czwartek, 14 stycznia 2016

Rozdział 17

''CORY!!!''

*Cory*

Gdy oboje z Patricią opowiedzieliśmy się za tym, że pójdziemy po zakupy dla Kiki, kobieta oddaliła się prawdopodobnie po pieniądze. Teraz dopiero miałem chwilę, aby przyjrzeć się dziewczynie. Miała długie, platynowe włosy. Były o wiele jaśniejsze od włosów Emmy, czemu nie mogłem tego zauważyć za pierwszym razem?
Miała bladą cerę, jej twarz rozjaśniał szeroki uśmiech. Dziewczyna ubrała się dzisiaj na czarno. Możliwe, że dogadałaby się z Britt, gdyby nie brak makijażu.
Dziewczyna wstała i podeszła do kotów, które w dalszym ciągu bawiły się na dywanie, jednak teraz kot Kiki usiadł kawałek dalej i patrzył na Mruczka i Miauczkę.
- Śliczne są! - zagadnęła Patrcia.
- Nom... - mruknąłem.
Nie miałem humoru na wesołe pogaduszki o kotach, a na myśl o czekającym mnie w domu kolażu włóczki - tym bardziej.
Dziewczyna teraz zaczęła głaskać kota, który obserwował parkę. Ten z kolei nie wydawał się być tym zbytnio zadowolony.


- Myszon to najgrzeczniejszy z kotów Kiki! - powiedziała entuzjastycznie Patricia.
- Myszon? - uniosłem brew w akcie zdziwienia.
- Słodkie imię, nie? - zapytała. - Z tych fajnych jest jeszcze Torkill, Guantanamera, Napoleon i Belzebub. - powiedziała, wskazując ręką na różne koty, które leżały lub siedziały na kanapie, parapecie lub schodach.
- Wow... nigdy nie wiem, jak można spamiętać, który jest który. - powiedziałem.
- To normalne, że pamięta się imiona swoich pupili. - odparła spokojnie dziewczyna.
- No! Znalazłam wreszcie! - powiedziała Kiki, schodząc ze schodów. - Zapomniałam, gdzie mam portfel, kumasz? - powiedziała, zwracając się do mnie.
- Zdarza się. - odparłem z uśmiechem.
- Dobra, przydałyby mi się trzy paczki żwirku, karmy tak około dziesięć puszek i te smakołyki, wiesz, te od Rory'ego! - powiedziała, zwracając się do blondynki. - Dziękuję, że powierzyłeś mi Wasze koty pod opiekę, do odbioru dwadzieścia cztery na dobę! - zaśmiała się kobieta 
i wręczyła blondynce kilka banknotów, które ta schowała do kieszeni.


***

Lord Miauczek poczłapał niezgrabnie do kanapy i powoli się na nią wdrapał. Poszedł po oparciu kanapy aż do okna i przednimi łapami wdrapał się na parapet, gdzie spojrzał przez okno. Jego pan właśnie wychodził z posesji Carice Price, idąc u boku dziewczyny.
Carice Price zbliżyła się do okna i pogłaskała kotka po małej głowie.
- Wróci, wróci. - stwierdziła i upiła łyk cieczy z fioletowego kubka.


