sobota, 30 stycznia 2016

Rozdział 20

"O, matko!"

*Cory*


Zaledwie pięć minut później dostałem SMSa, że Emma właśnie weszła do domu i noszą walizki.
Czym prędzej ogarnąłem się i, schodząc na dół, wysłałem do wszystkich SMSa, że Emma wróciła. Odpowiedzi, które dostałem, bardzo mnie ucieszyły. Jesse, Stephen i Kaliyah pójdą ze mną przywitać blondynkę. Umówiliśmy się na skrzyżowaniu Neuralia Rd z California City Boulevard. Domyślałem się, że Clarkowie będą autem, więc postanowiłem się aż tak nie spieszyć.

- Cześć, braciszku. - powiedział Jesse, podchodząc do mnie. Sekundę po tym, na Neuralia Rd skręciło czarne auto rodzeństwa Clark.
- Wsiadać, mamy blondynkę sztuk jedna do przywitania! - wrzasnęła Brittany, wychylając głowę z samochodu. Stephen instynktownie zasłonił uszy, co mnie rozbawiło.
Oni się tak fajnie dopełniają.
Razem z Jessem wsiedliśmy do samochodu, a Stephen ruszył.
W czasie drogi, Brittany jak zwykle poruszała dziwne tematy.
- Braciszku pochwal się, że tylko Twoja siostra nikogo nie ma... - zachęciła Stephena Britt.
- Mam koleżankę, wielkie rzeczy. - mruknął Stephen.
- Gratulacje. - powiedziałem, po czym zwróciłem się do Brittany: - Britt, a ty przypadkiem nie miałaś na oku jakiegoś chłopaka z trzeciej klasy? - zdziwiłem się.
- Miałam... mam. To skomplikowane. Waham się pomiędzy nim, a Trevorem... - rozmarzyła się.
- Pobudka. - powiedział Stephen do siostry.
Ta jedynie potrząsnęła głową i rozejrzała się.
- O! Już jesteśmy! - powiedziała.
Wysiedliśmy z auta, a Stephen pojechał kawałek dalej, aby go zaparkować. Emma wraz z mamą stały przy aucie Evy i wyjmowały z bagażnika walizki, kosze, siatki, dziwne składane krzesła i... pluszaki? Nieważne.
- CORY! - krzyknęła blondynka, i wybiegła przed bramę.
- Cześć. - powiedziałem, i podszedłem do blondynki. Ah, te przywitania po rozłące. Dziwne, że właśnie w ich wyniku dziewczyny unoszą się nad ziemią, prawda?
Jednak tym razem jeszcze nie na skrzydłach. Podniosłem Emmę i złączyłem nasze twarze w... no po prostu ją pocałowałem czy coś... Nieważne.



Gdzieś w tle usłyszałem podekscytowany pisk Brittany... Super. Potem znowu będzie mi wmawiała, że jestem nie wiadomo jak romantyczny... Mniejsza z tym, najważniejsze, że wreszcie, po tylu dniach i nocach, godzinach, minutach i sekundach, Emma Jensen będzie wypełniała moje dni humorem i miło... No, wiecie o co chodzi.
Gdy wreszcie zebrałem się w sobie na tyle, aby puścić blondynkę, reszta, również mama Emmy, podeszła, żeby się z wszystkimi przywitać.
- Dzień dobry, pani Jensen. - ukłoniłem się.
- Witaj, Cory. - uśmiechnęła się pani Jensen. - Witaj cała reszto przyjaciół mojej córki.
Wszyscy niczym chór powiedzieli ''Dzień dobry'', po czym pani Eva wróciła do poprzedniej czynności.
- Tęskniłam, Emma! - powiedziała Brittany i przytuliła dziewczynę.
- Cześć. - powiedział Stephen.
- Hej. - zakończył Jesse.
- No to idziemy! - zarządziłem.
- Gdzie? - zdziwiła się Emma.
- Wszędzie! Po koty, na spacer i w ogóle!
- Muszę pomóc mamie. - zaśmiała się.
- Zajmiemy się tym. - wtrąciła Brittany.
- Widzisz? - zapytałem.
- No ok.. - mruknęła dziewczyna i dała się zaciągnąć w bliżej nieokreślonym kierunku.

