" - Interesujące..."
*Erika*
O'Donovan Rossa Road, Cork, Irlandia, godz. 17:30 (UTC+0), 29.08.2013
- Eri, zejdź na dół, proszę! - usłyszałam dochodzący z dołu krzyk mamy. Westchnęłam głośno, po czym ostatni raz omiotłam spojrzeniem ciemnoczerwony pokój. Książki, winyle, obrazy i inne ozdoby ścienne piętrzyły się teraz na podłodze pod ścianą. Wracamy do domu... Nie, żebym jakoś specjalnie zamierzała tęsknić za tym miejscem, ale jakby nie patrzeć to tutaj narodziła się królowa i rozpoczęło się moje nowe życie, także cieszyłam się, że rodzice postanowili nie sprzedawać tego domu.
Kiedy już pożegnałam się niemo z moją świątynią, na ramię założyłam torebkę, a w obie ręce chwyciłam rączki walizek, które, dzięki Bogu, były wyposażone w kółka. Opuściłam pomieszczenie, przymykając drzwi za sobą. Dość nieporadnie zeszłam po schodach. Walizki postawiłam przy ścianie w korytarzu i weszłam do salonu. Cała rodzina siedziała na kanapie w prawie pustym, kremowym pokoju. Śmieszności tej sytuacji nadawało właśnie to, że w pokoju znajdowała się jedynie kanapa, stojąca vis-à-vis drzwi oraz szafka nocna umiejscowiona obok kanapy.
- Mamo, ile razy mam prosić, abyś nie mówiła do mnie ''Eri''? - nakreśliłam w powietrzu cudzysłów, jednocześnie robiąc minę, mówiącą ''serio?", po czym oparłam ręce na biodrach.
- Oj nie marudź, Eri - zaśmiała się mama.
Z mamą byłyśmy do siebie bardzo podobne, kiedyś obie brunetki, teraz ja miałam włosy przefarbowane na blond. Ubierałyśmy się bardzo podobnie, dzisiaj obie miałyśmy bluzkę z poszerzonym rękawem, legginsy ze skórzanymi wszywkami, a na nogach buty na koturnie. Prawie identycznie, z tą różnicą, że mama miała ciemnoszary zestaw, a ja kruczoczarny. Różniłyśmy się bardzo pod względem biżuterii. Ja wolałam złoty przesadyzm, a mama zawsze nosiła tą samą bransoletkę i naszyjnik, zmieniając jedynie kolczyki.
Mama siedziała po środku, po lewej siedział Erick, który, zresztą jak zwykle, miał ubrane jakąś rozciągniętą bokserkę i joggery, czego kompletnie nie rozumiem, ale jego wybór. Tata był ubrany w garnitur, ponieważ był już gotowy na spotkanie biznesowe w Sacramento.
Ja w dalszym ciągu stałam z założonymi rękami w drzwiach salonu i spoglądałam na rodzinę. Po chwili tata spojrzał na zegarek, po czym wstał z miejsca, klasnął w dłonie i oznajmił:
- No, rodzinko, pora już, wychodzimy!
Wszyscy zebrali się i wyszli przed dom. Tata zadzwonił po taksówkę i po chwili już jechaliśmy na lotnisko.
***
Odprawa, niekończąca się opowieść, która już nic nie wnosi do mojego życia, a jest jedynie uciążliwą formalnością. Na szczęście tutaj trwała krótko, i już o wpół do dziewiętnastej siedzieliśmy na miejscach. Mieliśmy farta, ponieważ znaleźć cztery miejsca wolne obok siebie na tak obleganej to cud. Gdy zajęłam miejsce, położyłam obok siebie torebkę i czekałam na start. Dziesięć godzin nudy, przerabiania zdjęć, spania i czytania ebook'a czas zacząć, uhu!
***
Sacramento City Airport, Sacramento, Kalifornia, godz. 19:30 (UTC-8), 29.08.2013
*Dziesięć godzin później, zmiana strefy czasowej*
Erick szturchnął mnie, kiedy hostessa zaczęła ogłaszać podejście do lądowania, ponieważ na uszach miałam słuchawki. Schowałam wszystko do torebki i, stosując się do poleceń, przygotowałam do lądowania.
