sobota, 27 lutego 2016

Rozdział 24

"To ja jestem ta mądra!"

*Brittany*

Mimo, że byłam niedaleko, droga na Catalpa Ave dłużyła się niemiłosiernie. Cieszyłam się z tego powodu, że drogi były praktycznie puste.
Gdy wreszcie skręciłam na Catalpa Ave, oprócz zapalonych świateł w piekarni nie zauważyłam kompletnie żadnych oznak życia.
Zaparkowałam auto Stephena na jednym z miejsc i wysiadłam, wcześniej chwytając torebkę, która do tej pory leżała na siedzeniu pasażera. Zamknęłam samochód i ruszyłam w stronę piekarni. Najprawdopodobniej to w niej czekał już Erick.
- A gdzie się wybiera nasza mądrala? - usłyszałam za plecami.
- Kurwa! - krzyknęłam, łapiąc się za serce.
- Spokojnie. - powiedział Erick, śmiejąc się.
- To przestań bawić się w ninje! - powiedziałam z wyrzutem.
- Dobra, dobra. - powiedział, unosząc ręce w geście poddania. - Gdzie idziemy?
- Chciałeś iść chyba do parku? - zapytałam.
- No tak, ale najpierw na ciastko. Przecież nie bez powodu właśnie Catalpa. - zaśmiał się.
Ruszyliśmy w stronę piekarni.



- Wiesz, tak sobie ostatnio myślałem, i sądzę, że najbardziej spodobają mi się zajęcia z psychopatologii, jak myślisz? - zapytał. - Ostatnio coś o tym wspominałaś... Britt?
- Przestań! - powiedziałam, stając.
Erick spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Ale o co chodzi? - zapytał.
- To ja jestem ta mądra! Ja denerwuje ludzi trudnymi słowami! - tupnęłam nogą.
- Ojoj, to chyba robię ci konkurencje. - uśmiechnął się zadziornie.
- Ugh, jesteś okropny! - powiedziałam, ruszając. Wyprzedziłam go, po czym zaśmiałam się pod nosem, ponieważ wiedziałam, że go to zaniepokoiło.
Chłopak podbiegł do mnie i powiedział przejęty:
- Oj, Brittany! Nie obrażaj się, już nie będę. Britt!
- Hah! A jednak mnie lubisz! - ucieszyłam się i zwolniłam kroku.
Chłopak wydawał się jeszcze bardziej zbity z tropu niż przed chwilą.

***

*Cory*

Niedziela. Piękny i spokojny dzień. Można wypocząć i przygotować się psychicznie na nowy tydzień w szkole. Niedzielne poranki również są przyjemne... no chyba, że masz irytujących ludzi w domu, którzy właśnie teraz i bez wyraźnego powodu oblewają Cię wodą!
- A z wami wszystko w porządku? - zapytałem, nie otwierając oczu.
Na jedno szczęście, nie była to lodowata woda prosto ze szlaucha.
- Wstawaj! Jest 12 grudnia, Prima... prawie święta! No! - krzyknął Jesse.
- Zabiję cię. - mruknąłem.
- Eh... Cory, wstań. Musisz się przebrać. - powiedziała łagodnie Emma, prawdopodobnie wchodząc do pokoju.

Godzinę później wszyscy już siedzieli przy stole i czekali na śniadanie. Ja właśnie wstawiałem pranie pościeli, na której Jesse nie pozostawił nawet jednej suchej nitki.
Usiadłem między Emmą, a tatą i chwyciłem za kubek z kawą, który położyła przede mną mama.
- Nadejdzie taki dzień! - zacząłem. - Że ty, kochany braciszku, obudzisz się w basenie.
Jesse automatycznie wybuchnął śmiechem.
- Najpierw musielibyśmy go mieć. - prychnął.
- Kupię specjalnie taki dla dzieci i w nim się obudzisz. - zagroziłem.
- Dzieci, spokój. - zarządziła mama. - Nałóżcie sobie śniadanie. Dla nas, kobiet, zrobiłam herbatkę z melisą, żebyśmy się chociaż trochę uodporniły na tych chłopców, nie? - zapytała retorycznie.
Nałożyłem sobie i Emmie jajecznicę i wróciłem od stołu. Każdy zabrał się za jedzenie. Śniadanie na szczęście minęło w ciszy.

