poniedziałek, 16 maja 2016

Rozdział 2

"Wyluzuj, Rufi"

*Denis*


- Ale wiocha. To całe niebo jest usadzone w scenerii podobnej do tych z lektur szkolnych? - zapytałem, lustrując wzrokiem rząd szopo-podobnych, malutkich domków.
- Co ty mówisz, Denis! Piękne domki, aż w oku kręci się łza. Przypominają mi te czasy, kiedy biegałem po polu, a mama robiła na drutach sweterek na surową zimę - westchnął, wyraźnie zatracony w marzeniach, Rufus.
- Taaak... chodźmy - powiedziałem.
- Czekaj, musimy zapytać, czy nie jest zajęty - zarządził Rufus.
- Drogi kolego w niebie... czy coś w tym stylu - powiedziałem. - Czy ten dom wygląda, jakby był zamieszkany przez kogoś? - zapytałem, wskazując na smutny domek, w którym, nawet mimo późnej pory, nie paliły się światła.
- Niby nie... no fakt, tylko ty jesteś na tyle szalony, aby unikać Czyśćca... - rzekł staruszek.
- No widzisz - mruknąłem, po czym ruszyłem w stronę... tej szopy czy cokolwiek to miało przedstawiać.

Hmm.. nie jest źle. Mimo tego, że z zewnątrz domek odstraszał, to wnętrze było dosyć przytulne. Domek składał się z jednego, dużego pokoju i dwóch innych, znajdujących się za drzwiami pomieszczeń. W całym mieszkaniu panował przepych. Wszędzie było mnóstwo zakurzonych szafeczek i regałów. Ściany były pomalowane na ciepłe kolory, poczynając na bordowym, a na ciemnym oranżu kończąc. Duża sofa i wyspa kuchenna wystarczyła, aby przeżyć tu przez jakiś czas. Potem będzie się trzeba przenieść do domku o lepszych zapasach.
No właśnie, zapasy.
Od wejścia ruszyłem od razu do pierwszych drzwi, aby zapoznać się z zapasami, którymi dysponowaliśmy, to było w tej chwili priorytetem.
Ku mojemu zdziwieniu, pierwsze drzwi okazały się wejściem do kuchni. 
Lodówka była pełna. Może nie było tutaj wykwintnych deserów niczym w Wielkiej Sali, ale i tak było nieźle.
Chwilę jeszcze analizowałem zawartość lodówki, po czym sięgnąłem po ser.
Takim sposobem wszystko byłoby pięknie, gdyby ser po dotknięciu przeze mnie nie zamienił się w chmurę pyłu.
Super, nie wiedziałem, że ta cała arkadia objawia się w sposób głodzenia... no ale każdy ma inne wyobrażenie nieba.
- Jakiś problem? - zapytał Rufus.
- Nie.. bo raczej lubisz chrupać powietrze, nie? - zapytałem.
- Może w niebie nie jest się głodnym? - zastanowił się Rufus.
- W cuda wierzysz? - zapytałem, kręcąc głową z dezaprobatą.
- Tak.. w końcu już jestem w niebie! - zaśmiał się staruszek. - Do zobaczenia - powiedział i machnął ręką, kierując się w stronę drzwi.
- Idę. Wieczorem będzie pewnie krótka kolejka, trzeba korzystać - uśmiechnął się ciepło.
Milczałem przez chwilę.
- Poradzisz sobie? - zapytał.
- No pewnie! - przytaknąłem.


Rufus ostatni raz kiwnął ręką na pożegnanie, a następnie opuścił domek. Ja pierwszy raz w swoim życiu nie wiedziałem co robić. Po chwili jednak postanowiłem poszukać czegoś, co może jednak nie zamieniałoby się w głupi pył.
Po dziesięciu minutach poszukiwań poddałem się. Nawet moja ostatnia nadzieja, jaką okazał się barek, zdawał się nie pomagać.
Usiadłem na kanapie i zacząłem myśleć. Zdałem sobie sprawę, że ani razu, odkąd tutaj przybyłem, nie pomyślałem o swojej rodzinie. Umrzeć, idąc po dżem do naleśników? Komedia z Dannym DeVitto dosłownie... Eh.

Wiem jedno... i na dodatek jest to pewne - moja rodzina tęskni. Nie dziwi mnie to. Dziwi mnie z kolei to, że życie tracą ludzie, którzy nikomu nie zawinili, a pedofile lub inne ścierwo i zakała naszego uniwersum żyje jak najdłużej, na dodatek w celi, w której mają lepiej niż poza murami więzienia.
A ja? Moje życie było zwyczajne i mimo, że nędznie egzystowałem w szarej, do bólu nudnej, rutynie, raczej nie zasługiwałem na śmierć. A nawet oprócz tego, że będąc sprytnym, wykorzystywałem wszystkie luki w płytkości ludzkiej, umilając sobie życie, nie byłem zły. Ale i to nie było czymś złym w dosłownym tego słowa znaczeniu. Potrafiłem na przykład zadać pytanie nauczycielowi w taki sposób, że nawet nie wiedział, kiedy daje mi, jak na srebrnej tacy, odpowiedź na sprawdzianie.
Nazwijmy to umiejętnością perswazji... może nie będzie to aż tak chaotycznie brzmiało?
Tak czy siak dalej utrzymuję, że ta śmierć to była trochę przesada, ale kiedy natura pokazała, że utrzymuje równowagę? No właśnie.

Młode matki umierają, osieracając niemowlęta wtedy, kiedy bękart, wcielenie zła i wszystko co najgorsze w kapitalizmie - czyli pedofil -  dostaje zaledwie kilka lat. Równowaga może i tak, ale na pewno nie przedstawia ona czegoś pozytywnego.