Po około pięciu minutach byliśmy już na lotnisku w Sacramento. Obszar ten był jak zawsze zatłoczony. Ludzie oblegali ruchome schody, a absurdalne ceny w lotniskowym centrum nagle z pośpiechu stawały się znośne.
Po odebraniu bagaży przepchnęliśmy się przed budynek, gdzie uderzyła nas w oczy mieszanka kolorów, zaczynająca się od rażąco-żółtych taksówek, a kończąca na tęczowych telebimach i krzykliwych budkach z fast-foodami. Brakowało mi tego.
Tata wypatrzył w tłumie aut swoje czarne Audi Avant i powiedział:
- Tim zdążył, idziemy!
Wszyscy ruszyli w kierunku samochodu. Tata zostawił swojemu przyjacielowi klucze, aby na wypadek powrotu podstawił mu auto pod lotnisko, żebyśmy nie musieli jeździć ''na raty'' taksówką.
Po kilkuminutowej walce z, głównie moimi, walizkami i narzekaniu typu ''więcej butów, Erika'' przez mojego brata wszyscy siedzieliśmy w wygodnym aucie i jedliśmy batoniki, które mama nie wiadomo kiedy zdążyła kupić w jakimś kiosku.
Michigan Boulevard, Sacramento, Kalifornia, godz. 20:00 (UTC-8), 29.08.2013
Dwadzieścia minut później byliśmy na miejscu. Kiedy tata zaparkował auto na podjeździe naszego pięknego domu, westchnęłam z utęsknieniem, spoglądając na te boskie dwieście czterdzieści dwa metry kwadratowe. Nasz dom wyróżniał się wśród innych na Michigan Boulevard. Nie tylko tym, że jako jeden z trzech na tej ulicy był piętrowy, ale także faktem, że jego kolorystyka była dość ciekawa. Żółte ściany i czarny dach budynku wychodził poza standard na tej ulicy, gdzie górował kolor szary i granatowy. Działka, na której stał dom, liczyła około pół kilometra kwadratowego. Przestrzeń za domem była wykorzystywana głównie jako miejsce na imprezy. Przed domem był mały ogródek, na którym teraz znajdował się torf i mnóstwo pustych rabatek, które mama opróżniła przed wyjazdem. To właśnie czyniło z naszego domu wyjątkowy - inność.
Po wyciągnięciu walizek, mama dała Erickowi klucze, aby ten pognał otworzyć, kiedy my się jeszcze ogarnialiśmy. Tata postawił swoją walizkę pod drzwiami i oznajmił, że musi już jechać. Pożegnał się z nami, przytulił mamę, po czym wsiadł do auta i odjechał. My z mamą i bratem weszliśmy do domu, po czym każdy rozszedł się do swojego pokoju, ciągnąc za sobą walizki. Moje kujońskie sanktuarium mieściło się na piętrze. Kiedy weszłam do tego pokoju, aż mi się miło zrobiło. Było ładnie, nie chciałam nic tu zmieniać oczywiście oprócz kolorystyki i wystroju ścian, bo przecież nie będę tu miała mnóstwa dyplomów, prawda? Od wejścia był malutki korytarz z którego na prawo wchodziło się po jednym schodku do wnęki, w której umiejscowiony był kredens oraz biurko. równolegle do wejścia była ściana z wyjściem balkonowym oraz dwoma osobnymi, dużymi oknami. Po prawej od drzwi była kolejna wnęka na kanapę. Naprzeciwko niej znajdował się telewizor zawieszony na ścianie. Ścianę równoległą do tej, przy której stało biurko, niemal całkowicie pokrywał segment z książkami, obok którego, w rogu koło okna, stał mój ukochany fotel do czytania. Resztę pustej przestrzeni pokrywał dywan ze skomplikowanym wzorem. Lubiłam minimalizm, i lubię nadal. Mieszkaliśmy już w kilku domach, ale zawsze środek pokoju musiał być pusty, abym ja, siedząc w fotelu, mogła spojrzeć na niego i poczuć pustkę, której wypełnienie w moim życiu ustawiałam za osobisty cel.