***

*Brittany*



Leniwie otworzyłam oczy i pierwsze, co do mnie dotarło, to fakt, że na pewno nie jestem u siebie. Szybko wstałam i zauważyłam, że nadal jestem w ciuchach z wczoraj. Moje kozaki stały obok łóżka, które swoją drogą jest mega wygodne...
Kurde, ale co się dzieje?
Na szafce nocnej zobaczyłam karteczkę. Była złożona. Chwyciłam ją i przeczytałam dwa słowa, które były na niej napisane. "Przeczytaj mnie".  Wow, no co ty? 
W środku był już dłuższy list. Więc:
"Brittany, wczoraj w parku przez pięć minut gadałem sam do siebie, bo zasnęłaś. Chyba nie byłaś w szczytowej formie, co? Zaniosłem Cię do mnie i skoro to czytasz, pewnie jeszcze jestem na zakupach. Możesz zostać lub wrócić do siebie, jak chcesz :) Twoje rzeczy leżą na biurku, a buty koło łóżka. Erick".
Hmm, przez chwilę poczułam się jak w płytkim filmie romantycznym, ale nie powiem - było to bardzo miłe. Mimo wszystko postanowiłam jednak zostać, wzięłam tylko swoje rzeczy i, nie chcąc za bardzo się panoszyć w domu Ericka, czekałam na łóżku. Napisałam SMSa do rodziców i Stephena z wiadomością, że jestem u kolegi i schowałam telefon do torebki.
Rozejrzałam się po pokoju. Hmm... ładnie tu ma. Taaa... mam nadzieję, że szybko wróci.

***

*Emma*

Po śniadaniu Cory poszedł gdzieś z panią Andersen, która chciała z nim porozmawiać. Na początku byłam zdenerwowana, bo bałam się, że chodzi o coś poważnego, ale jak się okazało, Cory wrócił do pokoju uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Co się stało? - zapytałam, gdy tylko przekroczył próg pokoju. 
- Nic. - odpowiedział, nie tracąc uśmiechu. - Alice zadzwoniła do mamy, prosząc, aby częściej pisała jej co u mnie. - oznajmił.
- To miłe... - powiedziałam.
- Nie przeczę. - powiedział chłopak. - Co robimy?
- Może pobawimy się z naszymi kotami, a potem poleniuchujemy, leżąc plackiem na kanapie? - zaśmiałam się.
- Dobry pomysł. - przyznał Cory.

***

*10 dni później*

*Cory*

- JESSE! - krzyknęła po raz kolejny mama, próbując obudzić i jednocześnie zwlec na dół naszego leniucha. 
Dzisiaj od rana w domu panowała napięta atmosfera, Emma, Brittany oraz Jessica siedziały na kanapie i oglądały jakiś film, raz po raz komentując to, jak ja i Stephen sprzątaliśmy w salonie. Clarkowie przyszli nam dotrzymać towarzystwa, gdyż zaraz mieli wyjeżdżać, ale jak to Brittany stwierdziła, że chłopacy nie będą się obijać i mają pomóc. Emma i Jessica proponowały pomoc mamie już kilka razy, ale ta stanowczo odmawiała. Kaliyah zajmowała się obieraniem ziemniaków.
Kilka chwil później, dupę z łóżka postanowił ruszyć braciszek. Mama napadła na niego już na schodach.
- Nie myśl, syneczku, że przespałeś obowiązki. Sprzątasz swój pokój, zamiatasz pod domem, odkurzasz cały dół, a potem zmywasz naczynia i pomożesz mi robić sałatkę. - oznajmiła zadowolona z siebie mama.
Chyba każdy wiedział, co było powodem takiego rozgardiaszu w domu. Dwa dni do świąt, eh. Zarówno piękny jak i męczący czas. Dwa dni temu zaczęliśmy przerwę świąteczną. Wtedy też poznaliśmy śliczną Amy, ''koleżankę'' Stephena. Brittany jest oficjalnie w związku z Erickiem i wszyscy mają nadzieję, że tak pozostanie. W sumie? Wszyscy zakończyli swoją przygodę z szukaniem, pragnieniem, potrzebą, czy jakkolwiek to można jeszcze nazwać - miłości. Nasze święta zapowiadają się elegancko, mama postanowiła zaprosić na święta Emmę oraz panią Evę. Byłem z tego powodu bardzo zadowolony. 
Świąteczne porządki przerwał dzwonek do drzwi.
Mama poszła otworzyć i po chwili wróciła, uginając się pod stosem prezentów świątecznych, które taszczyła za sobą. Razem ze Stephenem podbiegliśmy odciążyć mamę. Gdy postawiliśmy prezenty gdzie popadnie, mama wręczyła mi kopertę. Spojrzałem na nią zdziwiony, jednak po chwili usiadłem i otworzyłem list. W środku była pojedyncza kartka papieru. Wyjąłem ją i zacząłem czytać, co było cholernie trudne, czując na sobie zaciekawione spojrzenia wszystkich, znajdujących się w salonie.

