"O, matko!"
*Cory*
Zaledwie pięć minut później dostałem SMSa, że Emma właśnie weszła do domu i noszą walizki.
Czym prędzej ogarnąłem się i, schodząc na dół, wysłałem do wszystkich SMSa, że Emma wróciła. Odpowiedzi, które dostałem, bardzo mnie ucieszyły. Jesse, Stephen i Kaliyah pójdą ze mną przywitać blondynkę. Umówiliśmy się na skrzyżowaniu Neuralia Rd z California City Boulevard. Domyślałem się, że Clarkowie będą autem, więc postanowiłem się aż tak nie spieszyć.
- Cześć, braciszku. - powiedział Jesse, podchodząc do mnie. Sekundę po tym, na Neuralia Rd skręciło czarne auto rodzeństwa Clark.
- Wsiadać, mamy blondynkę sztuk jedna do przywitania! - wrzasnęła Brittany, wychylając głowę z samochodu. Stephen instynktownie zasłonił uszy, co mnie rozbawiło.
Oni się tak fajnie dopełniają.
Razem z Jessem wsiedliśmy do samochodu, a Stephen ruszył.
W czasie drogi, Brittany jak zwykle poruszała dziwne tematy.
- Braciszku pochwal się, że tylko Twoja siostra nikogo nie ma... - zachęciła Stephena Britt.
- Mam koleżankę, wielkie rzeczy. - mruknął Stephen.
- Gratulacje. - powiedziałem, po czym zwróciłem się do Brittany: - Britt, a ty przypadkiem nie miałaś na oku jakiegoś chłopaka z trzeciej klasy? - zdziwiłem się.
- Miałam... mam. To skomplikowane. Waham się pomiędzy nim, a Trevorem... - rozmarzyła się.
- Pobudka. - powiedział Stephen do siostry.
Ta jedynie potrząsnęła głową i rozejrzała się.
- O! Już jesteśmy! - powiedziała.
Wysiedliśmy z auta, a Stephen pojechał kawałek dalej, aby go zaparkować. Emma wraz z mamą stały przy aucie Evy i wyjmowały z bagażnika walizki, kosze, siatki, dziwne składane krzesła i... pluszaki? Nieważne.
- CORY! - krzyknęła blondynka, i wybiegła przed bramę.
- Cześć. - powiedziałem, i podszedłem do blondynki. Ah, te przywitania po rozłące. Dziwne, że właśnie w ich wyniku dziewczyny unoszą się nad ziemią, prawda?
Jednak tym razem jeszcze nie na skrzydłach. Podniosłem Emmę i złączyłem nasze twarze w... no po prostu ją pocałowałem czy coś... Nieważne.
Czym prędzej ogarnąłem się i, schodząc na dół, wysłałem do wszystkich SMSa, że Emma wróciła. Odpowiedzi, które dostałem, bardzo mnie ucieszyły. Jesse, Stephen i Kaliyah pójdą ze mną przywitać blondynkę. Umówiliśmy się na skrzyżowaniu Neuralia Rd z California City Boulevard. Domyślałem się, że Clarkowie będą autem, więc postanowiłem się aż tak nie spieszyć.
- Cześć, braciszku. - powiedział Jesse, podchodząc do mnie. Sekundę po tym, na Neuralia Rd skręciło czarne auto rodzeństwa Clark.
- Wsiadać, mamy blondynkę sztuk jedna do przywitania! - wrzasnęła Brittany, wychylając głowę z samochodu. Stephen instynktownie zasłonił uszy, co mnie rozbawiło.
Oni się tak fajnie dopełniają.
Razem z Jessem wsiedliśmy do samochodu, a Stephen ruszył.
W czasie drogi, Brittany jak zwykle poruszała dziwne tematy.
- Braciszku pochwal się, że tylko Twoja siostra nikogo nie ma... - zachęciła Stephena Britt.
- Mam koleżankę, wielkie rzeczy. - mruknął Stephen.