***

- Piękny dzień! - zaśmiała się Patricia.
Czy mi się wydaje, czy ona próbuje na siłę podtrzymać rozmowę?
- Masz rację. - przyznałem.
- Nie mogę uwierzyć! Za czternaście dni już święta! Gdzie spędzasz? - zapytała.
Westchnąłem i odpowiedziałem.
- Z rodziną, jak co roku. - powiedziałem.
- Jesteś chłopakiem Emmy, no nie? Słyszałam, jak mówiłeś do Kiki.
- Tak, jestem. - powiedziałem. - Znacie się?
- Tak, mama Emmy doradziła jej, gdzie najłatwiej będzie nam się rozwinąć w nowym miejscu no i... wypadło na Kalifornię. - przyznała. - Kiedyś byłyśmy nierozłączne, potem Emma trafiła w takie, bynajmniej dla mnie nieciekawe towarzystwo, ale nie zmieniła się ani trochę. - dodała.
- Nieciekawe? - zdziwiłem się.
- Może inaczej: Poszłyśmy razem do Junior High School, potem do High School... no i w połowie pierwszej klasy Emma zaczęła się obracać w towarzystwie takich plotkar ze szkoły, które wykorzystywały jej kontakty... Emma znała chyba każdego w stanie, chociaż ''z widzenia''. - dziewczyna nakreśliła w powietrzu cudzysłów.
- W takim sensie nieciekawie, myślałem, że wiesz... używki i te sprawy. - powiedziałem.
- Nie, no co ty. Emma nigdy nie paliła ani nie ''używała''. - znów cudzysłów. - No i gdy chciałam jako jej koleżanka ją od nich odciągnąć, to stwierdziła, że jestem zazdrosna, ale wiem, że mówiła to pod wpływem impulsu. - zerknęła na mnie kątem oka. - Wiem, akcja jak z marnego filmu, ale taka prawda. No i kontakt nam trochę upadł, spotykałyśmy się tylko, gdy nasze mamy się widywały. Po jakimś miesiącu, Emma urwała kontakt z Ashley i jej świtą, ale nie powróciłyśmy do takich stosunków, Emma niejednokrotnie mówiła, że jest dla mnie zbyt okropna. - przyznała.
- To niezła akcja.. - mruknąłem.
Mruknąłem... bo tylko na tyle było mnie stać. Nie umiem rozwiązywać problemów dziewczyn. Ba, nie umiem ich nawet dobrze zrozumieć. Nie wiedziałem, że Emma straciła przyjaciółkę, szkoda.
- No i mama Emmy wyjechała z nią do Kaliforni, nasze mamy gadały przez telefon często. Moja mama postanowiła się oddalić od swojego drugiego męża i takim sposobem jesteśmy tutaj... Nie wiem nawet, czy Emma wie, że tu jestem. - powiedziałam.
- Pani Eva jej nie poinformowała? - zapytałem zdziwiony.
- Nie wiem... naprawdę nie wiem co z nimi. Eh, mam nadzieję, że odnowimy kontakt. Jesteśmy na miejscu. - dziewczyna zatrzymała się obok drzwi sklepu zoologicznego. Chorym trafem znaleźliśmy się koło pasażu sklepów na Neuralia Rd... jak?
Dziewczyna weszła do sklepu, a ja za nią. Zaczęła brać do ręki wszystko, czego potrzebowaliśmy.
- Po smakołyki musimy iść do Rory'ego. Kawałek dalej. - powiedziała.
- Ok. - przytaknąłem.
Dziewczyna zapłaciła za zakupy dla Kiki i opuściliśmy sklep.
- Gdzie chodzisz do szkoły? - zagadnąłem, w trakcie drogi do tego całego Cory'ego.
- Nie chodzę.. jeszcze nie. Po przyjeździe tutaj, chciałam trochę zarobić, a przez zamiłowanie do kotów trafiłam do pracy u Kiki, która płaci lepiej niż niektóre przedsiębiorstwa, czy tam gdzie pracują biznesmeni. - zaśmiała się.
- A będziesz chodziła? - zapytałem.
Nie powiem, że moje pytanie było całkowicie obmyte z intencji. Skoro Patricia jest na etapie wyboru szkół, postanowiłem, że jej pomogę. Jak? Nakieruje ją do California City High School, żeby mogła spotkać się z Emmą.
- Będę, już za tydzień. Dokładniej to jest... - pogrzebała chwilę w telefonie. - ''Ce Ce High School''. - mruknęła.
- California City High School przy Raven Way. - powiedziałem.
- Dokładnie! - ucieszyła się.
- Chodzimy tam z Emmą i znajomymi.
- Fajnie! - przyznała Emma i zatrzymała się koło małego sklepiku między kawiarnią ''U Karem'', a spożywczakiem. Wiem, że był tu kiedyś sklep GSM, a teraz? Nie wiem...
Weszliśmy i moim oczom ukazało się wnętrze sklepu, które utrzymywało się w jasnych barwach. Szyld na ścianie, którego niestety nie dane mi było dojrzeć przy wejściu do sklepu, przedstawiał żółtą tarczę z różowym napisem ''Wszystko, czego potrzebujesz, serio!''.
Całą powierzchnię ścian pokrywały, sięgające sufitu, półki, na których było mnóstwo różnych gadżetów dla zwierząt, artykułów kuchennych i ogrodowych, jednak te pierwsze znacznie przeważały. Zza ściany, prawdopodobnie z zaplecza, wyszedł młody, średniego wzrostu, blondyn. Gdybym patrzał na niego z odległości kilkunastu metrów, dałbym głowę, że to mój brat.
- Witam w ''Wszystko, czego potrzebujesz, serio!'', w czym mogę pomóc? - zapytał chłopak.
Wyuczone formułki u kelnerów lub sprzedawców zawsze mnie rozśmieszały. Nie wiem czemu, ale było to strasznie sztuczne, a sam mówiący mówił to jakby na siłę.
- Cześć, Roryyyy! - przywitała się Patricia. 
- Cześć, miło Cię widzieć. - powiedział chłopak. - Przysmaki dla Kiki? - zapytał.
- Zapas... - mruknęła dziewczyna.
- Zaraz wracam. - chłopak zniknął na zapleczu.

