sobota, 26 marca 2016

Rozdział 27 cz.1

"Nie mów mi już o szkole!"

*Cory*


Zastanawialiście się kiedyś... dobra... wiem, że zaczynam każdy dzień jak Lindsay Lohan film, ale nie moja wina, że lubię pogadać sam do siebie i przy okazji wyobrazić sobie, że moje życiowe wypociny słucha ktoś oprócz mnie. Tak, właśnie dlatego moje myśli przybierają taką formę, jakbym zwracał się do niewidzialnego tłumu w mojej głowie...
Dobra, lepiej przejdę do sedna, ponieważ zaraz mnie wezmą za psychicznego...

"Te kraty mnie nie powstrzymają, Clarice"*

Nieważne!
Ważne za to jest to, czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, dlaczego dzieci tak bardzo nienawidzą szkoły?
Ja tak... i nie rozumiałem tego do czasu, w którym poznałem piękną, lecz smutną historię pewnego nastolatka.

Więc... "Nazywał się Bradley Fine i pracował dla CIA"**.

Hahahah! Odwala mi...

No więc... chłopak, o którym mówi ta historia, nazywał się Cory Flautney i do czasu zmiany nauczyciela od historii miał świetne oceny i zero problemów w szkole. Niestety standardy nauczania nowego profesora tego jakże niezmierzonego oceanu wiedzy zwanego historią tak bardzo różniły się od sposobów nauczania, emerytowanego już, prof. Colinsa, że mały Cory zniechęcił się do nauki historii i doprowadził się stanu niezaliczenia pierwszego semestru. Takim oto sposobem Cory został skazany na ponad tydzień z ograniczoną do minimum ilością snu, zerową ingerencją lenistwa oraz doszczętnym wykończeniem szarych komórek.
Jednak dzielny Cory się nie poddał i...

Tutaj niestety kończą się znane wszystkim losy małego Cory'ego. Miejmy nadzieję, że jeszcze kiedyś dowiemy się jakiego zwieńczenia doczeka się ta jakże oparta na faktach, nie mówiąc już o tym, że napakowana niesamowitą ilością środków stylistycznych, historia.
A morał z tego w następnym odcinku... jeśli mój mózg wytrzyma do końca zaliczeń...
Tak, tak, mały Cory to ja... macie mnie.
Dobra, koniec tego dobrego. Bilans września***...

