"Dobra, zamknij się!"
*Cory*
Po opuszczeniu budynku, zgodnie z wcześniejszymi ''ustaleniami'', udałem się do domu Clarków. W połowie drogi postanowiłem zadzwonić do szatyna, aby dowiedzieć się, czy skończy oprowadzanie na tyle szybko, żebyśmy się nie minęli.
- Halo? - odezwał się głos w słuchawce.
- Cześć Stephen, kiedy będziesz w domu? - zapytałem.
- Niedługo. A co, już idziesz? - zapytał.
- Tak, ale spoko. Mogę poczekać w razie ''w''.. Macie tą fajną ławkę. - zaśmiałem się.
- Nie, nie. Mama jest w domu. Wejdź na kawę. - powiedział. - Kończę, do zobaczenia.
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, połączenie zostało przerwane.
Zgodnie z poleceniem doszedłem do domu Clarków i zapukałem.
Lubiłem mamę Stephena i Britt. Pani Clark to kobieta lekko po czterdziestce. Ciężko pracuje i rzadko bywa w domu. Kocha swoje dzieci i daje im dużo swobody, ale ma swoje zasady.
Po chwili drzwi się uchyliły, a zza nich wyjrzał nie kto inny jak Ericka Clark.
- Cory! - powiedziała kobieta i uchyliła szerzej drzwi.
- Dzień dobry, pani Clark. - powiedziałem i wszedłem do pomieszczenia.
Wszedłem do obszernego przedsionka i zdjąłem tam buty. Następnie przemierzyłem korytarz i wszedłem za panią Clark do kuchni.
- Chcesz kawy, Cory? Może herbatę, kakao, grzaniec? - zapytała pani Clark ze śmiechem.
- Kawę poproszę, jeśli można. Nie przepadam za grzańcem. - wzdrygnąłem się.
- Ja też.. niestety mąż lubi czasami wypić to cholerstwo, a jak chcę wyrzucić to się denerwuje. - wywróciła oczami. - Czekasz na kogoś? - zapytała, spoglądając przez małe okienko, znajdujące się nad zlewem.
- Na Stephena, muszę z nim obgadać pewną sprawę. - nie wiem w sumie, po co to powiedziałem, skoro pani Clark zapewne wie, o co chodzi. Zna swoje dzieci jak własną kieszeń i wie w czym są dobre, więc skoro ktoś coś od nich chce, mama Clarków wie co to jest.
- Uuuu, randka się szykuje? - zaśmiała się kobieta i postawiła przede mną kubek, w którym zawsze piję, gdy jestem u Clarków.
- Tak jakby... - powiedziałem wymijająco i upiłem łyk gorącej kawy.
- Halo? - odezwał się głos w słuchawce.
- Cześć Stephen, kiedy będziesz w domu? - zapytałem.
- Niedługo. A co, już idziesz? - zapytał.
- Tak, ale spoko. Mogę poczekać w razie ''w''.. Macie tą fajną ławkę. - zaśmiałem się.
- Nie, nie. Mama jest w domu. Wejdź na kawę. - powiedział. - Kończę, do zobaczenia.
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, połączenie zostało przerwane.
Zgodnie z poleceniem doszedłem do domu Clarków i zapukałem.
Lubiłem mamę Stephena i Britt. Pani Clark to kobieta lekko po czterdziestce. Ciężko pracuje i rzadko bywa w domu. Kocha swoje dzieci i daje im dużo swobody, ale ma swoje zasady.
Po chwili drzwi się uchyliły, a zza nich wyjrzał nie kto inny jak Ericka Clark.
- Cory! - powiedziała kobieta i uchyliła szerzej drzwi.
- Dzień dobry, pani Clark. - powiedziałem i wszedłem do pomieszczenia.
Wszedłem do obszernego przedsionka i zdjąłem tam buty. Następnie przemierzyłem korytarz i wszedłem za panią Clark do kuchni.