Po chwili wrócił, trzymając w rękach worek, pełny małych żółtych pastylek.
- Dwadzieścia. - powiedział. Patricia podała mu banknot.
- Dzięki. - powiedziała i udała się do wyjścia.
Wziąłem worek z pastylkami i poszedłem za nią.

- Boski! No nie?! - zapytała podekscytowana Patricia.
- Kto? - zapytałem.
- Rory! - powiedziała.
- Nie wiem.. - przyznałem.
- Tak, boski! - powiedziała i przyspieszyła.

Dom, dom, dom i jeszcze raz: dom! Nareszcie w domu! Gdy zanieśliśmy zakupy do domu Kiki, Patricia tam została. Ja z szerokim uśmiechem na twarzy udałem się wreszcie w kierunku domu. Gdy wreszcie zbliżałem się do bramy, zauważyłem zapalone światła w kuchni. Czyli ktoś jest.
- Dzień dobry! - krzyknąłem, zamykając za sobą drzwi.
Zero odzewu. Zdjąłem buty w przedsionku i udałem się do kuchni. W kuchni była Kaliyah i Tom.
- A buźka boli od ''cześć'' do brata? - zapytałem, unosząc brew.
- Oj... cześć. - powiedziała.
- Cześć, Cory. - odezwał się Tom.
Czy on ma... fartuszek. Tak, Tom ma fartuszek i stoi przy kuchence, a moja siostra siedzi przy stole i pije herbatę.
- Widzę, że się fajnie bawicie. - powiedziałem. - Rodziców nie ma?
- Nie, dasz wiarę, że zgadali się z rodzicami Bitch i Stephena? - zapytała.
- Mhm, no ok. - powiedziałem. - Idę do góry. - stwierdziłem.
- Chcesz kawę czy coś? - zapytał uprzejmie Tom.
- Nie, dzięki. Zapalę sobie tylko i pójde spać, padam z nóg. - powiedziałem.
Taka była prawda, przez cały dzień w szkole i wizytę u Kiki, która przedłużyła się o zakupy i kawę, krzesałem z siebie ostatnie resztki energii.
Zgodnie z wcześniejszym ustaleniem, gdy tylko wszedłem do pokoju, otworzyłem okno i rozpocząłem pierwszy etap odpoczynku - papieros.