- Gratulacje. - powiedziałem, po czym zwróciłem się do Brittany: - Britt, a ty przypadkiem nie miałaś na oku jakiegoś chłopaka z trzeciej klasy? - zdziwiłem się.
- Miałam... mam. To skomplikowane. Waham się pomiędzy nim, a Trevorem... - rozmarzyła się.
- Pobudka. - powiedział Stephen do siostry.
Ta jedynie potrząsnęła głową i rozejrzała się.
- O! Już jesteśmy! - powiedziała.
Wysiedliśmy z auta, a Stephen pojechał kawałek dalej, aby go zaparkować. Emma wraz z mamą stały przy aucie Evy i wyjmowały z bagażnika walizki, kosze, siatki, dziwne składane krzesła i... pluszaki? Nieważne.
- CORY! - krzyknęła blondynka, i wybiegła przed bramę.
- Cześć. - powiedziałem, i podszedłem do blondynki. Ah, te przywitania po rozłące. Dziwne, że właśnie w ich wyniku dziewczyny unoszą się nad ziemią, prawda?
Jednak tym razem jeszcze nie na skrzydłach. Podniosłem Emmę i złączyłem nasze twarze w... no po prostu ją pocałowałem czy coś... Nieważne.
Gdzieś w tle usłyszałem podekscytowany pisk Brittany... Super. Potem znowu będzie mi wmawiała, że jestem nie wiadomo jak romantyczny... Mniejsza z tym, najważniejsze, że wreszcie, po tylu dniach i nocach, godzinach, minutach i sekundach, Emma Jensen będzie wypełniała moje dni humorem i miło... No, wiecie o co chodzi.
Gdy wreszcie zebrałem się w sobie na tyle, aby puścić blondynkę, reszta, również mama Emmy, podeszła, żeby się z wszystkimi przywitać.
- Dzień dobry, pani Jensen. - ukłoniłem się.
- Witaj, Cory. - uśmiechnęła się pani Jensen. - Witaj cała reszto przyjaciół mojej córki.
Wszyscy niczym chór powiedzieli ''Dzień dobry'', po czym pani Eva wróciła do poprzedniej czynności.
- Tęskniłam, Emma! - powiedziała Brittany i przytuliła dziewczynę.
- Cześć. - powiedział Stephen.
- Hej. - zakończył Jesse.
- No to idziemy! - zarządziłem.
- Gdzie? - zdziwiła się Emma.
- Wszędzie! Po koty, na spacer i w ogóle!
- Muszę pomóc mamie. - zaśmiała się.
- Zajmiemy się tym. - wtrąciła Brittany.
- Widzisz? - zapytałem.
- No ok.. - mruknęła dziewczyna i dała się zaciągnąć w bliżej nieokreślonym kierunku.
W ciągu godziny zrobiliśmy tyle rzeczy, że aż sam się dziwiłem, że to możliwe. Byliśmy na kawie, lodach i w parku. Przez cały ten czas nie mogłem się nacieszyć, że Emma wreszcie tu jest. Mimo, że specjalnie tego nie okazywałem, bardzo mi jej brakowało. Z nią u boku moje życie nie jest takie nudne... dziwne, prawda?
- Coryyy... - zagadnęła Emma.
- Hm?
Jakieś pięć minut temu usiedliśmy spokojnie na ławce niedaleko posągu, którego zadane mi było kiedyś pocałować...
- Pójdziemy kiedyś na romantyczną kolację? - zapytała.
Emma już zaprząta mi całą głowę... teraz mi czyta w myślach? Mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Na pewno tak. Cierpliwości. - powiedziałem łagodnie. - Co wy macie z tym okropnym słowem?
- Jakim? - zdziwiła się dziewczyna.
- ''Romantyczny'', ''Romantyczne'', ''Romantyczna''. - wzdrygnąłem się.
Dziewczyna wybuchnęła śmiechem. Kilka przechodzących osób spojrzało się na nią z niepokojem.