- Chcesz kawy, Cory? Może herbatę, kakao, grzaniec? - zapytała pani Clark ze śmiechem.
- Kawę poproszę, jeśli można. Nie przepadam za grzańcem. - wzdrygnąłem się.
- Ja też.. niestety mąż lubi czasami wypić to cholerstwo, a jak chcę wyrzucić to się denerwuje. - wywróciła oczami. - Czekasz na kogoś? - zapytała, spoglądając przez małe okienko, znajdujące się nad zlewem.
- Na Stephena, muszę z nim obgadać pewną sprawę. - nie wiem w sumie, po co to powiedziałem, skoro pani Clark zapewne wie, o co chodzi. Zna swoje dzieci jak własną kieszeń i wie w czym są dobre, więc skoro ktoś coś od nich chce, mama Clarków wie co to jest.
- Uuuu, randka się szykuje? - zaśmiała się kobieta i postawiła przede mną kubek, w którym zawsze piję, gdy jestem u Clarków.
- Tak jakby... - powiedziałem wymijająco i upiłem łyk gorącej kawy.
- Tylko daj znać jak wyszło, ploteczki zawsze mile widziane. - ucieszyła się pani Clark i opuściła pomieszczenie.
Ponownie upiłem łyk kawy i zobaczyłem, czy przypadkiem Emma nic nie napisała. Wiem jedynie, że wyjeżdża z nad Havasu około 18. Droga nie zajmuje długo, ale może wjadą do Paradise odwieźć jej kolegów. Tam się prześpią i wyjadą rano. Tak, to byłoby najlepsze wyjście, skoro zaplanowały powrót na piątkowy poranek.
Po chwili usłyszałem otwieranie drzwi frontowych, a zaledwie chwilę później w kuchni pojawił się Stephen.
- Co tam, Corey? - powiedział Stephen.
- Wiesz, że... - zacząłem.
- Tak. Wiem, że nazywasz się Cory i wiem, że to Cię denerwuje. Wiesz, że tak tylko się droczę. Sorry, że tak długo, ale Brittany zorganizowała wycieczkę na przedszkolaków, a nie licealistów. - powiedział chłopak z westchnięciem.
- Haha, nieźle. - zaśmiałem się.
- Dobra! - z twarzy szatyna zniknął uśmiech. - Do konkretów.
Chłopak upił łyk kawy z papierowego kubka.
- Co? - zapytałem zdezorientowany, ale po chwili mnie olśniło. - Ach, tak!
- Szybki jesteś. - prychnął szatyn. - Co chcesz zorganizować?
- Nie wiem. - odpowiedziałem. - Coś fajnego.
- Jezu, daj mi siły! - chłopak wzniósł ręce w stronę nieba... no dobra, w stronę sufitu.
Zaśmiałem się. Chłopak zamyślił się, przez co zrobił zabawną minę. Po chwili go olśniło.
- BINGO! - wrzasnął. - Ty, Emma, romantyczna kolacja, pusty dom, słodki prezent, pachnące róże, romantyczna muzyka, romantyczny nastrój, romantyczne wszystko i w ogóle... - rozmarzył się chłopak.
- Hola, hola. Nie rozpędzaj się z tym romantyzmem. - zaśmiałem się.
- Ej! Nie podcinaj mi skrzydeł. - powiedział chłopak z pretensją. - Zrób tak, a będzie zadowolona.
- Powtórz, zapiszę sobie. - powiedziałem i wyjąłem telefon, aby zanotować sobie idealny plan chłopaka.
Chłopak zwrócił oczy do nie... w stronę sufitu i powtórzył swój plan.
Stoję aktualnie przed Molly's Pizza i palę papierosa. Znowu przypomniało mi się o tym. Jeszcze niedawno czekałem tylko na ten moment, teraz o tym zapominam. Czemu? Nie wiem. Pomyślałem, że zanim zacznę działać, muszę załatwić wolny dom. Wybrałem numer do mamy i oczekiwałem na połączenie.
