poniedziałek, 18 stycznia 2016

Rozdział 18

"Jutro wracam!"

*Cory*

Mokro. Tak, zdecydowanie jest coś nie tak. 
Otworzyłem oczy i rozejrzałem się spojrzałem w bok.
No jasne, że jest nie tak, skoro po twarzy liże mnie olbrzymi, kremowy labrador!
- Przestań! - powiedziałem i obróciłem się w drugą stronę.
W tej chwili na usta nie cisnęły mi się tak oczywiste pytania jak to, skąd tu się do cholery wziął pies? Nie, teraz chciałem spać.
Pies chyba zrozumiał przekaz i odszedł od łóżka. Obróciłem się, aby zobaczyć czy wyszedł z pokoju. No jasne, że nie. Podszedł do kanapy i się na niej położył.




Właściwie... to dobrze. Niech sobie leży w moim pokoju jakiś obcy pies, ale ma mi dać się wyspać!
Nieeee, bo po co! Po chwili zostałem po raz drugi obudzony przez psa, który siedział na dywanie, co jakiś czas szturchając mnie łapą.


- Co się patrzysz? - zapytałem z wyrzutem.
Pies tylko zamerdał ogonem i odszedł. Po chwili wrócił, ale nie sam. Obok niego szedł Tom.
Co ten chłopak tu robi o tej godzinie!? Kaliyah przesadza...
- Co ten pies tu robi? - zapytałem z politowaniem chłopaka.
- Przyszedł Cię obudzić, zawsze to robi. Umie.. - powiedział zakłopotany Tom.
- To naucz go jeszcze pukać. - prychnąłem.
Podniosłem się i sięgnąłem po telefon. Przed 7. Ekstra, nie ma co. 
- Możesz otworzyć okno? - poprosiłem chłopaka.
- Pewnie. - zgodził się chłopak i otworzyć okno na szerokość.
Ja sięgnąłem po papierosy i zapaliłem. Zaciągnąłem się i zapytałem:
- Co Was tu przywiało o tej porze? - zapytałem.


- Odprowadzam zawsze Kali, żeby się nikt niepotrzebny nie przypałętał. - odpowiedział.
- Jesteście w klasie z tym całym Patrickiem? - zapytałem.
- Niestety tak, ale staramy się go ignorować. - stwierdził.
- Czemu tak chodzisz krok w krok za Yah? - zapytałem zaciekawiony.
Szczerze zaciekawiony. Chłopak wykazywał naprawdę chęci, aby zaimponować nie tylko Kaliyah, ale chciał się też przypodobać nam. Nie wiem czemu, ale nie wyczuwałem od niego złych intencji, jak prawdopodobnie Jesse od Patricka - wtedy, w parku.
- Jest cudowną dziewczyną, zasługuje na opiekę i ... no. - powiedział i się zarumienił.
Rany... dobrze, że ja nigdy nie miałem problemu z takimi sprawami. Dobra, czas wstawać.
- Kaliyah zrobiła śniadanie, czekamy tylko na Ciebie. - powiedział z uśmiechem Tom.
- Ok, zejdę zaraz. - zapewniłem.
- Ciacho Cię odprowadzi. - powiedział Tom i wyszedł.
- Znam swój dom! - powiedziałem, ale chłopak mnie chyba już nie usłyszał.
Pies nie ruszył się z miejsca i na mnie patrzył.


Usiadłem na łóżku i próbowałem się obudzić do końca. Zgasiłem papierosa i podszedłem do szafy, z której wyjąłem wszystko, co niezbędne do porannej toalety, a także zestaw ubrań na dzisiaj... zapowiada się ciężki dzień!

Gdy wróciłem do pokoju, pies dalej siedział w tym samym miejscu. Włożyłem do kieszeni telefon, słuchawki i portfel, a następnie chciałem wyjść z pokoju, jednak pies był szybszy. Zaśmiałem się i opuściłem pomieszczenie.