- Nie zrozumiesz... - mruknęła dziewczyna. - Każda dziewczyna chce, aby jej chłopak, narzeczony, mąż... był romantyczny. Ta cecha, objawiająca się poprzez komplementy i drobne niespodzianki, sprawia, że dziewczyna czuje się jak ta jedyna, wznosi się ponad inne kobiety, czuje się doceniona. - wytłumaczyła, gestykulując żywo rękami.
- Dziękuję za tą wyjątkową egzemplifikację słowa ''romantyczny'', ale że aż tak? - zdziwiłem się.
- Aż tak, Cory. - powiedziała dziewczyna.
- Kiedy odbierzemy koty? - zapytałem.
- Jutro rano. - postanowiła dziewczyna.
- Okej. - zgodziłem się.
Około 17:30 dostałem SMS, że dostawca z jedzeniem będzie u mnie za dziesięć minut.
Chwilę temu odprowadziłem Emmę pod dom, i umówiłem się z nią u mnie o 18. Mama miała ją podwieźć, jadąc na zakupy. Super, póki co wszystko idzie po mojej myśli.
Właśnie wchodziłem do domu. W przedsionku stała Kaliyah, Jesse i tata. Przywitałem się z nimi, a po chwili z kuchni wyszła odziana w dziwny płaszcz mama.
- No więc, Cory, wszystkiego dobrego. My jedziemy sobie do babci. - oznajmiła mama.
- Dziękuję. - powiedziałem.
- Popsikałam Twoje róże moim preparatem, bo włożyć do wazonu to nawet Jesse umie. - prychnęła.
- Ej! - oburzył się blondyn.
Mama pogłaskała syna po głowie i wszyscy po chwili opuścili dom.
Zaśmiałem się pod nosem i poszedłem do kuchni. Spojrzałem na ekran telefonu. 17:38. Nie jest źle. Zaraz przyjedzie dostawca, przygotuję wszystko i będzie idealnie.
- O wilku mowa. - mruknąłem pod nosem, słysząc dzwonek do drzwi.
Poszedłem do przedsionka i otworzyłem drzwi. Prawie nie byłem zaskoczony, widząc dziewczynę w różowym, skórzanym kostiumie z kaskiem pod pachą i torbą, wiadomo w jakim kolorze, w ręce.
- No tak, Molly's. - zaśmiałem się.
- Dzień dobry. Jedzonko przywożę. - powiedziała zadowolona z siebie dziewczyna.
- Tak, wiem. - powiedziałem. - Ile?
- 54$. - oznajmiła dostawczyni. - A co to za szczęściara? - uśmiechnęła się.
- Yyy... dziewczyna. - mruknąłem, wyjmując z portfela banknoty.
- Rozumiem, że ten dolar to napiwek? - zapytała.
Kiwnąłem głową na potwierdzenie.
- Rozumiem, że ten dolar to napiwek? - zapytała.
Kiwnąłem głową na potwierdzenie.
Dziewczyna podziękowała i podała mi torbę, a następnie wdzięcznym krokiem udała się w stronę... motoru. Chwila, czy dostawcy nie jeżdżą takimi śmiesznymi skuterami?
- Chwila! A torba? - krzyknąłem za dziewczyną.
- Daisy powiedziała, że pan przyniesie! - krzyknęła, wsiadając na motor.
No tak, jakiś haczyk musiał być. Zaniosę, a ona mnie weźmie na przesłuchanie.
Jedzenie wyjąłem na stół w kuchni. Okej, nie zaskoczyła mnie cukrowa dostawczyni na tyle, na ile zaskoczył mnie posiłek składający się z... serduszek.
Talerze w kształcie serc... Co? Przecież mam w domu talerze...
Dobra, dalej. Kotlety w kształcie serc, prawdopodobnie-ziemniaki w kształcie serc (jak?!), sałatka dobrana kolorystycznie do całości. Z tej ostatniej umiałem rozpoznać jedynie czerwoną sałatę. Różowy tort w kształcie serca... no, nareszcie coś dla mnie. Było także wino w różowej butelce oraz świeczki, jedna różowa, druga czerwona. Na dnie torby znalazłem czerwony obrus, na którym była przylepiona karteczka z napisem ''Zgadłam, że zapomniałbym o tak znaczącym elemencie kolacji. Daisy xx''.