- Halo? - zapytała kobieta.
- Mamo, mam pytanie. - powiedziałem.
- Śmiało. - zaśmiała się.
- Planujecie coś na jutro wieczór? - zapytałem.
- Nie, a czemu?
- Potrzebuję wolny dom. - powiedziałem.
- Dobra, coś załatwimy. - niemal zobaczyłem, jak kobieta mruga do mnie okiem.
Mama się rozłączyła. Ja ucieszony, że pierwszy punkt planu Stephena został zrealizowany, wszedłem do lokalu.
Podszedłem do lady i pierwsze, co usłyszałem, to formułkę.
- Witamy w Molly's Pizza! - powiedziała wesoło Daisy, stojąc do mnie tyłem i robiąc kawę. Po chwili odwróciła się:
- Ah, to ty, Cory. Dobra, odpuszczę Ci tą gadkę. - zaśmiała się. - W czym mogę Ci pomóc? Coś podać? - zapytała.
- Nie, nie. Chciałem zapytać, czy robicie też bardziej takie... wytrawne potrawy? - zapytałem.
- Pewnie, ale tylko dla wybranych. - mrugnęła okiem.
- A jakiś dowóz można? - dziewczyna pokiwała głową.
- To zaskocz mnie jakąś ''romantyczną kolacją'', ok? - powiedziałem.
- Jakieś specjalne wymagania? - pokręciłem przecząco głową. - Na kiedy?
- Zdaję się na Ciebie, na jutro na około 18. - powiedziałem.
- Nie ma sprawy, oczekuj dostawcy jutro. - powiedziała i oddaliła się z zamówieniem.
Odszedłem od lady i opuściłem lokal. Cel: kwiaciarnia.
Skierowałem się w stronę najbliższej kwiaciarni, która znajdowała się na Neuralia i rozpocząłem wędrówkę.
Po chwili poczułem wibracje w kieszeni. Wyjąłem telefon i, nie patrząc kto dzwoni, odebrałem.
- Halo?
- Cory? I jak Ci idzie? - zapytał Stephen.
- Dobrze, idę właśnie do kwiaciarni. - odpowiedziałem.
- Po co? - zapytał zdziwiony.
- Po kwiaty? - zapytałem, jakby to było oczywiste.
- Pacanie. Kwiaty kupisz dopiero jutro godzinę przed randką! - powiedział karcąco Stephen.
- Ale czemu?
- Wyschną, geniuszu!
- Aaaaaa...
- No, wow. - mruknął Stephen. - Wracaj do domu i się wyśpij lepiej, jutro już kotki wracają. - powiedział.
- Ok, cześć. - rozłączyłem się.
Po powrocie do domu, zrobiłem sobie herbatę i coś w stylu obiadu. W trakcie jedzenia sprawdziłem pocztę, powiadomienia na Facebook'u i Twitterze. Jak zwykle to samo, mnóstwo nowych ''klown selfie'' oraz cytaty o życiu pod zdjęciami. Ironia losu... Niektóre osoby uważają się za znawców życia, właściwie nic o nim nie wiedząc. Teraz, gdy tak siedzę i przeglądam tą całą błazenadę, mogę przekląć dwie rzeczy: dobę komputerów oraz wynalazcę kamery pomocniczej.
Gdy już chciałem wyłączyć stronę, dostałem powiadomienie o nowym zdjęciu Emmy. Od razu kliknąłem w link i przeszedłem, do jej profilu.
(Przyjmijmy, że to zdjęcie nie GIF)
Zdjęcie z podpisem:
Zimno >.< z użytkownikiem: Tommy Jamie
By Jimmy Ricardson
Nie wiem czemu, ale poczułem, że to zdjęcie nie wróży niczego dobrego. Postanowiłem jednak to zignorować i, zgodnie z zaleceniem dr Clarka, położyć się spać.
Mimo wszystko miałem nadzieję, że nowy dzień przyniesie dużo pozytywnych emocji związanych z powrotem Emmy.