Z eskortą w postaci psa dotarłem do kuchni, a tam zastało mnie śniadanie, kawa oraz moja siostra, siedząca na krześle obok blondyna.
- Cześć, tu masz śniadanie. - powiedziała siostra.
- Dzięki. - powiedziałem i usiadłem do stołu.
- Dobra, my idziemy się przygotować do wyjścia, przyjedzie po nas Stephen. - powiedziała i opuściła pomieszczenie, a zaraz za nią zrobił to Tom, rzucając za siebie krótkie ''Smacznego''.
Wyjąłem z kieszeni telefon i napisałem na szybko SMS do Emmy. Napisałem ''Tęsknię, wracaj szybko, mam niespodziankę<3''. Kliknąłem ''wyślij''.
Po chwili, dzięki Bogu, otrzymałem odpowiedź: "Wrócę, wrócę, a ty się przygotuj - musimy nadrobić tydzień:*".

Wypiłem resztkę kawy i szybko poszedłem do góry po plecak.

Pod dom przy Neuralia Rd podjechało czarne auto należące do Stephena Clarka. Chłopak otworzył okno od strony kierowcy i wychylił zza niego głowę, rzucając krótką komendę:
- Wsiadajcie.
Zgodnie z poleceniem, wraz z Tomem i Kaliyah, wsiedliśmy do auta. Ja zająłem miejsce obok kierowcy, a gołąbeczki usiadły na tyłach.
- Dzisiaj muszę z Tobą pogadać. - uprzedziłem szatyna.
Chłopak spojrzał na mnie pytająco, ale nic nie powiedział. Po chwili ruszyliśmy w drogę.

Pod szkołą byliśmy zaledwie pięć minut później. Na miejscu spotkaliśmy Brittany, Jessego i Jessicę.
- Witam! - powiedziała Brittany. - Gotowi na najlepszy dzień w życiu?!
- Nie. - stwierdziłem. - Bo pewnie dla mnie najgorszy.
- Nie przesadzaj. Dzień nowych! - powiedziała.
- Już dzisiaj? - zdziwił się Stephen.
Patrzyłem na rodzeństwo zdezorientowany, zresztą tak jak reszta.
- Powie nam ktoś o co chodzi? - zapytała Yah.
- To nie dotyczy pierwszych i trzecich klas. Tylko drugich. - stwierdziła Britt.
- No chyba że tak. To my idziemy. - powiedziała Yah i oddaliła się razem z Tomem.
Gdy odeszli, Brittany podjęła próbę wyeksplikowania terminu ''Dzień Nowych'' wszystkim zebranym. 
- No więc, Dzień Nowych to po prostu dzień wolny od lekcji dla drugich klas, dzieje się to tylko wtedy, gdy do szkoły zapisuje się na raz za dużo nowych uczniów. My organizujemy dla nich taką kampanię powitalną w szkole. - powiedziała Britt.
- No i co w związku z tym? - zapytałem, dalej zdezorientowany.
- Już tłumaczę, Johnie Snow. - szatynka spojrzała na mnie z politowaniem.


- Naszym zadaniem jest oprowadzić nowych uczniów po szkole. Wytłumaczyć im jaka sala jest od czego, oprowadzić po stołówce oraz zapoznać z programem warsztatów i zajęć dodatkowych w szkole. - powiedziała szatynka.
- Mhm. - mruknąłem.
- Z tego, co się dowiedziałam, do społeczności szkolnej dzisiaj dołącza około pięćdziesięciu uczniów, to wynik zamknięcia jednej z placówek w Barstow. - powiedziała.
- Dam sobie rękę uciąć, że Brittany zgłosiła się do organizowania tego dnia. - mruknął Jesse.
- Skąd wiedziałeś? - zapytała wesoło Brittany.
Nie doczekała się odpowiedzi. Poszliśmy razem z Brittany do budynku szkoły.
Cieszyłem się z tego dnia. Zapomnę o tym, że Emma wraca dopiero jutro, i spędzę czas przyjemniej, niż słuchając zmęczonych życiem nauczycieli.