Postawiłam walizki pod ścianą i, trzymając w ręku torbę z laptopem oraz torebkę, udałam się na drugi koniec pokoju. Usiadłam w fotelu i położyłam torebkę obok siebie. Z torby wyjęłam laptop i uruchomiłam go. Weszłam na Facebook'a i pierwsze co zrobiłam, to zaktualizowałam miejsce zamieszkania. Na mojej ''tablicy'' pojawił się post o przeprowadzce. W ciągu kilku kolejnych minut post został wyświetlony kilka razy, jednak nie było na niego żadnego odzewu. I dobrze. Z uśmiechem na ustach położyłam laptop na parapecie, a z torebki wyjęłam eleganckie wydanie ''Szkarłatnej litery'' Hawthorne'a. Otworzyłam na zaznaczonej stronie, czyli gdzieś mniej więcej w połowie i pogrążyłam się w lekturze.
Półtorej godziny później, kiedy czytanie o pewnej dziewczynie z Sacramento w wersji siedemnastowiecznej dobiegało końca, mój laptop wydał charakterystyczny dźwięk powiadomienia z Facebooka. Ze względu na natrętne wiadomości ustawiłam dźwięk jedynie na powiadomienia dotyczące mnie. Odłożyłam książkę i zdjęłam laptop z parapetu. Powiadomienie brzmiało: ''Mikel Kelley lubi Twój post ''Przepro...'' ''. Mikel... Mikel... Ah, oczywiście! Weszłam na profil chłopaka i przyjrzałam się jego zdjęciu. No, Mikey, jeszcze jedna rundka paintball'a?
Postawiłam walizki pod ścianą i, trzymając w ręku torbę z laptopem oraz torebkę, udałam się na drugi koniec pokoju. Usiadłam w fotelu i położyłam torebkę obok siebie. Z torby wyjęłam laptop i uruchomiłam go. Weszłam na Facebook'a i pierwsze co zrobiłam, to zaktualizowałam miejsce zamieszkania. Na mojej ''tablicy'' pojawił się post o przeprowadzce. W ciągu kilku kolejnych minut post został wyświetlony kilka razy, jednak nie było na niego żadnego odzewu. I dobrze. Z uśmiechem na ustach położyłam laptop na parapecie, a z torebki wyjęłam eleganckie wydanie ''Szkarłatnej litery'' Hawthorne'a. Otworzyłam na zaznaczonej stronie, czyli gdzieś mniej więcej w połowie i pogrążyłam się w lekturze.
Półtorej godziny później, kiedy czytanie o pewnej dziewczynie z Sacramento w wersji siedemnastowiecznej dobiegało końca, mój laptop wydał charakterystyczny dźwięk powiadomienia z Facebooka. Ze względu na natrętne wiadomości ustawiłam dźwięk jedynie na powiadomienia dotyczące mnie. Odłożyłam książkę i zdjęłam laptop z parapetu. Powiadomienie brzmiało: ''Mikel Kelley lubi Twój post ''Przepro...'' ''. Mikel... Mikel... Ah, oczywiście! Weszłam na profil chłopaka i przyjrzałam się jego zdjęciu. No, Mikey, jeszcze jedna rundka paintball'a?
__________________________________________________________________
Huh, i jak? Pierwszy rozdział musiałem przepisywać na komputer z kartek, ponieważ w ubiegłym tygodniu do nauczenia miałem co chwilę coś, więc w domu nauka, a rozdział pisałem na przerwach i w pociągu... Wiem, że nudny, ale wcześniej było za mało opisów, a nie chcę, aby w tym opowiadaniu akcja poszła szybko do przodu na przełomie 7-8 rozdziału...
Wraz z ''Hello Bitches'' postanowiłem do rozdziałów dodawać informację o dacie, aby bieg wydarzeń był dosyć klarowny. W tym pojawiły się dodatkowo godziny wraz ze strefami czasowymi ze względu na zmianę czasu, aby było Wam łatwiej się odnaleźć w wydarzeniach... czy coś tam :D
Do przeczytania 😊😊😊😊
Huh, i jak? Pierwszy rozdział musiałem przepisywać na komputer z kartek, ponieważ w ubiegłym tygodniu do nauczenia miałem co chwilę coś, więc w domu nauka, a rozdział pisałem na przerwach i w pociągu... Wiem, że nudny, ale wcześniej było za mało opisów, a nie chcę, aby w tym opowiadaniu akcja poszła szybko do przodu na przełomie 7-8 rozdziału...