***
Prawdopodobnie pierwszy raz w tym tygodniu obudziłem się bez pomocy siostry, koleżanki, budzika lub psa. Nie nastawiłem dzisiaj budzika, ponieważ wiedziałem, że Emma nie pójdzie dzisiaj do szkoły. Ponadto wolałem mieć więcej czasu na przygotowanie niespodzianki dla Emmy... tak, niespodzianka to o wiele lepsze określenie niż ''randka'' czy ''romantyczna kolacja''. Nie jestem romantyczny i nie chodzę na randki... Kropka.
Powoli otworzyłem oczy, przyzwyczajając się do promieni słońca, przebijających żaluzje.
Rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu telefonu, który, jak się po chwili okazało, leżał na biurku... Za daleko. Odpuściłem sobie sprawdzenie ewentualnych wiadomości i zamknąłem jeszcze na chwilę oczy.
Powoli otworzyłem oczy, przyzwyczajając się do promieni słońca, przebijających żaluzje.
Rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu telefonu, który, jak się po chwili okazało, leżał na biurku... Za daleko. Odpuściłem sobie sprawdzenie ewentualnych wiadomości i zamknąłem jeszcze na chwilę oczy.
Eh..
Dobra..
Wszystko ładnie i pięknie, ale niestety trzeba wstać. Podniosłem się i sięgnąłem po telefon. Standard... pięć SMSów od Brittany, dwa od Stephena i po jednym od siostry, brata i Emmy.
Pierwszą wiadomość, którą odczytałem, była ta od Emmy. ''Właśnie szykuję się do wyjazdu. Wszystko spakowane i zaraz w drogę do Paradise, będę pisała co jakiś czas :* ".
Na wiadomość odpowiedziałem krótkim ''Czekam:*". Teraz wiadomość od Jessego... hmm... ''Wstawaj, dupku!" można zrozumieć na kilka sposobów... dobra, ominę interpretację tekstów braciszka przed pierwszą kawą. Kaliyah, na wiadomość "Nowy dzień! Czas wstawać! Różowe okulary czekają na wgląd przez nie! Świat jest piękny! Życie jest cudne!", otrzymała odpowiedź "#Zmień_dealera".
W czasie czytania wiadomości od Brittany, otrzymałem odpowiedź od Kaliyah, o krótkiej, aczkolwiek wyrażającej wszystko treści ''-.-''.
Zaśmiałem się pod nosem i powróciłem do czytania SMSów. Stephen przypomniał mi o różach i prezencie... Chwila! Prezent? Ja nic nie wiem...
Wybrałem numer szatyna i zadzwoniłem.
- Halo? - odezwał się głos po drugiej stronie.
- Stephen! - powiedziałem z wyrzutem.
- Co? Szybko, mam lekcje zaraz. - powiedział.
- O jakim prezencie mówisz? - zapytałem.
- Aaaa, to. - chłopak doznał olśnienia. - No, musisz kupić prezent. Zapomniałem wczoraj.
- Ale co to może być?
- Nie wiem, biżuteria, gadżet jakiś, kosmetyki... Zadzwonię po lekcjach, powodzenia!
Zanim zdążyłem ponarzekać, chłopak się rozłączył.
Super... zostałem sam z tą całą ''niespodziewanką''. Miałem może trzy, ewentualnie cztery godziny do powrotu Emmy. Co prawda do kolacji zostało dużo czasu, ale chciałem spędzić ten czas z Emmą, jak tylko wróci.
Położyłem telefon na łóżku i udałem się do łazienki w celu szybkiego ogarnięcia.
- Hey-o! Here comes the danger up in this club... - z głośnika mojego telefonu wydobył się dźwięk połączenia przychodzącego.
- When we get started and we ain't gonna stop... - po kolejnej porcji słów ''Courtesy Call'', postanowiłem wrócić do pokoju.
- We gonna turn it...
- Dobra, zamknij się! - powiedziałem, i odebrałem. - Halo?