W ciągu godziny zrobiliśmy tyle rzeczy, że aż sam się dziwiłem, że to możliwe. Byliśmy na kawie, lodach i w parku. Przez cały ten czas nie mogłem się nacieszyć, że Emma wreszcie tu jest. Mimo, że specjalnie tego nie okazywałem, bardzo mi jej brakowało. Z nią u boku moje życie nie jest takie nudne... dziwne, prawda? 
- Coryyy... - zagadnęła Emma.
- Hm?
Jakieś pięć minut temu usiedliśmy spokojnie na ławce niedaleko posągu, którego zadane mi było kiedyś pocałować...
- Pójdziemy kiedyś na romantyczną kolację? - zapytała.
Emma już zaprząta mi całą głowę... teraz mi czyta w myślach? Mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Na pewno tak. Cierpliwości. - powiedziałem łagodnie. - Co wy macie z tym okropnym słowem?
- Jakim? - zdziwiła się dziewczyna.
- ''Romantyczny'', ''Romantyczne'', ''Romantyczna''. - wzdrygnąłem się.
Dziewczyna wybuchnęła śmiechem. Kilka przechodzących osób spojrzało się na nią z niepokojem.
- Nie zrozumiesz... - mruknęła dziewczyna. - Każda dziewczyna chce, aby jej chłopak, narzeczony, mąż... był romantyczny. Ta cecha, objawiająca się poprzez komplementy i drobne niespodzianki, sprawia, że dziewczyna czuje się jak ta jedyna, wznosi się ponad inne kobiety, czuje się doceniona. - wytłumaczyła, gestykulując żywo rękami.
- Dziękuję za tą wyjątkową egzemplifikację słowa ''romantyczny'', ale że aż tak? - zdziwiłem się.
- Aż tak, Cory. - powiedziała dziewczyna.
- Kiedy odbierzemy koty? - zapytałem.
- Jutro rano. - postanowiła dziewczyna.
- Okej. - zgodziłem się.

Około 17:30 dostałem SMS, że dostawca z jedzeniem będzie u mnie za dziesięć minut.
Chwilę temu odprowadziłem Emmę pod dom, i umówiłem się z nią u mnie o 18. Mama miała ją podwieźć, jadąc na zakupy. Super, póki co wszystko idzie po mojej myśli.
Właśnie wchodziłem do domu. W przedsionku stała Kaliyah, Jesse i tata. Przywitałem się z nimi, a po chwili z kuchni wyszła odziana w dziwny płaszcz mama.
- No więc, Cory, wszystkiego dobrego. My jedziemy sobie do babci. - oznajmiła mama.
- Dziękuję. - powiedziałem.
- Popsikałam Twoje róże moim preparatem, bo włożyć do wazonu to nawet Jesse umie. - prychnęła.
- Ej! - oburzył się blondyn.
Mama pogłaskała syna po głowie i wszyscy po chwili opuścili dom.
Zaśmiałem się pod nosem i poszedłem do kuchni. Spojrzałem na ekran telefonu. 17:38. Nie jest źle. Zaraz przyjedzie dostawca, przygotuję wszystko i będzie idealnie.

- O wilku mowa. - mruknąłem pod nosem, słysząc dzwonek do drzwi.
Poszedłem do przedsionka i otworzyłem drzwi. Prawie nie byłem zaskoczony, widząc dziewczynę w różowym, skórzanym kostiumie z kaskiem pod pachą i torbą, wiadomo w jakim kolorze, w ręce.
- No tak, Molly's. - zaśmiałem się.
- Dzień dobry. Jedzonko przywożę. - powiedziała zadowolona z siebie dziewczyna.
- Tak, wiem. - powiedziałem. - Ile?
- 54$. - oznajmiła dostawczyni. - A co to za szczęściara? - uśmiechnęła się.
- Yyy... dziewczyna. - mruknąłem, wyjmując z portfela banknoty.
- Rozumiem, że ten dolar to napiwek? - zapytała.
Kiwnąłem głową na potwierdzenie.
Dziewczyna podziękowała i podała mi torbę, a następnie wdzięcznym krokiem udała się w stronę... motoru. Chwila, czy dostawcy nie jeżdżą takimi śmiesznymi skuterami?
- Chwila! A torba? - krzyknąłem za dziewczyną.
- Daisy powiedziała, że pan przyniesie! - krzyknęła, wsiadając na motor.
No tak, jakiś haczyk musiał być. Zaniosę, a ona mnie weźmie na przesłuchanie.
Jedzenie wyjąłem na stół w kuchni. Okej, nie zaskoczyła mnie cukrowa dostawczyni na tyle, na ile zaskoczył mnie posiłek składający się z... serduszek.
Talerze w kształcie serc... Co? Przecież mam w domu talerze...
Dobra, dalej. Kotlety w kształcie serc, prawdopodobnie-ziemniaki w kształcie serc (jak?!), sałatka dobrana kolorystycznie do całości. Z tej ostatniej umiałem rozpoznać jedynie czerwoną sałatę. Różowy tort w kształcie serca... no, nareszcie coś dla mnie. Było także wino w różowej butelce oraz świeczki, jedna różowa, druga czerwona. Na dnie torby znalazłem czerwony obrus, na którym była przylepiona karteczka z napisem ''Zgadłam, że zapomniałbym o tak znaczącym elemencie kolacji. Daisy xx''.
Zaśmiałem się. Fakt, nie pomyślałbym o obrusie.