- Cory, Ci przydzieliłam siedem osób. - powiedziała Brittany, wpatrując się intensywnie w kartki papieru, które trzymała.
- Ile osób bierze udział w tej akcji? - zapytałem.
- Nowych 61, pomyliłam się o dychę, sorry. - mruknęła. - A uczniów może dwudziestka... 
Wiesz, to jest dzień wolny, więc zrobili sobie wolne.
- Kogo mam? - zapytałem.
Byłem jedyną osobą, która jeszcze nie wiedziała, kogo oprowadza. Brittany i Stephen mają chyba 14 uczniów, Jesse i Jessica 9, ja 7... resztę muszą mieć Ci ochotnicy z innych klas.
- Patricia Roberts, Jimmy i Jeremy Simpson, Rosa Parks, Kathleen Sydney, Amber Walch oraz Denis Clark. - powiedziała Brittany. - Ale nie nasz krewny. - dodała.
- Litości.. - mruknąłem.
- Dobra! - krzyknęła Brittany. - Każdy czeka na swoją grupę przy bramie szkoły. Gdy wszyscy wyjdą z busa, czytacie z listy osoby, które Wam przydzieliłam. - powiedziała Brittany.
Dziewczyna wcisnęła mi w rękę listę z nazwiskami i opuściła pomieszczenie, a za nią reszta zebranych.

Żółty bus podjechał właśnie pod bramę wjazdową do California City High School. Wyszła z niego spora grupa osób, wśród której udało mi się ujrzeć  panią Cameron, oraz pana Jamesona.
- Dzień dobry! Nazywam się Brittany Clark i dzisiaj, razem z grupką zebranych tutaj uczniów, oprowadzę Was po tej placówce i spróbuję przybliżyć Wam to, jak wygląda życie w naszej szkole. Teraz ''opiekunowie'', że tak się wyrażę, przeczytają osoby, które będą w ich grupie. - zakończyła swoją przemowę Brittany i wyczytała osoby, które będą poznawały szkołę pod pieczą jej i Stephena.
Gdy swoją listę przeczytali Jesse i Jessica, a także dwóch uczniów z innej klasy, których nazwisk nie mogłem sobie przypomnieć, przyszła kolej na mnie.
- Okej, no więc... ze mną pójdzie Patricia Roberts, Jimmy Simpson, Jeremy Simpson, Rosa Parks, Kathleen Sparks, Amber Walch i Denis Clark. - powiedziałem, a osoby zaczęły wychodził z, mniejszego już, tłumu i podeszły do mnie. Ku mojemu zaskoczeniu, wśród nowych uczniów zauważyłem Patricię.

***

*Patricia*

Kamień spadł mi z serca, gdy zobaczyłam, że moim ''opiekunem'', czy jakkolwiek by nazwać taką osobę, był Cory. Jest on jedyną osobą... Przewodnik? Bardziej pasuje... Nieważne! Cory był jedyną osobą, którą tu znałam. Wolałabym nie trafić pod opiekę Mortici i Gomeza Addamsów, czy blond gołąbeczków... Eh.
- Dobra, teraz prosiłbym, abyście się nie rozchodzili, ogarniemy to szybko, a następnie ja, jak i wy, będziemy mieli wolne. - powiedział Cory. - Zapraszam. - dodał, i ruszył w stronę wejścia do budynku.

