niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 1

''Nowa w szkole''

*Cory*

Z budzika leżącego na szafce nocnej wydobył się irytujący dźwięk. Mimo, że mój organizm stanowczo odmawiał, leniwie otworzyłem oczy. Przeciągając się, rozejrzałem się po pokoju. Pierwsze, co zwróciło moją uwagę to mój poranny oprawca wskazujący godzinę 7:46. 
Chcąc czy nie chcąc, podniosłem się z łóżka i udałem się do łazienki w celu wykonania porannej toalety.
Po szybkim prysznicu i ogarnięciu twarzy, udałem się na dół do kuchni. W pomieszczeniu siedziała Janette, która piła kawę, oraz Kali, która w błyskawicznym tempie pochłaniała zawartość swojego talerza.
Janette jest moją przybraną mamą oraz najlepszą kobietą na świecie. To właśnie ona i jej mąż, Mike, dali mi dom i zaopiekowali się mną jak rodzonym dzieckiem.
- Dzień dobry. - przywitałem się, siadając przy stole.
- Dobry, dobry. - odpowiedziała Janette z uśmiechem, upijając łyk kawy z zielonego kubka.
- Szema! - powiedziała Kali z pełną buzią, co spotkało się z karcącym spojrzeniem Jane.
Po chwili do pomieszczenia wszedł Jesse z plecakiem przewieszonym na jednym ramieniu. 
- Witam wszystkich - rzekł blondyn i zajął miejsce przy stole.

- Witam. - odparła Janette. - Co chcecie na śniadanie, omlety czy kanapki?
- To czy to, i tak będzie wyśmienite! - powiedziałem z uśmiechem. Kto jak kto, ale Janette była z pewnością najlepszą kucharką świata.
- Tak mi mów, Cory, Wiem, że jecie moje jedzenie tylko po to, żeby nie było mi przykro. - powiedziała z uśmiechem i podała nam talerze z omletami. - Smacznego.
- Dziękuję. - powiedziałem równo z Jessem.
Zabraliśmy się do jedzenia.
Kaliyah i Jesse to moje przybrane rodzeństwo. Nie rozumiem jak rodzeństwo może być od siebie tak różne. Kaliyah jest zwariowaną, wiecznie uśmiechniętą szesnastolatką i fanką jazdy na deskorolce. Jej życiowe motto brzmi: ''Żyj, jakbyś nigdy nie miał umrzeć.". Jesse z kolei jest o rok starszy od swojej siostry i zarazem moim rówieśnikiem. Nie wiem, czy wystarczające byłoby określenie go mianem stoika, ten chłopak potrafiłby zachować spokój nawet w obliczu otarcia się o śmierć.
Nim się obejrzałem, na moim talerzu nie został najmniejszy kawałek z omletów Jane.
- Dziękuję, było pyszne. - powiedziałem szczerze i odniosłem talerz do zlewu. 
Wstaliśmy od stołu i wzięliśmy torby. Ruszyliśmy do drzwi, kiedy Jane powiedziała:
- A kto weźmie drugie śniadanie? Nie będę wam go pakować!
- Przepraszam. - powiedziałem i wróciłem do kuchni. Wziąłem jedną z trzech torebek leżących na stole. W ślad po mnie zrobił to Jesse i Kali.
Idąc do drzwi usłyszeliśmy jeszcze coś w stylu: ''Czy ten chłopak odniesie kiedyś talerz do zlewu?''.
- Czy ta kobieta zawsze musi mi to wypominać? Nie ogarniam do końca o 8 rano! - żachnął
się Jesse.
- Mama ma rację, kołku! Powinieneś rano ścielić łóżko, układać ciuchy i odnosić naczynia do zlewu! Zamiast tego zostawiasz pokój w stanie gorszym niż zły! - powiedziała z pretensją w głosie Kaliyah.
- Nie będę wstawał godzinę szybciej tylko po to, żeby ogarnąć pokój. - powiedział Jesse.
- Chwilami nadajesz się tylko do zabicia... - westchnęła zrezygnowana.
Patrzyłem na tą wymianę zdań z rozbawieniem.
Jesse wyjął z plecaka paczkę papierosów i zwrócił się do mnie:
- Chcesz?
- Pewnie. - wziąłem jednego z prawie pełnej paczki.
Podpaliłem i podałem zapalniczkę Jessemu.
- Jak możecie palić to świństwo? Za kilka lat będziecie narzekać, że kaszel palacza nie daje wam spać, a wasze płuca wyglądają jak worek na śmieci! - powiedziała Kaliyah.
- To będzie za kilka lat, teraz chcę spalić papierosa w spokoju, bez słuchania narzekania kota. - powiedział Jesse, nie tracąc równowagi.
Od Neuralia Rd do Raven Way dzieliło nas około 25 minut drogi pieszo. Zawsze wychodziliśmy z domu tak, aby przed lekcjami spotkać się jeszcze ze znajomymi i pogadać. Po tej jakże fascynującej wymianie opinii na temat palenia, sytuacja trochę się rozluźniła i rozmowa zeszła na bardziej przyjemne tory.
- Widzieliście nowy post Brittany? Ona chyba ma jakiś uzus do pokazywania swoich nowych strojów całemu światu! - powiedziała z przejęciem Kali. - Przecież każda jej nowa kreacja jest praktycznie taka sama!
- To jest Britt, tego nie zmienisz. Jak spróbujesz jej powiedzieć, że każdy z jej strojów jest podobny, zrobi Ci godzinny wykład o różnicach w nim. - odezwałem się chyba po raz pierwszy odkąd wyszliśmy z domu.
Jesse tylko pokręcił głową z dezaprobatą, słysząc rozmowę o stylu Brittany. Uważał, że co najmniej 90% z tego, co ma na sobie codziennie, jest jej niepotrzebne.
Reszta drogi minęła w spokoju.
Po kilku minutach budynek szkoły zaczął się wyłaniać zza drzew. 




