wtorek, 12 lipca 2016

Rozdział 6

"Mam wory pod oczami,
 włosy rozczochrane!"

*Denis*

Wszystko potoczyło się tak, jakbym przespał co najmniej kilka godzin. Moje ubranie wyschło i pozbyło się brudu w ułamku sekundy, a włosy już nie były brudne i wilgotne, lecz idealnie ułożone i czyste. "Jak nowo narodzony" - inaczej nie umiałem określić uczucia, które towarzyszyło mi już od czasu, kiedy pierwszy raz pomogłem blondynce sprzed klubu. O ile jeszcze kilka godzin temu byłem sceptycznie nastawiony do całej tej sytuacji, jaką był mój powrót na ziemię, to teraz cieszyłem się jak nigdy i czułem, że mogę wszystko.
- I jak? - zapytał nastolatek, w dalszym ciągu siedząc obok mnie na murku. Spojrzałem na niego, a potem rozejrzałem się. Wszystko wyglądało tak, jak wcześniej, z tą małą różnicą, że teraz cieszyło oko i pozytywnie nastrajało.
- Nic specjalnego - zaśmiałem się. - Ale jakoś ujdzie - mruknąłem, udając niezadowolenie.
- To chyba dobrze - stwierdził. - Muszę iść do Samanthy - dodał. Po chwili, jak wcześniej, rozpłynął się w powietrzu. Skoro przydzielone nam do opieki dziewczyny były razem w klubie, a anioł "musiał" iść do środka, czy ja także nie powinienem tam być?
Jak na zawołanie, sceneria zmieniła się z ciemnej ulicy na wypełnioną po brzegi ludźmi salę dyskotekową. Klub mienił się setkami kolorów dzięki reflektorom szalejącym nad stanowiskiem DJ'a. Ten z kolei, ubrany w hawajską koszulę mężczyzna z dredami, wymachiwał nad głową rękami, w jednej z nich trzymając mikrofon. Pomieszczenie ozdobione było także neonowymi napisami. Rozejrzałem się, po czym pojawiłem przy barze, skąd miałem doskonały widok na całą salę. Wolałem nie siadać, ponieważ na wysokich stołkach przy barze pojawiał się co kilka chwil ktoś inny, podchodząc do baru zaledwie na moment, aby zamówić drinka, a ja wolałem oszczędzić imprezowiczom dziwnego uczucia, które towarzyszyło przeniknięciu przez anioła.
Dyskoteka była kapitalna. DJ zmieniał muzykę co kilkanaście minut. Puścił wolną balladę, aby po chwili wrócić do szaleństwa i imprezowego szału. W między czasie za stanowiskiem mężczyzny z dredami ktoś uruchomił wytwornice dymu, dzięki którym cała sala, a zwłaszcza jej tył, wyglądały obłędnie. Światła reflektorów rozpraszały się przez dym i nadawały imprezie niezastąpionego klimatu.
Po ponad godzinie tańców i grupowego śpiewania do baru podeszła moja protegowana oraz jej koleżanka, a ułamek sekundy później opiekun brunetki. Blondyn ponownie przyjął maskę stoika i usiadł na barze, przyglądając się swojej protegowanej. Dziewczyny z kolei wydawały się zmęczone tańcem. Usiadły przy barze i poprosiły barmana aby podszedł. Mężczyzna za kontuarem spojrzał na nie kątem oka po czym prawie niezauważalnie kiwnął głową, zabierając się za mycie szklanek, które właśnie ktoś postawił przed nim na ladzie. Podszedłem kilka kroków w stronę blondynki i Samanthy z nadzieją na to, że poznam chociaż imię dziewczyny, którą miałem się opiekować.
- Jeśli barman zaraz do nas nie podejdzie, wejdę za bar i sama sobie naleję soku - mruknęła rozdrażniona brunetka, krzywo spoglądając na bartendera, który w dalszym ciągu zajmował się polerowaniem naczyń.
- Cierpliwości, zaraz na pewno przyjdzie. Barman! - zawołała blondynka, patrząc na mężczyznę za barem. Ten po chwili porzucił wykonywaną czynność i podszedł do przyjaciółek.

