję za komentarz! :)

      Usuń
  2. Można, myszko. Mamy jakieś plany? - zapytał Jesse, zwracając się do blondynki.
    - Mam zamiar zwędzic trochę sera z kuchni i poobgryzać trochę kabli od telewizora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dalej Ciebie to trzyma? Haha :D coś nowego u Ciebie?

      Usuń
    2. Hm jak na razie to nie ale dzisiaj mam taki masakryczny dzień, nic mi się nie chce robić, nic nie pisać ale mam ochotę na jogurt

      Usuń
    3. Polecam Riso <3 Ryż preparowany z czekoladą i wanilią <3 naj jogurt

      Usuń

Drogi czytelniku! Dodając komentarz pamiętaj, że to, w jaki sposób się wyrażasz, jest Twoją wizytówką! :)