W zaledwie pięć minut udało mi się przygotować wszystko. Położyłem obrus na stole, a na nim talerze z jedzeniem, świeczki oraz kieliszki. Butelkę z winem położyłem obok wazonu z kwiatami, świeczki zapaliłem. Talerz z tortem póki co zostawiłem w kuchni. 
Całość prezentowała się wcale nie najgorzej. I jest dopiero 17:50!



Postanowiłem, że odpuszczę sobie jakikolwiek garnitur, bo to byłaby przesada... bynajmniej z mojego punktu widzenia.
17:59 - dzwonek do drzwi. Podszedłem do drzwi i wpuściłem dziewczynę do środka. Dziewczyna zdążyła się przebrać w elegancką, czarną koszulę z podwiniętymi rękawami oraz spodnie w tym samym kolorze. Na nogach miała czarne, skórzane kozaki, co tworzyło świetny efekt w połączeniu z jej jasnymi włosami.
- Cory? Jesteś tutaj? - dziewczyna pomachała mi ręką przed oczami.
Potrząsnąłem głową i powiedziałem.
- Tak! Zapraszam, chodź! - powiedziałem.
Dziewczyna weszła do środka i udała się za mną do salonu. To, co zobaczyło wywołało u niej zapewne lekki szok, co tłumaczyłoby to, że stała w bezruchu.
- Emma, jesteś tutaj? - zaśmiałem się, machając jej ręką przed oczami, zupełnie jak ona mi.
- Yyy... Tak, tylko jestem trochę w szoku, wybacz. Dla kogo ta kolacja? - zapytała z uśmiechem.
- Yyy... Emma, zjesz ze mną nie-romantyczną kolację? - zapytałem.
- Tak. - powiedziała Emma i dała się zaprowadzić do stołu.
- Piękne róże! - powiedziała.
Usiadłem naprzeciwko niej i nalałem do kieliszków wina. Stwierdziłem, że Daisy i Molly przeszły same siebie. Nawet wino było różowe... nie wiem, czy takie w ogóle figuruje na liście win!
Dziewczyna upiła łyk różowego wina i powiedziała:
- Wyborne i... śliczne. - uśmiechnęła się szeroko.
- Smacznego. - powiedziałem i zabraliśmy się za jedzenie.