- Cory? - usłyszałem głos Emmy.
Mimowolnie na mojej twarzy zakwitł uśmiech, który obmył moje myśli z całego bólu wczoraj.
- We własnej osobie. - ukłoniłem się, zapominając na chwilę, że blondynka mnie nie widzi.
- Co tam u Ciebie? Ja już jadę do Paradise... jakoś połowa drogi. - oznajmiła blondynka.
- Ja właśnie się ogarniam, mam jeszcze parę rzeczy do załatwienia. - powiedziałem.
- Mhm... A tak ogólnie... Zamknąć się! - blondynka skarciła kogoś, kto prawdopodobnie jechał z nią razem samochodem. Faktycznie, odgłosy w tle były odrobinkę denerwujące.
- A tak ogólnie to jak się czujesz, jak spędzacie czas? - zapytała Emma.
- W sumie to ja spędzam czas na spaniu i nudzeniu się... Nie wiem jak to robisz, ale jak jesteś obok, jakoś nie mogę się nudzić. - powiedziałem.
- Mhm... to słodkie. Tęsknisz chociaż trochę? - zapytała.
- O trochę więcej niż za dużo. - mruknąłem.
Położyłem telefon na stoliku i włączyłem głośnik.
Emma zachichotała do słuchawki.
- Opowiadaj co tam u Ciebie i... - zawahałem się. - i u Twoich przyjaciół? - zapytałem, jednocześnie ubierając spodnie.
- Jak mama? - dodałem szybko, aby moja ciekawość nie wypadła podejrzanie.
- Dobrze, mama złapała jakiegoś jednodniowego wirusa, już jest w pełni sił, prawda mamo? Powiedz Cory'emu. - powiedziała głośniej Emma.
- Zdrowa jak byk! - powiedziała dobitnie Eva Jensen, której głos przytłumiły jakieś rozmowy obok.
- No, słyszysz? - zaśmiała się Emma. - Jimmy po powrocie jedzie z kostką do szpitala, a Tommy się u niego martwi. Są słodcy. - powiedziała Emma.
- Nom... - powiedziałem z westchnięciem. - Polubiłem Twoje zdjęcie na Facebook'u.
- Ah, haha. - znowu ten słodki śmiech... No! - Tommy to głuptas. - powiedziała.
Gdy wreszcie zapiąłem ostatni guzik koszuli, postanowiłem zejść na dół. Tak długie zwlekanie z wypiciem pierwszej kawy, może skończyć się niechęcią do świata... Taaa...
- Dobra, ja kończę. - powiedziała Emma lekko zmieszana. - Zadzwonię, jak wyjedziemy z Paradise.
- Pa. - pożegnałem się, i usłyszałem dźwięk zakończonego połączenia.
Nie powiem, że nie byłem zaniepokojony. Byłem pewien tylko tego, że na pewno spytam Emmę o tych jej kolegów... Nie, żebym był zazdrosny, ale chyba spytać mogę... Prawda!?
Tak... kawa to coś, czego zdecydowanie potrzebowałem. Wypiłem ostatni łyk zastrzyku kofeinowego i włożyłem kubek oraz talerz do zlewu. Cel: Kwiaciarnia i miejsce, w którym kupie prezent.
Wyszedłem z domu i postanowiłem zadzwonić do mamy. Nie wiem czemu akurat do niej, ale stwierdziłem, że będzie to sprawdzone na 100% źródło. Wybrałem numer mamy i oczekiwałem, po raz drugi tego dnia, na połączenie.
- Halo? - zapytała mama.
- Cześć mamo, mam pytanie. - powiedziałem.
- Słucham.
- Czy jeśli kupię kwiaty... załóżmy, że za pół godziny, wytrzymają do 18? - zapytałem.
- Pewnie, a jaka okazja? - zapytała zaciekawiona.
- Niespodzianka dla Emmy. - mruknąłem.
- Okej. - powiedziała zadowolona. - Coś jeszcze?