- Witamy w niebie, panie Hughes. - zagrzmiał gdzieś z oddali głos.
W efekcie szybko podniosłem głowę, szukając ewentualnego źródła głosu.

Nicość... biel... serio, znowu?

Hipokryzja.

Otworzyłem oczy, powoli rozglądając się po okolicy. Nie był to Czyściec, wnętrze brzydkiej chatki, a już na pewno nie Ziemia. A sądząc po chorobliwie czystym wystroju ''wnętrza'', które wyglądało jak wielki salon staruszki, która na emeryturze nie ma niczego ciekawszego do roboty niż sprzątanie i jedzenie czekoladek, stwierdziłem, że nie było to piekło. Jedynym racjonalnym wyjaśnieniem sytuacji, w której się znalazłem, było połączenie faktu, iż słowa ''Witamy w niebie'' i ta do bólu biała sceneria musiała przedstawiać nic innego, jak niebo.

Dopiero po chwili zwróciłem uwagę na ludzi. Było ich tu trochę więcej niż w Czyśccu. Niektórzy chodzili w nieznanym mi kierunku, a jeszcze inni zwrócili uwagę na mnie. Nie dziwię im się na dłuższą metę, skoro tylko ja byłem, jeszcze ubrany ''normalnie''... czyli nie na biało oraz siedziałem na kolanach.
Wstałem i nagle poczułem pulsujący ból w nodze, co mnie nie zdziwiło za bardzo, skoro to ona najbardziej oberwała w moich dzisiejszym, samochodowym ekscesie.

- Ale kicz, myślałem, że taka wizja nieba to tylko w „Żonach Hollywood" - prychnąłem, ignorując białych ludzików. 
- Przyjemniaczek się znalazł - usłyszałem gdzieś z daleka surowy głos. - Chodź za mną, Denisie Izaiahu Hughes.
Obróciłem się. Kilka kroków za mną stał mężczyzna, który wyglądał, jak wyjątkowo surowo wychowane przez rodziców, dziecko. Biały sweter, kamizelka z jakąś złotą broszką oraz spodnie w tym ''niebiańskim'' kolorze wyjątkowo nie pasowały do reszty. Bynajmniej według mnie wyglądało to okropnie, ale ja to przecież ten z 2015, eh..
- Kim jesteś? - zapytałem, patrząc, jak mały tłumek się rozchodzi.
- Grzeczniej, Denis! To jest Tony we własnej osobie - skarcił mnie nie kto inny jak Rufus.
Staruszek właśnie w śmieszny sposób kroczył szybko w naszą stronę. Nie wiem czy to efekt jakiegoś prawa Newtona czy innego kujona, ale w tym całym niebie wszystko było słychać, jakbyśmy stali w pokoju 1:1!
- A co mnie to? Boli mnie noga po tym głupim wypadku jestem głodny i nie piłem drugiej kawy - zwróciłem się rozdrażniony w stronę staruszka.
- Przestań marudzić - zbeształ mnie ponownie, wyprostowując się, jakby właśnie stawał przed królową.
- Wyluzuj, Rufi - powiedziałem, a staruszek zakrył twarz rękami, kiwając głową z dezaprobatą. 
Mężczyzna w bieli... wiem, nie za wiele Wam to mówi, skoro tutaj wszyscy są w bieli... No dobra, mężczyzna zwany Tonym wpatrywał się we mnie i w Rufusa intensywnie.
Po chwili przemówił:
- Pójdziesz teraz ze mną, Denisie Izaia...
- Może mówić po prostu Denis? - przerwałem mu.
Anioł? No chyba tak... anioł westchnął ciężko, po czym kontynuował:
- Pójdziesz za mną, Denisie. Możesz wziąć ze sobą Rufusa, jeśli to Ci odpowiada i jeśli ten się zgodzi - zakończył. 
Spojrzałem się pytająco na Rufusa, jednak nie do końca pytając o to, o co powinienem w tej chwili. Rufus kolejno kiwnął głową i wzruszył ramionami, jakby czytając mi w myślach. Następnie ruszył za Tonym, wymijając mnie. Ja również udałem się za mężczyznami, kierując się razem z nimi w stronę wielkiej, złoto-białej bramy, pilnowanej przez dwie... skrzydlate postacie?!

________________________________________________________________________

No i drugi rozdział skończony! Mam nadzieję, że takie skrupulatne opisy i przewaga przeżyć nad dialogami podchodzą Wam do gustu :) 

Pozdrawiam i do przeczytania :)

2 komentarze:

  1. Jezu, jak długo czekałam na ten rozdział! I wreszcie jest ;)
    Bardzo fajny, dużo opisów, jest fajny dystans Denisa do nieba - taka maruda jak ja :D Podoba mi się to, jak przedstawiasz niebo - szczególnie ten fragment, że jedzenie zamienia się w chmurki :3
    Najbardziej rozwaliły mnie wypowiedzi:
    '- Ale kicz, myślałem, że taka wizja nieba to tylko w „Żonach Hollywood" ' oraz '- A co mnie to? Boli mnie noga po tym głupim wypadku jestem głodny i nie piłem drugiej kawy'
    Podoba mi się humor w książkach - a u ciebie jak najbardziej można go znaleźć ;)
    Pozdrawiam i do następnego! :)
    BookGirl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło się czyta takie komentarze, do przeczytania!:)

      Usuń

Drogi czytelniku! Dodając komentarz pamiętaj, że to, w jaki sposób się wyrażasz, jest Twoją wizytówką! :)