Wraz z ''Hello Bitches'' postanowiłem do rozdziałów dodawać informację o dacie, aby bieg wydarzeń był dosyć klarowny. W tym pojawiły się dodatkowo godziny wraz ze strefami czasowymi ze względu na zmianę czasu, aby było Wam łatwiej się odnaleźć w wydarzeniach... czy coś tam :D
Do przeczytania 😊😊😊😊
Nie no, fajnie fajnie. Podziwiam - ja w szkole na polskim ostatnio szeroko otwarta buzia, nie słucham nauczycielki, wytrzeszcz oczu - WENA. WENA, WENA, WENA. Chciałam zacząć pisać na marginesie zeszytu, ale NIE POTRAFIĘ tego robić poza zaciszem mego domu, a przynajmniej nigdy nie próbowałam. A wtedy tak się gapiłam na ten margines i nie wiedziałam, od czego zacząć. Także no ;-;
OdpowiedzUsuńMi się podobało, choć uświadomił mi jeszcze bardziej, jak bardzo nie pasuję do tego społeczeństwa [*] (mój facebook jest używany do dwóch rzeczy: a) sprawdzania nowości ze stronek o Undertale <-- super gra, bardzo polecam b) grania w Songpop.
Także czekam na dalej i mam nadzieję, że przestanę traktować główną bohaterkę tak chłodno, bo na razie nie wzbudziła mojej sympatii. Jakoś się do niej nie przekonałam. Jednak nie martw się, bardzo ciężko jest mi polubić żeńskie postacie, nie wiem czemu mam z tym taki problem.
Także pozdrawiam! I do następnego
gwiazdogrod.blogspot.com
Ja bardzo często piszę na lekcjach, bo - nie oszukujmy się - jak jest się inteligentnym to 90% nie jest Ci potrzebne bo już to umiesz (10% to matma).
UsuńJeśli nie umiesz pisać to zrób jak ja, napisz sobie szybko rozdział w dwóch zdaniach np. ''Hayden idzie tam i tam, mówi to i to i spotyka się z Teklą'' XD
Teraz jak czytasz tą odp to wiedz, ze trudno mi było ująć jakoś to żeby nie zdradzać fabuły hmm... poczekaj do wiwisekcji psychiki głównej bohaterki, ok? Nie będziesz jej traktowała chłodno później taki mały spoiler :))
Do przeczytania :)
Podkreślam - "jak się jest inteligentnym". ;---; Tak czy owak, dzięki za radę, spróbuję pewnie jutro.
UsuńDobra, wierzę Ci na słowo. Poczekam i zobaczę, co się kryje w tej psychice B)
PRZEPRASZAM!
OdpowiedzUsuńNie było mnie tak długo, tydzień i dwa dni. Zdecydowanie ZA DŁUGO.
Ale przynajmniej czekał na mnie świetny rozdział! Poznałam trochę bliżej Erikę... hm, mogłabym powiedzieć, że jestem nawet do niej podobna! Lubię minimalizm, też mam fotel do czytania książek, też mam dywan na środku pokoju... Po przeprowadzce też pierwsze co zaczęłam czytać książkę xD
W każdym razie nie zauważyłam żadnych błędów (bo tak się zaczytałam :D), więc +, Karol.
Wielkie propsy za to, że pisałeś w takich warunkach! Ja za żadne skarby świata nie mogłabym się skupić, ledwo piszę gdy ktoś chodzi po korytarzu, a ty na przerwie w szkole, także szacun wielki!
Pozdrawiam i życzę weny!
BookGirl
http://konieckropka-bookgirl.blogspot.com/
http://stay-with-me-if-you-remember.blogspot.com/
PS. Zostałeś nominowany do LBA! Więcej info tutaj: http://stay-with-me-if-you-remember.blogspot.com/2016/11/liebster-blog-award-2.html
Eh XD Dziękuję za komentarz i idę to obczajać :)
Usuń