- Tak... jaki mogę kupić jej prezent? - zapytałem.
- Prezent hmm... Sądzę, że jakąś biżuterię ładną. To takie najtrwalsze z tego, co można dać kobiecie... oprócz uczucia, oczywiście. - powiedziała mama. - Ale to widzę, że macie już opanowane.
- Taak. - zaśmiałem się. - Dziękuję, mamo.
- Proszę, synku. W razie ''w'' - dzwoń. - powiedziała i się rozłączyła.
Po odbyciu rozmowy telefonicznej z mamą, skierowałem się w stronę sklepu z biżuterią.
Sklep z biżuterią znajdował się na pasażu sklepów niedaleko Aspen Mall. Przy wejściu widniał jedynie ogromny napis APART, a na wystawie sklepów widać było mnóstwo ekskluzywnych pierścionków, naszyjników, kolczyków, sygnetów, a nawet parę kolii. Ja jednak nie zwróciłem na nie uwagi, i wszedłem do środka. W środku sklepu przywitała mnie stojąca za kasą ekspedientka oraz dwóch, ubranych na czarno ochroniarzy, którzy nie pasowali do tego miejsca. Całość była utrzymana w złoto-srebrnych barwach, prawdopodobnie zainspirowania materiałem, z którego robiona była biżuteria. Ochroniarze spojrzeli na mnie ze zmarszczonymi brwiami, podejrzliwie.
Westchnąłem głośno. W każdym sklepie, czy to spożywczak czy sklep z biżuterią, na młode osoby patrzą tak, jakby przyszły tylko po to, żeby coś ukraść. To męczące.
- Witam, w czym mogę pomóc? - powiedziała uprzejmie kobieta, splatając ze sobą ręce.
- Witam, przyszedłem po coś cie... - urwałem, widząc śliczny pierścionek na palcu kobiety. Był wykonany ze złota, a u jego zwieńczenia widniał śliczny kryształ, klejnot, diament... Cokolwiek to było. Całość prezentowała się w każdym bądź razie świetnie.
Kobieta, widząc moje zaciekawienie, postanowiła wyjść z inicjatywą i wystawiła rękę.
- Podoba się? - zapytała z szerokim uśmiechem.
- Tak, i to bardzo. - powiedziałem, przyglądając się pierścionkowi.
- Ja swój dostałam na rocznicę związku... kto wie, może niedługo oświadczy się! - rozmarzyła się.
- To miłe, życzę powodzenia! - uśmiechnąłem się szeroko.
- Dla kogo? - zapytała kobieta.
W jej głosie nie było słychać zaciekawienia, jedynie pełen profesjonalizm. No tak, w końcu różnica będzie ogromna, kiedy zakomunikowałbym, że pierścionek ma być dla pięcioletniej siostry, a mojej babci...
W tej samej chwili olśniło mnie... nie znam rozmiaru palca Emmy... jeśli coś takiego w ogóle figuruje na liście rozmiarów.
- Dla dziewczyny. - powiedziałem, zauważając wyczekujące spojrzenie kobiety.
- Proszę tutaj. - powiedziała, i oddaliła się o zaledwie dwa kroczki.
Pokazała mi gablotkę, w której znajdowało się mnóstwo pierścionków w stylu tego, który sprzedawczyni nosiła na palcu.
Honorowe miejsce zajmował jednak właśnie ten jeden pierścionek. Na wyścielonym czerwonym aksamitem kawałku gabloty, można było zauważyć właśnie go oraz dwa inne pierścionki.
- Nie zastanawiam się nawet, ale jest problem. Będzie pasował? - zapytałem niepewnie.
- Sądzę, że tak. Trzeba zaryzykować, w razie ''w''.. - nakreśliła w powietrzu cudzysłów. - Można bezproblemowo przyjść wymienić. - zapewniła kobieta.- Dobrze... Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. - powiedziałem bardziej do siebie niż do kobiety.
- Biorę. - stwierdziłem.