Nasza szkoła, czyli California City High School, częściej zwana Domem Kruków, jest małą instytucją oświaty leżącą przy Raven Way. Na jej terenie leży spore boisko z trybunami, hala gimnastyczna oraz niewielki teren zielony. Całość otacza niski murek, który podczas przerw między zajęciami służy uczniom za siedzenie i miejsce spotkań ze znajomymi. Nasza paczka spotykała się przeważnie południowej części terenu szkoły, niedaleko bramy wjazdowej. Właśnie tam się udaliśmy, Brittany i Stephen już na nas czekali. Ze względu na ich kontrowersyjny styl ubioru, nie dało się ich przegapić w tłumie. Stephen miał na sobie czarne spodnie i bluzkę oraz płaszcz i wysokie, skórzane buty w tym samym kolorze. Całość jego mroczności dopełniał makijaż i misterna fryzura. Britt z kolei miała na sobie glany, czarne zakolanówki, krótką spódniczkę i włożoną za nią bluzkę w tym samym kolorze. Czarne włosy z różowymi końcówkami zrobiła... na pewno zrobiła z nimi coś, jednak nie było to coś, co byłbym w stanie nazwać. W odróżnieniu od Stephena, Brittany miała bardzo mocny makijaż, oczywiście w kolorze czarnym.
Podeszliśmy do nich. Brittany, mimo swojego ''czarnego'' wyglądu, była wesołą i kipiącą humorem osiemnastolatką. Pierwsze co zrobiła, gdy tylko nas zobaczyła to przytuliła każdego i od razu napadła na Kali:
- Chodź! Muszę Ci pokazać nową szminkę! Nie uwierzysz jaki ma piękny odcień! - mówiła nakręcona.
- Już, już. - powiedziała zrezygnowana Kali.
- Cześć Stephen. - przywitałem się. Chłopak skinął głową. - Co mamy jako pierwsze? - zagadnąłem.
- Zamienili nam lekcje. Za chwilę mamy historię, a potem biologię. - odpowiedział.
Przewróciłem teatralnie oczami.
- Nie rozumiem w czym ta szminka różni się od całej reszty! - powiedziała zrezygnowana Kali.
- To atramentowa czerń! Inne mają odcień midnight blue lub outer space! Kobieto, nie żartuj sobie! - powiedziała Britt z wyrzutem.
- Jak sobie chcesz, dla mnie są identyczne. - powiedziała Kaliyah.
- Właśnie! - Britt klasnęła w dłonie. Spojrzeliśmy na nią zaciekawieni. - Pamiętacie tą dziewczynę z piątku? Tą, co ją zaprowadziłam do sekretariatu.
Po tych słowach mnie olśniło. Przez weekend zapomniałem o tajemniczej piękności, która pojawiła się na terenie szkoły w piątek.
- Co z nią? - wyrwało mi się.
- Jest szalenie miła! Rozmawiałyśmy o ciuchach, kosmetykach. - spojrzała na Kali z pretensją, a ta wzruszyła ramionami. - Ogółem super! Ciekawe w jakiej będzie klasie...
- Ile ma lat? - zapytałem zaciekawiony. Britt tylko spojrzała na mnie z uśmieszkiem.
- Jest w wieku Twoim i Jessego. - powiedziała.
No tak, czasami zapominam, że Brittany i Stephen są o rok starsi. Klasy w naszej szkole dzielą się na: A, B oraz C. Prawdopodobieństwo, że trafi do naszej klasie było równe około 33%. Mimo tej marnej szansy miałem nadzieję, że dziewczyna zapisała się właśnie do naszej klasy.