Zaśmiałem się. Fakt, nie pomyślałbym o obrusie.
W zaledwie pięć minut udało mi się przygotować wszystko. Położyłem obrus na stole, a na nim talerze z jedzeniem, świeczki oraz kieliszki. Butelkę z winem położyłem obok wazonu z kwiatami, świeczki zapaliłem. Talerz z tortem póki co zostawiłem w kuchni.
Całość prezentowała się wcale nie najgorzej. I jest dopiero 17:50!
Postanowiłem, że odpuszczę sobie jakikolwiek garnitur, bo to byłaby przesada... bynajmniej z mojego punktu widzenia.
17:59 - dzwonek do drzwi. Podszedłem do drzwi i wpuściłem dziewczynę do środka. Dziewczyna zdążyła się przebrać w elegancką, czarną koszulę z podwiniętymi rękawami oraz spodnie w tym samym kolorze. Na nogach miała czarne, skórzane kozaki, co tworzyło świetny efekt w połączeniu z jej jasnymi włosami.
- Cory? Jesteś tutaj? - dziewczyna pomachała mi ręką przed oczami.
Potrząsnąłem głową i powiedziałem.
- Tak! Zapraszam, chodź! - powiedziałem.
Dziewczyna weszła do środka i udała się za mną do salonu. To, co zobaczyło wywołało u niej zapewne lekki szok, co tłumaczyłoby to, że stała w bezruchu.
- Emma, jesteś tutaj? - zaśmiałem się, machając jej ręką przed oczami, zupełnie jak ona mi.
- Yyy... Tak, tylko jestem trochę w szoku, wybacz. Dla kogo ta kolacja? - zapytała z uśmiechem.
- Yyy... Emma, zjesz ze mną nie-romantyczną kolację? - zapytałem.
- Tak. - powiedziała Emma i dała się zaprowadzić do stołu.
- Piękne róże! - powiedziała.
Usiadłem naprzeciwko niej i nalałem do kieliszków wina. Stwierdziłem, że Daisy i Molly przeszły same siebie. Nawet wino było różowe... nie wiem, czy takie w ogóle figuruje na liście win!
Dziewczyna upiła łyk różowego wina i powiedziała:
- Wyborne i... śliczne. - uśmiechnęła się szeroko.
- Smacznego. - powiedziałem i zabraliśmy się za jedzenie.
Kolacja ciągnęła się długo. Dziewczyna chwaliła każdą jej część, a ja zastanawiałem się, czy powiedzieć, że to nie moja robota.
- Mmm.. dodałeś do sałatki octu z czerwonego wina? - zapytała z uznaniem.
- Yyy... taaaak. - przeciągnąłem.
- Naprawdę przepyszne. - przyznała.
- Ja w sumie tylko zapłaciłem. - powiedziałem wymijająco.
Emma się zaśmiała.
- No tak, nie miałbyś cierpliwości do wycinania serduszek z sałaty do sałatki. - powiedziała, ciągle się śmiejąc.
- Ale jest coś, co zrobiłem sam... no w sensie wybrałem... znaczy no wiesz. - powiedziałem.
- Nie wiem... - powiedziała.
- Poczekaj chwilkę. - powiedziałem i wstałem.
Poszedłem do kuchni i nastawiłem wodę na kawę. W tym czasie zabrałem talerze od kolacji i zaniosłem do salonu talerzyki do deseru. Przygotowałem dwie kawy, które po chwili zalałem wrzątkiem. Zaniosłem je do salonu, a po chwili wróciłem po tort i pudełko z pierścionkiem. A co jeśli pomyśli, że to zaręczyny!? Nie.. to głupie... Prawda?
Wróciłem do salonu, a dziewczyna wytrzeszczyła oczy, patrząc na to, co trzymałem w prawej ręce.