- Chyba lecą na blondynki - skomentowała cicho Sam.
- Słucham? - zapytał barman. Mężczyzna wyglądał na około dwadzieścia pięć lat. Czarne, lekko kręcone włosy opadały mu na spocone czoło, kilkudniowy zarost kompletnie do niego nie pasował, a przez ramię miał przewieszoną ścierkę.
- Poproszę sok z czarnych porzeczek - powiedziała Samantha. - A ty coś chcesz, Kay? - zapytała, zwracając się do koleżanki. Bingo! O ile ''Kay'' to nie skrót, a jedynie dziwne imię, to już wiem, jak nazywa się moja podopieczna.
- Małą colę - powiedziała brunetka.
- Trzynaście dolarów i dziewięćdziesiąt pięć centów - oznajmił brunet, stawiając przed Kay i Sam ich zamówienie. Te zaczęły powoli pić i zajęły się rozmową. Stróż Samanthy zeskoczył z kontuaru i podszedł do mnie.
- I jak pierwsze minuty w pracy? - zagadnął, uśmiechając się szeroko.
- Myślałem że będzie gorzej... moce "stróża" to najwidoczniej samoobsługa - powiedziałem, przypominając sobie niedawną sytuację, kiedy pomyślałem o tym, że powinienem znaleźć się w klubie z Kay i... znalazłem się tam.
- Ano widzisz - powiedział anioł. - Zaraz pewnie będą wychodziły. A przynajmniej Sam - stwierdził, wskazując ręką w stronę koleżanek, które teraz powoli piły zamówione napoje.
- Skąd wiesz? - zapytałem zdziwiony.
- Czyta wiadomość i nie wygląda na zadowoloną - wskazał podbródkiem na brunetkę, która faktycznie wyglądała na rozczarowaną treścią przeczytanej wiadomości.
- A Kay wyjdzie z nią? - zapytałem.
- Nie wiem, ale wątpię. Przecież niedawno weszły - odpowiedział.
Chłopak się nie pomylił. Około dziesięć minut później, kiedy puste, szklane butelki trafiły do kosza na śmieci, brunetka pożegnała się z koleżanką, po czym opuściła klub. Blondynka z kolei usiadła bokiem i wyjęła z torebki telefon, i zaczęła coś pisać.
Do Kay podszedł nastolatek, na oko w wieku blondynki. 
- Cześć, Kyle - powiedziała. Blondynka nie wyglądała na specjalnie zadowoloną tym spotkaniem. - Czemu wczoraj tak ostro do nas mówiłaś? - zapytał, próbując najprawdopodobniej uśmiechnąć się zalotnie, co mu totalnie nie wychodziło, a przyczynę tych niepowodzeń można było wyczuć z daleka.
- Oj, Kayleigh - o, czyli jednak Kay to był skrót - nie chcesz mnie poznać z lepszej strony? - zapytał, dopiero teraz zaskakując, że blondynka wstała. Podniósł się na nogi i spojrzał na nią z góry.
- Osoba, która chce, aby ktoś poznał ją z lepszej strony nie powinna brać się za to pod wpływem i bawić się w niepoprawnego romantyka - odpowiedziała oschle, chowając telefon do torebki. 
- Ale ja wcale nie.... - blondynka nie dała mu dokończyć, kontynuując wypowiedź. 
- A wiesz, to, że dziewczyna siedzi w klubie i fakt, że chłopak ze słodką minką i zasobem uroczych słów do niej podejdzie nie znaczy, że będzie łatwa. Miłej imprezy. Aha, i następnym razem wytrzeźwiej zanim do mnie podejdziesz - dodała na odchodne, po czym zirytowana ruszyła w stronę wyjścia. Kyle wyglądał na rozdrażnionego. Najprawdopodobniej spodziewał się innego zakończenia rozmowy. Udałem się za dziewczyną w stronę drzwi. Gdy opuściła salę, weszła w ciemny korytarz, w którym z każdym krokiem cichły dźwięki imprezy. Potem przeszła przez ciemny przedsionek, po czym opuściła budynek przez masywne drzwi frontowe i ruszyła w nieznanym mi kierunku. Skojarzyłem jedynie tyle, że tędy łatwo można dojść z centrum do hotelu Palm Gardens.
Kay zatrzymała się przed dużym domem przy E Edgewood Ave. W ciemności udało mi się stwierdzić jedynie tyle, że ściany budynku były jasne, dach z kolei zlewał się z otaczającym mrokiem. Ogród był zadbany, rosło w nim mnóstwo kwiatów, których gatunki póki co pozostaną mi nieznane.
Dziewczyna przeszła przez furtkę i weszła na ganek. Wyjęła z małej kopertówki klucze i otworzyła drzwi. Gdy weszła na korytarz, ja zawahałem się przed przekroczeniem progu domu. Przed oczami stanęła mi perspektywa ''bariery'' zatrzymującej byty nadprzyrodzone - niczym ze współczesnych filmów o wampirach i czarownikach. Nic takiego na szczęście nie miało miejsca. Przekroczyłem próg i znalazłem się na korytarzu. Dziewczynę odnalazłem w pomieszczeniu, do którego prowadziły pierwsze drzwi na prawo.
Blondynka zjadła kolację, po czym oporządziła się i położyła spać. Ja usiadłem na dywanie, a po chwili również postanowiłem się położyć. Dzisiejsze wydarzenia nie należały do najłatwiejszych, a widok śpiącej dziewczyny nie pomagał mi w utrzymaniu trzeźwości umysłu. Przymknąłem oczy, a po chwili odleciałem myślami gdzieś w nieodkryte.
Rano obudził nas dźwięk dzwonka.
- Halo? - blondynka odebrała i przystawiła komórkę do ucha. Na chwilę umilkła, uważnie słuchając rozmówcy. - Dobrze. Tylko wyglądam potwornie. Mam włosy rozczochrane i wory pod oczami! Tragedia - mruknęła zrozpaczona, przeglądając się w małym lusterku, które wzięła z szafki nocnej.
"Zapowiada się ciężka współpraca" - pomyślałem.