W tej chwili zabrzmiał dzwonek. Uczniowie, do tej pory siedzący spokojnie, zaczęli wchodzić do budynku szkoły.
My także udaliśmy się w stronę drzwi. Po wejściu do budynku, każdy udał się w stronę swojej szafki. Moja szafka była oznaczona numerem 348. Wziąłem z niej odpowiednie książki i udałem się pod klasę 71. W tej klasie lekcje prowadzi Mr. Stephens. Jest on poważnym mężczyzną, który, jeśli chce, umie prowadzić lekcje z humorem. Jedyne czego nie toleruje to gadania, co sprowadza się do tego, że Brittany podpadła mu już na pierwszych zajęciach rok temu.
Gdy weszliśmy do klasy, każdy usiadł na swoim miejscu. Ja od pierwszej klasy siedzę z Jessem.
- Dzisiaj będziemy kontynuować... - zaczął nauczyciel, jednak jego wypowiedź przerwało pukanie do drzwi. - Proszę!
- Dzień dobry, czy to klasa od historii? - spytała blondynka.
Nauczyciel skinął głową w odpowiedzi.
- Przepraszam za spóźnienie, ale pani dyrektor kazała mi podpisać kilka papierów związanych z przeniesieniem do tej szkoły. - powiedziała na jednym wydechu nowa.
To była ona, 'dziewczyna od sekretariatu'.
- Zajmij miejsce. Właśnie mówiłem, że dzisiaj dokończymy temat o historii feminizmu. - kontynuował nauczyciel.
Blondynka zajęła miejsce w drugiej ławce. Niestety to by było na tyle, gdyż głowa Briana, klasowego ''kujona'', skutecznie uniemożliwiała mi patrzenie na dziewczynę.
- Czy ktoś może przypomnieć, kto po raz pierwszy użył terminu ''druga fala feminizmu''? - zapytał nauczyciel.
Ręka nowej uczennicy wystrzeliła w górą.
- Terminu tego pierwszy raz użyła Marsha Lear w 1968 roku. - odpowiedziała.
- Dziękuję. - powiedział profesor. - Czego była wynikiem i jakich tematów dotyczyła?
Głos ponownie zabrała nowa.
- Była wynikiem powszechnego niezadowolenia działaniami na rzecz równouprawnienia. Dotyczyła dyskusji na temat równouprawnienia kobiet na rynku pracy i przyznania prawa do aborcji. - powiedziała.
Profesor mruknął tylko:
- Czemu inni nie są tacy aktywni..
Kilka osób się zaśmiało.
Przez następne dwadzieścia minut profesor mówił o postfeminizmie i trzeciej fali feminizmu.
- Na następną lekcję proszę przygotować jednostronicową wypowiedź na temat historii feminizmu. Wypowiedź musi zawierać waszą opinię o feminizmie. To wszystko, dziękuję. - zakończył profesor.
Podobnie jak inni, chwyciłem książki i udałem się do wyjścia. Udałem się do szafki, schowałem książki i jak najszybciej udałem się na dwór.
Według moich obliczeń miałem około 8 minut aby spalić i wrócić. Gdy doszedłem do naszego miejsca oparłem się na tyle wygodnie, na ile umożliwiał mi to kanciasty rant murka.
Wyjąłem z kieszeni bluzy paczkę papierosów i wziąłem jednego. Po podpaleniu zacząłem uważnie obserwować otoczenie. Drzwi budynku szkoły nie zamykały się, raz ktoś wchodził, a zaraz potem ktoś inny wychodził.