- Wow.. Cory. Wiesz, że nie musiałeś? - uśmiechnęła się.
- Nie podoba Ci się? - zapytałem zmartwiony.
- TAK! Podoba, bardzo... - zapeszyła.
- Ale? - zapytałem.
- Nie ma ''ale''. - powiedziała.
- Okej, skoro tak... - zacząłem, siadając.
Położyłem tort obok róż i przysunąłem kartonik w stronę dziewczyny. Blondynka wzięła je do ręki i uniosła pokrywkę.
Cory Flautney - ur. 06.01.1998r, zm. 10.12.2015r.
Uduszony przez: Emma Jen...
Dobra - nie. Ale prawie. Gdy dziewczyna zobaczyła, co kryje się w środku małego, zdobionego pudełeczka z APARTu - zdążyła mnie udusić, zatulić, zacałować i ogłuszyć kilkanaście razy.
- Dziękuję! Jest śliczny. Dziękuję. - powiedziała po raz setny.
- Dobra... - jęknąłem zmęczony. - Zrozumiałem za pierwszym razem.
- Czym sobie zasłużyłam? - zapytała.
- Tym, że jesteś. Głupie pytanie. - zaśmiałem się.
- Jesteś... - zaczęła dziewczyna.
- Nie, nie jestem: słodki, uroczy, romantyczny, miły, kochany, cudowny, najlepszy, boski, świetny, wspaniały, a nawet ambrozyjski czy rajski, mówiąc po Brittaniemu! No, dawaj teraz. - zaśmiałem się.
- Chłopak najwyższej próby. - powiedziała, składając na moim policzku, już dawno brudnym od ciemno-czerwonej szminki, kolejnego, szybkiego ''buziaka''.
Taa...
- Dobra, dawaj, jemy ten tort. - powiedziałem.
- A jak wygląda? - zapytała, podstawiając mi pod nos rękę, na palcu której widniał nowy element biżuterii Emmy.
- Chciałem tort, nie pierścionek. - powiedziałem, za co oberwałem w ramię.
- No ładnie, ładnie. - przyznałem.
- Teraz możemy zjeść. - powiedziała, i nałożyła sobie kawałek tortu na talerzyk.
Nagle przypomniało mi się, o co miałem spytać Emmę. Tak bardzo pochłonęła mnie jej radość i obecność, że całkowicie wyleciało mi to z głowy. Teraz jednak nie byłem pewien, czy pytać ją o to...
- Emma... - zagadnąłem.
- Hm? - mruknęła, zajadając się tortem. - Czekaj. Pyszny! - powiedziała. - Mów.
- Chciałem Cię o coś zapytać, tylko nie obrażaj się, to nie akt zazdrości... - zacząłem.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, ale nic nie mówiła.
- Chodzi mi o Twoje zdjęcie z tym, no...
- Tommy'm. - przerwała mi.
- Nie bądź zła, chodzi mi tylko o to, że...
- Cory. - powiedziała.
- Nie jestem zazdrosny, czy coś, ale...
- Cory! - powiedziała. - Spokojnie. Daj mi coś powiedzieć. - zaśmiała się. - To zdjęcie to nic. Tommy i Jimmy są strasznie opiekuńczy, a ty jak rasowy samiec chcesz się dowiedzieć, czy Cię nie zdradzam z chłopakami z Paradise. Problem leży w tym, ze ja im się nie podobam. Tommy i Jimmy są razem... - dziewczyna wybuchnęła śmiechem.
Ja siedziałem tak z zapewne głupim wyrazem twarzy w osłupieniu. Gdy dziewczyna wreszcie spoważniała, powiedziała:
- Oj, przepraszam, Cory.
- Aha. Wyszedłem na idiotę. - stwierdziłem.
- Wcale nie! To normalne, że zapytałeś. - powiedziała.
- Taaak. - mruknąłem, i posmakowałem wreszcie tort. - Dobry tort. - powiedziałem dla rozluźnienia atmosfery.