Kolacja ciągnęła się długo. Dziewczyna chwaliła każdą jej część, a ja zastanawiałem się, czy powiedzieć, że to nie moja robota.
- Mmm.. dodałeś do sałatki octu z czerwonego wina? - zapytała z uznaniem.
- Yyy... taaaak. - przeciągnąłem.
- Naprawdę przepyszne. - przyznała.
- Ja w sumie tylko zapłaciłem. - powiedziałem wymijająco.
Emma się zaśmiała.
- No tak, nie miałbyś cierpliwości do wycinania serduszek z sałaty do sałatki. - powiedziała, ciągle się śmiejąc.
- Ale jest coś, co zrobiłem sam... no w sensie wybrałem... znaczy no wiesz. - powiedziałem.
- Nie wiem... - powiedziała.
- Poczekaj chwilkę. - powiedziałem i wstałem.
Poszedłem do kuchni i nastawiłem wodę na kawę. W tym czasie zabrałem talerze od kolacji i zaniosłem do salonu talerzyki do deseru. Przygotowałem dwie kawy, które po chwili zalałem wrzątkiem. Zaniosłem je do salonu, a po chwili wróciłem po tort i pudełko z pierścionkiem. A co jeśli pomyśli, że to zaręczyny!? Nie.. to głupie... Prawda?
Wróciłem do salonu, a dziewczyna wytrzeszczyła oczy, patrząc na to, co trzymałem w prawej ręce.
- Wow.. Cory. Wiesz, że nie musiałeś? - uśmiechnęła się.
- Nie podoba Ci się? - zapytałem zmartwiony.
- TAK! Podoba, bardzo... - zapeszyła.
- Ale? - zapytałem.
- Nie ma ''ale''. - powiedziała.
- Okej, skoro tak... - zacząłem, siadając.
Położyłem tort obok róż i przysunąłem kartonik w stronę dziewczyny. Blondynka wzięła je do ręki i uniosła pokrywkę.


Cory Flautney - ur. 06.01.1998r, zm. 10.12.2015r.
Uduszony przez: Emma Jen...

Dobra - nie. Ale prawie. Gdy dziewczyna zobaczyła, co kryje się w środku małego, zdobionego pudełeczka z APARTu - zdążyła mnie udusić, zatulić, zacałować i ogłuszyć kilkanaście razy.
- Dziękuję! Jest śliczny. Dziękuję. - powiedziała po raz setny.
- Dobra... - jęknąłem zmęczony. - Zrozumiałem za pierwszym razem.
- Czym sobie zasłużyłam? - zapytała.
- Tym, że jesteś. Głupie pytanie. - zaśmiałem się.
- Jesteś... - zaczęła dziewczyna.
- Nie, nie jestem: słodki, uroczy, romantyczny, miły, kochany, cudowny, najlepszy, boski, świetny, wspaniały, a nawet ambrozyjski czy rajski, mówiąc po Brittaniemu! No, dawaj teraz. - zaśmiałem się.
- Chłopak najwyższej próby. - powiedziała, składając na moim policzku, już dawno brudnym od ciemno-czerwonej szminki, kolejnego, szybkiego ''buziaka''.
Taa...
- Dobra, dawaj, jemy ten tort. - powiedziałem.
- A jak wygląda? - zapytała, podstawiając mi pod nos rękę, na palcu której widniał nowy element biżuterii Emmy.
- Chciałem tort, nie pierścionek. - powiedziałem, za co oberwałem w ramię.
- No ładnie, ładnie. - przyznałem.
- Teraz możemy zjeść. - powiedziała, i nałożyła sobie kawałek tortu na talerzyk.
Nagle przypomniało mi się, o co miałem spytać Emmę. Tak bardzo pochłonęła mnie jej radość i obecność, że całkowicie wyleciało mi to z głowy. Teraz jednak nie byłem pewien, czy pytać ją o to... 
- Emma... - zagadnąłem.
- Hm? - mruknęła, zajadając się tortem. - Czekaj. Pyszny! - powiedziała. - Mów.
- Chciałem Cię o coś zapytać, tylko nie obrażaj się, to nie akt zazdrości... - zacząłem.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, ale nic nie mówiła.
- Chodzi mi o Twoje zdjęcie z tym, no... 
- Tommy'm. - przerwała mi.
- Nie bądź zła, chodzi mi tylko o to, że...
- Cory. - powiedziała.
- Nie jestem zazdrosny, czy coś, ale...
- Cory! - powiedziała. - Spokojnie. Daj mi coś powiedzieć. - zaśmiała się. - To zdjęcie to nic. Tommy i Jimmy są strasznie opiekuńczy, a ty jak rasowy samiec chcesz się dowiedzieć, czy Cię nie zdradzam z chłopakami z Paradise. Problem leży w tym, ze ja im się nie podobam. Tommy i Jimmy są razem... - dziewczyna wybuchnęła śmiechem.
Ja siedziałem tak z zapewne głupim wyrazem twarzy w osłupieniu. Gdy dziewczyna wreszcie spoważniała, powiedziała:
- Oj, przepraszam, Cory.
- Aha. Wyszedłem na idiotę. - stwierdziłem.
- Wcale nie! To normalne, że zapytałeś. - powiedziała.
- Taaak. - mruknąłem, i posmakowałem wreszcie tort. - Dobry tort. - powiedziałem dla rozluźnienia atmosfery.
- Jesteś... - zaczęła, ale spotkała się z moim gniewnym spojrzeniem. - ...seraficzny! - powiedziała dobitnie.
- Taaa... następnym razem położę na stół Parówki Randkowe* i cebulę, nie powiesz, że romantyczna kolacja. - powiedziałem.
- No tak, tak, kotku, tak. - powiedziała, śmiejąc się głośno.