Nareszcie... od prawdopodobnie dwóch dni nie paliłem. Czemu? Nie wiem.. odkąd ''jestem'' z Emmą, po prostu o tym zapominam. Wypada mi z głowy. Może to i dobrze? Gdy wreszcie oczyściłem myśli z całego bólu minionego dnia, zacząłem myśleć o poście Emmy. Pojechała nad jezioro z dwoma chłopakami, których profile nie wyglądają zbyt ciekawie. Dodatkowo nie odbiera telefonu...
Właśnie, à propos telefonu, mój właśnie wydał z siebie dźwięk połączenia przychodzącego.
Niechętnie sięgnąłem po niego i odebrałem.
- Halo? - zapytałem.
- Cory? - zapytała podekscytowana Brittany.
- We własnej osobie. - powiedziałem.
- Rozmawiałam z Emmą. - ożywiłem się.
- Co? Ale jak to?! - dopytywałem się.
- Zadzwoniłam dokładnie sto osiemdziesiąt trzy razy i napisałam około sześćdziesiąt esemesów no i... odebrała z głośnym westchnięciem, pytając, czy więcej razy się nie da. Jest smutna, bo jednemu z jej kolegów coś się stało w nogę. - powiedziała.
- Ale czemu nie odbierała ode mnie? - zapytałem.
- Nie odbierała tak samo jak ode mnie, a dzisiaj nie dzwoniłeś podobno.
- Powiedziałaś, żeby do mnie zadzwoniła lub odebrała? - zapytałem.
- Powiedziałam, że ma nosić telefon przy sobie, bo zabiję. Odwołałam kawę z Simonem, żeby do niej dzwonić, ale było warto. Jestem z siebie dumna, a skumasz, że... - mówiła.
- Stop. - powiedziałem stanowczo. - Wystarczy.
Brittany znów włączyła tryb katarynki, mówi wszystko o wszystkim, ale tak naprawdę nie wie, o czym mówi.
- Doooobra... - mogłem się założyć, że właśnie ułożyła usta w dziubek i zmarszczyła czoło.
Ah, ta Brittany...
- Okej, zadzwonię do Emmy. - powiedziałem szybko i rozłączyłem się.
Najszybciej, jak było to możliwe wybrałem numer Emmy. Mój papieros bezczynnie spoczywał w popielniczce.
Pierwszy sygnał, drugi... trzeci... Emma... czwarty...
- Halo? - zapytała Emma.
- Emma... - odezwałem się.
- CORY!!! - krzyknęła tak, że telefon wypadł mi z ręki. Szybko go chwyciłem i przyłożyłem do ucha.
- Co tam u Ciebie? - zapytałem łagodnie.
- Jutro o osiemnastej wracam. Bawimy się nawet fajnie, ale Jimmy skręcił kostkę, a mama złapała jakiegoś wirusa, więc jesteśmy we dwójkę tylko, ale i tak nie ma już co do roboty. A jak u Ciebie? Jak mama, tata i koty? - pytała.
- Jest okej. Koty mają wakacje u Kiki. - powiedziałem, bojąc się reakcji dziewczyny.
- O, fajnie. A coś się stało, że je dałeś? - zapytała zmartwiona.
- Nieee, po prostu robią taki chaos w całym domu, że nie wytrzymuję. Zwłaszcza, gdy moja mama da im włóczkę. Jeden spoko, ale dwa - masakra. - powiedziałem.
- Ojoj, w piątek ją zabiorę, obiecuję. - zapewniła.
- Okej. Nie ma sprawy. Tęsknię, wiesz? - zapytałem.
- Teraz już wiem. - odpowiedziała


***

*Emma*


Stwierdzam, że Cory to poprawny romantyk. Jest słodki, kochany i cudowny. Potrafi powiedzieć co trzeba. To, że tęskni, powiedział takim tonem, że byłabym w stanie wsiąść w pierwszy lepszy autostop, aby być z nim. Czemu? Po prostu każda odległość, nawet ta najmniejsza, boli, gdy się kocha. Skutki uboczne miłości. 


***
*Cory*

Gdy skończyłem rozmawiać z Emmą, zmęczony rzuciłem się na łóżko. Jedyne, czego chciałem w tej chwili to snu. Tak, stanowczo potrzebowałem snu. Niestety nie ma tak fajnie, trzeba się ogarnąć i zrobić sobie jakąś kolację. Podniosłem się i rozejrzałem się w poszukiwaniu koszulki.