Nagle zauważyłem średniego wzrostu blondynkę zmierzającą dróżką w stronę bramy szkoły. Przy uchu trzymała telefon. Gdy była wystarczająco blisko, usłyszałem rozmowę:
- Tak mamo, jest super... Nie... Sądzę, że tak... Doświadczona kadra... Pewnie... - mówiła.
Po chwili skończyła rozmowę i rozejrzała się. Jako, iż byłem jedyną osobą z naszej klasy w promieniu kilkudziesięciu metrów, dziewczyna ruszyła w moją stronę. Wydaje mi się, że uśmiech to jej nieodłączny towarzysz. Ta dziewczyna wręcz zarażała entuzjazmem. Mam nadzieję, że wraz z nim nie szła natarczywość.
- Hej! - przywitała się. - My się chyba nie znamy! Jestem Emma. Co sądzisz o tej szkole? Ja uważam, że jest świetna! Nauczyciele wywarli na mnie pozytywne wrażenie. - trajkotała niczym katarynka.
- Stop. Wróć. Jestem Cory. - przywitałem się, wzdychając.
- Co tam u Ciebie? Jak Ci mija dzień w szkole? Dużo piszecie na biologii?
- Nic. Tak. Nie. - odpowiadałem. Zaciągnąłem się dymem.
- Wiesz, że palenie niesie za sobą dużo konsekwencji? Na przykład kaszel palacza, astma a nawet gruźlica! Więc czemu palisz? - pytań nie było końca.
- Słuchaj, nie chcesz może zgadać się z moją siostrą? Też jest nieustępliwa i potrafi zamęczyć pytaniami na śmierć. - powiedziałem spokojnie gasząc papierosa.
- Twoja siostra to Brittany? Jest szalenie miła! - rzekła z uśmiechem.
- Moja siostra to Kaliyah, chodzi do pierwszej klasy.
- Ah, tak! - zawołała.
W tej samej chwili zadzwonił dzwonek. Udałem się powoli w stronę szkoły.
Po kilku sekundach dogoniła mnie Emma.
- Nie masz książek. Idziesz do szafki? - zapytała.
Pokiwałem głową na potwierdzenie.
- Mam prośbę, mógłbyś pokazać mi, jak się otwiera te szafki? Męczyłam się rano dziesięć minut i nic nie wykombinowałam. - wyznała.
- Ok. - sprostowałem.
Gdy doszliśmy do szafek pokazałem jej mechanizm, na jakim działają nasze szafki.
- Kręcisz w lewo dla numerków od 1 do 5 i w prawo od 6 do 10. Za każdym razem gdy strzałka jest na numerku z Twojego kodu przyciskasz pokrętło do środka. - poinstruowałem. - Spróbuj.
Po chwili szafka została otworzona. Dziewczyna spojrzała na mnie z wdzięcznością.
- Dziękuję! Jestem dozgonnie zobowiązana. - przyznała.
Ruszyłem do klasy z 'ogonem' w postaci rozentuzjazmowanej dziewczyny.
- Co sądzisz o Arianie Grande? Ja sądzę, że powinno być autorytetem dla niektórych nastolatek, jest wesoła, skromna a jednocześnie poważna i odpowiedzialna. Widać to oglądając wywiady. - mówiła.
- Powiedziałaś, że jesteś dozgonnie wdzięczna, tak? - zapytałem. Skinęła głową. - Przestań gadać. - powiedziałem i skręciłem w korytarz.
Wszedłem do łazienki dla chłopców i zamknąłem się w kabinie. Nie obchodziło mnie, że lekcja już się zaczęła. Oparłem się o ściankę kabiny i złapałem się za głowę.
*Czy pomoc tej dziewczynie może się stać najgorszą decyzją w moim szkolnym życiu?*
Zapytałem samego siebie w myślach.