- Proszę bardzo, 200$. - oznajmiła sprzedawczyni, pakując pierścionek najpierw w eleganckie, wyścielone podobnym, jednakże teraz zielonym aksamitem, pudełko, a następnie w małą torebeczkę z logiem sklepu.
Podałem kobiecie dwa banknoty, i odebrałem torebeczkę. Podziękowałem i opuściłem sklep.
Cel: Kwiaciarnia. Połowa misji specjalnej spełniona. Kwiaciarnia na jedno szczęście znajdowała się niedaleko, bowiem na drugim końcu pasażu sklepów przy Aspen Mall.
Tam właśnie się udałem.
Sprzedawczyni w kwiaciarni przywitała mnie promiennym uśmiechem.
- Dzień dobry! W czym mogę pomóc? - zapytała.
- Ymm... No tak jakby jakiś bukiet róż czy coś? - bardziej zapytałem niż powiedziałem.
- Mhm, jaki kolor? - zapytała.
- W tym problem, że nie wiem. - powiedziałem zrezygnowany.
- Randka? Przeprosiny? Rocznica?
- Coś między niespodzianką a kolacją. - powiedziałem.
- Czerwone. - zdecydowała kobieta i poczęła przygotowywać bukiet.
Po lawinie pytań dotyczących wystroju bukietu, wreszcie opuściłem kwiaciarnie z bukietem róż i torebką na prezent w ręku. Mimo, że to dwie drobne sprawy, byłem na swój sposób zmęczony. Takie coś to nie dla mnie... i prawdopodobnie dla żadnego mężczyzny.
Udałem się do domu i zrobiłem sobie drugą kawę. Następnie oporządziłem salon, postawiłem stół na środku i tam póki co położyłem obrus oraz prezenty. Róże włożyłem do ogromnego wazonu.
Zaledwie pięć minut później otrzymałem od Emmy SMSa, że będzie na miejscu za dziesięć minut. Odpisałem ''Czekam, napisz jak będziesz." i odetchnąłem z ulgą na myśl, że zdążyłem załatwić wszystko przed powrotem blondynki. Teraz tylko czekać.
_______________________________________________________________________
Tak właśnie kończy się dziewiętnasty rozdział! :) Trochę dłuższy.
Przemyślałem długość rozdziałów i stwierdziłem, że w tak długim będę mógł swobodnie opisać wszystko.
Już 16 Ukrytych Miśków, super! Dziękuję za miłe komentarze!
Do następnego!
Co ty masz z tym ''w'' ? :D Ale rozdział fajny, nie mogę się doczekać następnego :)
OdpowiedzUsuńkonieckropka-bookgirl.blogspot.com
W razie "w" to takie raczej mało sławne powiedzonko ^.^
UsuńRaczej lepiej niż ''w razie czego'', ale to już kwestia gustu, hehe :).
Dziękuję za komentarz!
Bardzo fajny rozdział, nie mogę się doczekać na kolację Cory'ego i Emmy 8-) Oby jej "przyjaciel" nie przeszkodził im w związku... ;)
OdpowiedzUsuńzdjeciapelneinpiracji.blogspot.com
Fajny rozdział, kumplu. <3
OdpowiedzUsuńOby tak dalej B|
Hah, spadaj :D Dzięki!
UsuńNie jestem romantyczny i nie chodzę na randki... Kropka.
OdpowiedzUsuńA raczej trzy kropki ^^
- Witam, przyszedłem po coś cie... - urwałem - cieciowatego ciumkastowego i żylastego, najlepiej 500+ gramów i obgryziona cyrkonia.
Odpisałem ''Czekam, napisz jak będziesz." i odetchnąłem z ulgą na myśl, że zdążyłem załatwić wszystko przed powrotem blondynki.
Przeczytałam potworem blodnynki
Hahahahahah dzięki, nie znałem słowa ''ciumkasty'' hahahaha użyję w opisie... żelek <3 :D
Usuń