"Cory,
Nie będę się rozpisywała nt. tego, że źle zrobiłam i takie tam, ponieważ
już to wiesz. Taki wstęp zniechęciłby Cię tylko do przeczytania tych marnych
wypocin. Chciałabym w tym liście życzyć Ci wesołych świąt i przekazać, że cieszę
się bardzo z tego powodu, że jesteś szczęśliwy. Cieszę się, że uważasz Jane za swoją
matkę. Ja niestety poległam w tej roli i tego błędu sobie nigdy nie wybaczę, tego możesz
być pewien. Tymczasem - jeszcze raz wesołych świąt i macie - tylko ode mnie - kilka
upominków. Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Kocham, Alice"

Gdy skończyłem czytać, uśmiech nie mógł zejść mi z twarzy. Cieszyłem się, że pozytywnie zakończyłem tą całą akcję z poznaniem rodziców i takie tam. Ojca? Jego nie chciałem poznać, pamiętając go jedynie jako osobę, która namówiła żonę do oddania ich pierworodnego dziecka do sierocińca, mimo tego, że mieli warunki.
Kończąc te przemyślenia, spojrzałem zaciekawiony na pakunki, i zacząłem zastanawiać się, co takiego mogła włożyć tam osoba, której nie widziałem przez dwanaście lat. Ciekawe, prawda? Tak czy tak, okaże się pojutrze!


______________________________________________________________________________

Krótszy? Owszem. Dużo krótszy? Nie przeczę. Postanowiłem diametralnie skrócić rozdziały, zauważając, że nikt nie czyta takich długich :)
Czasami tak patrzę na statystykę bloga i zachodzę w głowę... trudno napisać chociaż jeden komentarz przy stu pięćdziesięciu odwiedzinach dziennie, nie? :D No niech Wam będzie, przeżyję i bez nich :) 
Więc... chyba do następnego? Nie ukrywam, że zbliżamy się ku końcowi... :)

5 komentarzy:

  1. Jak? Koniec? Co? Nie.
    I ta kropka nienawiści :3
    Nie pisałam komentarzy, ale wiedz, że czytam całe rozdziały od początku do końca i naprawdę mi się podobają <3 I nie martw się, czytelnicy przybędą z czasem ;) Tymczasem pozdrawiam! :)
    FotoReporterka :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!

      Nie chcę, żeby ktoś zrozumiał opacznie notkę pod tym rozdziałem :) Nie chodzi mi o to, że desperacko pragnę komentarzy, ponieważ tak nie jest :) Piszę dla siebie i cieszy mnie każdy komentarz i wizyta, ale na nich nie dependuję ;) Po prostu długo czekałem, aż wejścia z Niemiec, Francji czy Zjednoczonych Emiratów Arabskich zostaną przegonione przez wejścia z Polski i teraz widzę, że jest bardzo dużo wejść, a z każdym rozdziałem mniej komów :D
      Podsumowując: spokojnie, to tylko taka mała zachęta do komentowania, a nie pomsta do nieba o komentarze :)
      Dziękuję za kom i do następnego! :)

      Usuń
  2. Świetny rozdział! Nie chcę, żebys kończył to COŚ. Ale jeśli tak, to musisz pisać potem TEŻ xD Pozdrawiam :)
    BG

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, póki co mam jeszcze pomysł na co najmniej 10 rozdziałów Angel Undercover :)
      Aktualnie w bardzo zwolnionym tempie kreuje się zamknięty jeszcze blog tym razem o innej tematyce :) Wiesz, taki nagły pomysł w najmniej odpowiednim momencie i chęć go kontynuowania, ale szkoła, treningi i zaliczenia z historii nie pomagają :D
      Dziękuję za komentarz!
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  3. - To przestań bawić się w ninje! - powiedziałam z wyrzutem.
    - Cowabunga!

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku! Dodając komentarz pamiętaj, że to, w jaki sposób się wyrażasz, jest Twoją wizytówką! :)