____________________________________________________________________

Cześć!
Co sądzicie o rozdziale? Czy Emma zatruje życie Cory'ego?
Piszcie opinie w komentarzach! :)






6 komentarzy:

  1. Tak jak obiecałam - przeczytałam pierwszy rozdział i do następnych też chętnie zajrzę. Piszesz w sposób, który jest bardzo przyjemny i łatwy do czytania, lekko, wprost. Takim małym minusem, który można by zmienić, są powtórzenia. Dajmy na to takie zdanie: Stephen miał na sobie czarne spodnie i bluzkę, czarny płaszcz oraz wysokie czarne buty. 3 razy użyłeś słowa CZARNY. A można go zastąpić choćby wyrazem smolisty, w odcieniu węgla, o barwie kruczych piór. Dużo jest możliwości, ale dużo ludzi ma problem z powtarzającymi się słowami. tutaj masz link do słownika synonimów, w razie potrzeby możesz do niego zajrzeć: https://www.synonimy.pl/ Co jeszcze się tyczy Twojego opowiadania - już nie mieszają się czasy :) To duży plus, teraz wszystko już jest jasne. Mimo, że w tym rozdziale wprowadziłeś dużo nowych postaci, to jakoś się w nich nie pogubiłam. Mają różnorodne charaktery (chociaż ja i tak pozostaję wielką fanką Clarków), osobowości. Jest stoik - wbrew pozorom bardzo rzadko pojawia się w internetowych opowiadaniach, jest szalona dziewczyna,ździebko ironiczny główny bohater i nowa uczennica, która najpierw wpadła mu w oko, a późnij zamęczyła swoją gadaniną :)Tak jak już wspomniałam, przyjemnie się Ciebie czyta. Jest w tym taka lekkość, która sprawia, że pewnie większość osób ni zwróciłaby uwagi a powtórzenia (ale ja zwracam, taka już moja rola).

    Pozdrawiam i życzę weny :)

    PS. Bardzo spodobało mi si sformułowanie: poranny oprawca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fragment z opisem Stephena jest chyba tym, którego na finale nie poprawiłem. Zaraz to poprawię składniowo, bo teraz jak na to patrze - faktycznie kole w oczy. Bardzo mi miło, że przeczytałaś mój rozdział! Ja jestem w trakcie czytania 3 rozdziału na ''Call me Anthony''. Dziękuję, że jesteś tutaj i wytykasz mi te karygodne niedociągnięcia! :D Bardzo dużo to dla mnie znaczy! :)

      Usuń
  2. Haha teraz się z niej śmieję xd Już zapomniałam kompletnie jak Emma się zachowywała xd
    Gdy nauczyciel spytał kto tam użył tego powiedzenia o feminizmie czy co tam, już wiedziałam że Marsha Lear w 1968 roku xd
    ''- Powiedziałaś, że jesteś dozgonnie wdzięczna, tak? - zapytałem. Skinęła głową. - Przestań gadać. - powiedziałem i skręciłem w korytarz.'' Ten tekst mnie rozwalił doszczętnie xd
    Teraz sobie uświadomiłam, że mało co pamiętam z tego opowiadania :O Głupia ja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hyhy no to chyba muszę dalej wpychać jakieś ciekawostki historyczne do rozdziałów :3

      Usuń
  3. O kurczę... Ta Emma to naprawdę chyba nie potrafi zamknąć ust...
    Na lekcji strasznie przypomina Hermionę Granger xD
    Biedny Cory - zasypywała go potaniami jak z karabinu maszynowego �� Prawie jak Rachel Dare xD
    Rozdział bardzo ciekawy :)
    Tylko nie wiem dlaczego podczas ich rozmowy dotyczącej prośby o otworzenie szafki, napisałeś "ok." Nie mogłeś napisać "dobrze", "w porządku"? Wydaje mi się, że byloby chyba lepiej ��
    Pozdrawiam i do następnego!
    Rebel Queen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No w sumie racja taki kolący w oczy kolokwializm się wkradł :D

      Usuń

Drogi czytelniku! Dodając komentarz pamiętaj, że to, w jaki sposób się wyrażasz, jest Twoją wizytówką! :)