_______________________________________________________________________

A taki tam krótki bez większej akcji ;) Jak mijają Wam wakacje? Bo mi super! 

Do przeczytania!

2 komentarze:

  1. "Skoro przydzielone nam do opieki dziewczyny były razem w klubie, a anioł *"musiał iść do środka*, czy ja także nie powinienem tam być?" - zapomniałeś zamknąć cudzysłów ;)
    "- Cześć, Kyle - odpowiedziała." - raczej >>powiedziała<<, bo Kyle wcześniej nic do niej nie mówił, więc nie miała komu odpowiedzieć :) wtf moja logika ;-;
    Ogólnie fajny rozdział, miło się czytało :))
    Wakacje - w tym tygodniu przyjechałam w góry, do babci :3 Haha, w zasadzie to co roku do niej przyjeżdżam, ale nieważne :P Spanie do 13:00, zasypianie o 2:00, wylegiwanie się na słońcu, słuchanie Coldplay i czytanie OH! Cud miód malina :D
    Siora ma urodzinki, więc była mała imprezka xd
    #jestemuzależnionaodRadlera #spokojnie-bezalkoholowego :D

    Jak zawsze czekam na następny ;)
    BookGirl

    PS. Na miejscu pana blondaska poszłabym spać na kanapę albo wepchnęłabym się na miejsce obok Kay. Jejku, jak mi się podoba to zdrobnienie :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha nie chciał się pewnie rozgaszczać zbytnio ;D

    O, dziękuję! Nie widziałem :))

    Do przeczytania!!

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Dodając komentarz pamiętaj, że to, w jaki sposób się wyrażasz, jest Twoją wizytówką! :)