- Jesteś... - zaczęła, ale spotkała się z moim gniewnym spojrzeniem. - ...seraficzny! - powiedziała dobitnie.
- Taaa... następnym razem położę na stół Parówki Randkowe* i cebulę, nie powiesz, że romantyczna kolacja. - powiedziałem.
- No tak, tak, kotku, tak. - powiedziała, śmiejąc się głośno.
Oh, tak! Tak, tak, tak, tak!!!! Po tym całym, męczącym dniu, wreszcie Emma postanowiła iść do pokoju.
- Dziękuję. - powiedziała.
- Wiesz.. słowo słowem jest, ale... - zacząłem.
- Masz rację! - przerwała.
- Proszę. - powiedziałem, puszczając dziewczynę.
- Słodko. - stwierdziła. - Smakujesz tortem.
- Dziękuję. - powiedziałem.
- Lubisz, jak dziewczyna ma na sobie za duże ciuchy? - zapytała.
- Yyy, no nie wiem, nie widziałem jeszcze żadnej tak ubranej. - stwierdziłem.
- To poszukaj mi czegoś u siebie, chyba, że mam sobie iść? - zapytała.
- NIE! - odpowiedziałem szybko.
Podszedłem do szafy szukając w niej jakichś wygodnych dresów i koszulki z krótkim rękawem. Po chwili wstałem, trzymając w ręce zastępczą piżamę dla Emmy.
- Zaraz wracam. - mrugnęła i wyszła z pokoju.
Dziewczyna weszła do pokoju ubrana w stanowczo za duże ciuchy. Wybuchnąłem śmiechem.
- Lepiej wyglądasz w tej w słodycze. - powiedziałem.
Dziewczyna prychnęła i położyła się obok mnie.
_____________________________________________________________________
Parówki Randkowe - parówki marki BESOS Magdy Gessler
Krótszy, z wyczekiwaną kolacją!
Dobranoc ;)
Jeeej! Super rozdział <3 Tylko!''Stwierdziłem, że Daisy i Molly przeszły samych siebie'' - poprawnie nie będzie ''same siebie''? Kurde czuje się jak nauczycielka xD Już czekam na następny i zapraszam do mn :)
OdpowiedzUsuńkonieckropka i blablabla
No faktycznie, dzięki! Cieszę się, że tylko jeden błąd znalazłaś, strasznie się spieszyłem, żeby go dodać. Przeraża mnie teraz przepaść między rozdziałami - na początku max 2 dni, teraz 6 :( Niestety obowiązki i zaległości po chorobie na pierwszym miejscu.
UsuńDziękuję za komentarz! :)
To nic! Lepiej czekać parę dni dłużej, żeby przeczytać niesamowicie extra ultra super mega fajny rozdział, niż dawać ;) Haha :D Pozdr
UsuńŚwietny! Uśmiałam się, masz niezłe (trafiające do mnie, a to trudne) poczucie humoru ^^ Może tylko trochę więcej opisów...?
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie :) ---> always-be-a-cat.blogspot.com
Tak, tak, tak! Spokojnie, ostatnio znowu się zapuściłem :(
UsuńNa przełomie około 14/15 rozdziału i dalej podciągnąłem i stworzyłem bogatsze w opisy rozdziały, ale ostatnio widzę dalej dialog nad treścią przeważa znacznie.
Dziękuję za komentarz i wbijam do Ciebie :)
- Taaak. - mruknąłem, i posmakowałem wreszcie tort. - Dobry tort. - powiedziałem dla rozluźnienia atmosfery.
OdpowiedzUsuń- Torcik proktul end gambul, istna gejoza w jednym kęsie, bezglutenowy z domieszką protein i ciągutek marki fajsong!
- Nadajesz się do marketingu, Em
- Lubisz jak dziewczyna ma na sobie za duże ciuchy? - zapytała.
- Raczej: jak nie ma na sobie ciuchów.
- Łaał, nie wiedziałam, ale ostatnio widziałam gołe parówki w Almie. Spodobałyby ci się!
Besos :**
Hahahahahahahah :D
Usuń