***

Postanowiłem, że nie będę biedakom przynudzał dwie godziny, co zapewne ma w planach Brittany, i skończę z nimi tą całą błazenadę w maksymalnie pół godziny. Czemu błazenadę? Otóż... w, jeśli się nie mylę, trzech miejscach w szkole wisi dokładny plan budynku oraz plan ewakuacyjny, więc już jest jak dla przedszkolaków. Następnie - dokładnie każde pomieszczenie w szkole jest podpisane, a do tego mamy do dyspozycji portiernię oraz gabinet woźnych. Chyba szesnaście lat to wystarczający wiek, żeby znieść zmianę szkoły? Nie wiem... No, chyba że ktoś należy do tych osób, dla których spytać kogoś o cokolwiek to już utrata ''SWAGU''... Taaak, coś o tym wiem. Mimowolnie przewróciłem oczami i zerknąłem za siebie. Na szczęście trafiłem na wyjątkowo spokojnych uczniów.
Zaraz po wejściu do szkoły obróciłem się, i zacząłem mówić do grupy:
- Dobra! Tutaj mamy główny korytarz. Na parterze znajdują się najważniejsze dla Was pomieszczenia, czyli: - zacząłem wyliczać. - Sekretariat, portiernia, państwo woźni, pielęgniarka oraz administracja. - powiedziałem. - Jakieś pytania?
Jedna dziewczyna podniosła rękę. Tego się właśnie obawiałem.
- Tak...? - spojrzałem na nią z nadzieją, że mnie zrozumiała.
- Kathleen Sparks. - przedstawiła się dziewczyna. - Gdzie mamy niby znaleźć te pomieszczenia, o których mówisz?
Nie ma chyba gorszego typu uczennicy. Ekstrawagancko ubrana oraz mocno pomalowana dziewczyna z bardzo widocznymi śladami wizyty w solarium. Westchnąłem i odpowiedziałem:
- Zaraz obok Ciebie wisi dokładny plan budynku szkoły. - powiedziałem. - Bardziej ułatwić życia się nie da.
Dziewczyna tylko prychnęła. Ruszyliśmy dalej.
- Tutaj mamy korytarz z salami lekcyjnymi. Dla mniej zorientowanych w terenie... - specjalnie spojrzałem na niejaką Kathleen. - Klasy są na jednym korytarzu, biura i inne tego typu pomieszczenia w większości na drugim. - wytłumaczyłem.
- Która klasa jest od czego? - zapytała... Kathleen!
- Kathleen, każda klasa lub inne pomieszczenie jest podpisane wielkimi drukowanymi literami. Wiem, że niektórym trudność sprawia chodzenie i skupienie się na czymś innym w tym samym momencie, ale nie będę wam zabierał czasu na oprowadzanie Was za rączkę po całej szkole. - powiedziałem.
Okej, może troszeczkę tylko przesadziłem, ale sądzę, że nie było źle. Kilka osób z grupy zaśmiało się cicho.
- Tak mniej więcej przedstawia się parter. Na piętrze nie znajduję się nic szczególnie ciekawego oprócz klas i stołówki. - powiedziałem, ale szybko dodałem, zapeszając: - Która jest podpisana. Wiem, że w planie jest oprowadzenie po tej stołówce, ale sądzę, że nie jest trudno podejść z tacą do okienka i poprosić to, co się chce.
Grupa przytaknęła.
- Oprócz tego koło portierni macie automat z napojami, aby nie czekać w kolejce. Jakieś pytania? - zapytałem.
- Jest palarnia? - zapytał jakiś chłopak.
- Nie ma palarni, ale na zewnątrz nie ma dyżurów, więc sądzę, że sobie poradzicie. - odpowiedziałem szybko.
- Macie tutaj te śmieszne identyfikatory? - zapytała inna dziewczyna.
- Nie mamy. - odpowiedziałem. - Ktoś coś? - wszyscy pokiwali przecząco głowami. - Jesteście wolni.

Gdy grupa się rozeszła, poszedłem tylko na piętro zobaczyć, czy ktokolwiek z moich znajomych już skończył oprowadzanie. Niestety nie, każdy dopiero się rozkręcał. Biedni uczniowie...
Wracając zauważyłem Kathleen, która rozmawiała przez telefon.
- No bez kitu! Jeszcze nikt tak do mnie się nie odezwał, jestem Kathleen no! - dziewczyna tupnęła nogą.
*Dokąd ten świat zmierza?* - pomyślałem, opuszczając budynek.

_______________________________________________________________________

Chciałem dodać bardzo ciekawą akcję w dzisiejszym rozdziale, ale postanowiłem, że ją wydłużę i zrobię z niej osobny rozdział. Mam nadzieję, że się spodobał!

2 komentarze:

  1. Z eskortą w postaci psa dotarłem do kuchni, a tam zastało mnie śniadanie: kawa oraz moja siostra.
    Szybko wypiłem kawę, po czym zabrałem się za pałaszowanie siostry. Uszy miały posmak... gumy balonowej? A włosy smakowały jak ser pleśniowy z domieszką cynamonu i ziół prowansalskich.

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Dodając komentarz pamiętaj, że to, w jaki sposób się wyrażasz, jest Twoją wizytówką! :)