Oh, tak! Tak, tak, tak, tak!!!! Po tym całym, męczącym dniu, wreszcie Emma postanowiła iść do pokoju.
- Dziękuję. - powiedziała.
- Wiesz.. słowo słowem jest, ale... - zacząłem.
- Masz rację! - przerwała.



- Proszę. - powiedziałem, puszczając dziewczynę.
- Słodko. - stwierdziła. - Smakujesz tortem.
- Dziękuję. - powiedziałem.
- Lubisz, jak dziewczyna ma na sobie za duże ciuchy? - zapytała.
- Yyy, no nie wiem, nie widziałem jeszcze żadnej tak ubranej. - stwierdziłem.
- To poszukaj mi czegoś u siebie, chyba, że mam sobie iść? - zapytała.
- NIE! - odpowiedziałem szybko.
Podszedłem do szafy szukając w niej jakichś wygodnych dresów i koszulki z krótkim rękawem. Po chwili wstałem, trzymając w ręce zastępczą piżamę dla Emmy.
- Zaraz wracam. - mrugnęła i wyszła z pokoju.

Dziewczyna weszła do pokoju ubrana w stanowczo za duże ciuchy. Wybuchnąłem śmiechem. 
- Lepiej wyglądasz w tej w słodycze. - powiedziałem.
Dziewczyna prychnęła i położyła się obok mnie.

_____________________________________________________________________

Parówki Randkowe - parówki marki BESOS Magdy Gessler

Krótszy, z wyczekiwaną kolacją!
Dobranoc ;)







7 komentarzy:

  1. Jeeej! Super rozdział <3 Tylko!''Stwierdziłem, że Daisy i Molly przeszły samych siebie'' - poprawnie nie będzie ''same siebie''? Kurde czuje się jak nauczycielka xD Już czekam na następny i zapraszam do mn :)
    konieckropka i blablabla

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No faktycznie, dzięki! Cieszę się, że tylko jeden błąd znalazłaś, strasznie się spieszyłem, żeby go dodać. Przeraża mnie teraz przepaść między rozdziałami - na początku max 2 dni, teraz 6 :( Niestety obowiązki i zaległości po chorobie na pierwszym miejscu.
      Dziękuję za komentarz! :)

      Usuń
    2. To nic! Lepiej czekać parę dni dłużej, żeby przeczytać niesamowicie extra ultra super mega fajny rozdział, niż dawać ;) Haha :D Pozdr

      Usuń
  2. Świetny! Uśmiałam się, masz niezłe (trafiające do mnie, a to trudne) poczucie humoru ^^ Może tylko trochę więcej opisów...?
    Zapraszam do siebie :) ---> always-be-a-cat.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, tak! Spokojnie, ostatnio znowu się zapuściłem :(
      Na przełomie około 14/15 rozdziału i dalej podciągnąłem i stworzyłem bogatsze w opisy rozdziały, ale ostatnio widzę dalej dialog nad treścią przeważa znacznie.

      Dziękuję za komentarz i wbijam do Ciebie :)

      Usuń
  3. - Taaak. - mruknąłem, i posmakowałem wreszcie tort. - Dobry tort. - powiedziałem dla rozluźnienia atmosfery.
    - Torcik proktul end gambul, istna gejoza w jednym kęsie, bezglutenowy z domieszką protein i ciągutek marki fajsong!
    - Nadajesz się do marketingu, Em

    - Lubisz jak dziewczyna ma na sobie za duże ciuchy? - zapytała.
    - Raczej: jak nie ma na sobie ciuchów.
    - Łaał, nie wiedziałam, ale ostatnio widziałam gołe parówki w Almie. Spodobałyby ci się!

    Besos :**

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Dodając komentarz pamiętaj, że to, w jaki sposób się wyrażasz, jest Twoją wizytówką! :)