Serio? Na drugim końcu pokoju? Trudno, pójdę bez. Moja siostrzyczka pewnie już jest u siebie razem ze swoim Tomem.
Schodząc ze schodów, myślałem o telefonie do Emmy. Cieszyłem się, że odebrała. Dzięki temu wiem, że nic jej nie jest. Wiem też, że na jej powrót muszę przygotować coś specjalnego na jej powrót.
Wchodząc do kuchni, pożałowałem, że zachciało mi się jeść. Trafiłem do kuchni akurat w momencie, gdy Kaliyah i Tom przeżywali swój ''pierwszy pocałunek'' czy coś w tym stylu. Nie byłoby to aż tak krępujące, gdyby nie to, że to moja siostra oraz to, że ''robią'' takie rzeczy w miejscu, gdzie ja piję kawę. Ehh..
- Witam. - powiedziałem głośno.
Para automatycznie oderwała się od siebie i spojrzeli na mnie zszokowani.
- Żeby coś powiedzieć, trzeba otworzyć buźkę i użyć słów. Powodzenia. - zaśmiałem się, widząc, że zarówno Yah jak i sam Tom byli na tyle zszokowani, że nie umieli wydukać ani słowa.
- Przyszedłem zrobić sobie kolację i herbatę. - pochwaliłem się.
- Yyy... no tak... - blondynka podrapała się w tył głowy.
- Zrobiliśmy spaghetti, jak chcesz. Stoi na blacie. - odezwał się Tom, teraz wyraźnie zawstydzony.
Podszedłem do blatu i zobaczyłem garnuszek ze spaghetti.
Nałożyłem sobie porcję na głęboki talerz i przystąpiłem do robienia herbaty.
Gdy była gotowa, przymierzyłem się do opuszczenia kuchni.
- Cory? - zatrzymała mnie Yah.
- Tak, siostrzyczko? - zapytałem.
- Możesz nic nie mówić mamie, co tu zaszło? - powiedziała to tak, jakby co najmniej ogoliła Brittany na łyso w tej kuchni.
Wybuchnąłem śmiechem.
- Ale przecież tu nic nie zaszło. - powiedziałem, dalej się śmiejąc. 
- Okej.. dzięki. - powiedziała.
Wyszedłem z kuchni.
- Cory! - zawołała Kali.
Wróciłem się.
- Tak?
- Lubisz Toma? - zapytała niepewnie Yah.
- Wstępnie załóżmy, że tak. Niech tego nie zepsuje. - mrugnąłem do siostry okiem i już na finale wyszedłem z kuchni.

Po zjedzeniu kolacji i ogarnięciu się, wreszcie w spokoju się położyłem. Wiedziałem, że niedługo wróci mama i tata, ale trudno. W weekend też będę miał okazję z nimi porozmawiać.


Do głowy znowu weszła mi Emma i jej powrót. Jeszcze jeden długi dzień i wreszcie ją zobaczę. Postanowiłem, że odpuszczę sobie jutro szkołę, i przygotuję wszystko na powrót Emmy. Wiedziałem, że w całą niespodziankę wejdzie na pewno dobra kolacja... resztę pomoże mi zaplanować spec od romantycznych randek... Stephen.
Z takimi właśnie myślami położyłem się spać.

____________________________________________________________________

No i siedemnasty. Od tego rozdziału zostało około 35 do końca opowiadania, zobaczymy jak to będzie. Po dłuuuugim czasie znalazłem wreszcie osobę, która będzie Wam obrazować Emmę. Tą osobą jest... Acacia Clark.
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał! :)

4 komentarze:

  1. Bardzo fajny rozdział :) A kim jest Acacia Clark? Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Acacia Clark to dziewczyna prawdopodobnie mieszkająca w Kaliforni. Taka, jak to się mówi, ''site model'' np. na Instagramie i Twitterze. :)

      Usuń
  2. - Wróci, wróci. - stwierdziła i upiła łyk cieczy z fioletowego kubka.
    Znowu te siki xd
    Skutki uboczne miłości.
    Boże, nie wiem co się znów ze mną dzieje ale przeczytałam te Skutki jakoś inaczej ale tego nie napiszę :D :P

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Dodając komentarz pamiętaj, że to, w jaki sposób się wyrażasz, jest Twoją wizytówką! :)