No dobra, może nie września, ale lutego. Przez ostatnie dwa tygodnie nie widziałem nikogo z "paczki" ... nawet Emmy! No dobra... widziałem, ale na pewno nie tak, jakbym chciał. Gdy dowiedziałem się, że nasz profesor od historii, Burger... właśnie, muszę się dowiedzieć, skąd ta ksywka... nasz profesor od historii, Burger, wystawił mi ze swojego przedmiotu zagrożenie. Mimo mojego lekkiego uczulenia na egzaltację, byłem zdruzgotany przez cały dzień w szkole, chociażby dlatego, że nigdy nie miałem żadnego zagrożenia z niczego. Po powrocie do domu, zrobiłem sobie notatki z całego semestru... tak, może przepisywanie zeszytu nie było zbyt mądre, ale jeśli pisalibyście jak ja, też nie chciałoby wam się potem tego czytać. Więcej byście się męczyli z rozczytaniem, niż uczyli. Swoją drogą notatki na kartkach A4 bardzo pomagają. Zrobiłem sobie notatki i odciąłem się od świata, żeby jak najszybciej to zdać. Na SMSy i inne próby nawiązania ze mną kontakty odpowiadałem tylko w przymusowo-wolnych chwilach jak poranna lub wieczorna toaleta i jedzenie, o którym szczerze chwilami zapominałem w szale nauki.
Jakby ktoś zastanawiał się, jak wygląda zaliczanie semestru w California City High School, wygląda to tak, że twój profesor dzieli Ci materiał z całego semestru na trzy części, a w twoim interesie pozostaje umówienie terminu i zdanie poszczególnych części. Nie omieszkam, że nie obyło się bez telefonu do przyjaciela tzn. do każdej części można podejść dwa razy, a kolejność ich zdawania jest dowolna.
W każdym razie ja pozostałem przy opcji ''1, 2, 3'' i zdałem bezproblemowo dwie pierwsze części z w przeciągu tygodnia. Nauka na trzecią, swoją drogą najdłuższą, część zajęła mi około dwa dni. Za pierwszym podejściem nie udało mi się jej zaliczyć, ale na szczęście szczęście mi dopisało... hahah... Ekhm, szczęście mi dopisało za drugim razem, ponieważ dostałem bardzo łatwe pytania. Drugą próbę zdania ostatniej części podjąłem wczoraj, a już dzisiaj miałem się dowiedzieć, czy zdałem. Trzymajcie kciuki!
Co do samego zaliczania dodam, że z dziewięciu, zadanych do nauczenia, tematów, dostaje się tylko dwa pytania, które przeważnie dotyczą jednego, czasami dwóch tematów, więc możecie stwierdzić, że nauka aż tylu tematów jest bezcelowa, jednak ja określiłem całe to zdawanie semestru jako jedynie ''sprawdzenie'', czy nauczyliśmy się wszystkich tematów.
"Ale koniec plotkowania..."****
Na początku tygodnia obmyśliłem plan zrobienia uroczystego ogniska nad jeziorem, podczas którego odprawiłbym rytuał spalenia mojego dwutygodniowego prześladowcy, który jednak został zniekształcony zaledwie dwa dni później. Co się w nim zmieniło? Postanowiłem poświęcić fortunę w postaci dwóch dolarów i zalaminować każdą kartkę pojedynczo. Dlaczego? Prawdopodobnie jeszcze nigdy tak ładnie nie pisałem!
Powracając, przydałoby się wstać z łóżka, nie?
Sięgnąłem po mój telefon, który swoją drogą zaliczył nieciekawą przygodę ze schodami w czasie gdy tak usilnie chciałem wrócić do nauki... no cóż, ważne, że widzę godzinę i mogę odpowiadać na wiadomości, jeśli tylko orientacja ekranu jest pozioma.
Chwileczkę.. odkąd otworzyłem oczy wszystko puszczam ich własnymi drogami... takim sposobem niczego nie ogarnę... no tak. 
Na ekranie widniały tylko dwie nowe wiadomości. Od Brittany, która pytała, czy a by mnie nie podwieźć oraz od mamy, która informowała mnie o miejscu pobytu śniadania i kawy oraz o przyczynie szybszego wyjścia do pracy.
Projekt coś tam, coś tam... tak, tak. Na obie wiadomości odpowiedziałem kolejno ''Nie thx'' oraz ''Dziękuję i miłego dnia w pracy". 
Standardowo zero znaków życia od Emmy, która w czasie mojej edukacyjnej niewoli zajęła się piżama-party i trajkotaniem o chłopakach z Patricią, z którą niedawno powróciła do stosunków BFF.
Po błyskawicznym ogarnięciu się zszedłem na dół. Tam pochłonąłem przygotowane przez mamę śniadanie i, zaciekawiony tajemniczą paczką, leżącą w salonie, postanowiłem wypić letnią już kawę właśnie tam.
Na stole leżała paczka w pośpiechu zawinięta w jakiś ciemny papier. Moje zaciekawienie pewnie zmalałoby do minimum, gdyby nie apostrofa umieszczona na małej, samoprzylepnej karteczce, przyklejonej na wierzchu pakunku.
"Drogiemu Cory'emu" - jeśli wasze imię zastąpiłoby w takiej sytuacji moje, na pewno nie minęlibyście czegoś takiego obojętnie.
Usiadłem na sofie i począłem rozpakowywanie prezentu, pakunku, zawiniątka... tobołku? Zostańmy przy paczce, ok?
Skoro się zgadzamy - rozpakowujemy!
Po zerwaniu pierwszej warstwy papieru już wiedziałem, co zawiera paczka. W oczy jednak rzucił mi się liścik, napisany tym razem na białym skrawku papieru, który w pełni skupił na sobie moją uwagę.
Na kartce były napisane, swoją drogą... kurde... tą samą drogą pochyłym pismem taty, dwa może trzy zdania.

"Cory, bardzo urzekły nas to, jak przyłożyłeś się do tego, żeby zdać tę nieszczęsny semestr z historii. Mam nadzieję, że to tylko jeden taki, który wymknął się z pod kontroli, co? W każdym razie masz tu mały prezencik, Kochamy, tata i mama:)"

W takich momentach dziecko zadaje sobie tylko pytanie czy kiedykolwiek będzie w stanie odwdzięczyć się swoim rodzicom za wkład, materialny lub ten nienamacalny, włożony w nasze skrupulatne wychowanie... Eh.
Mój... pokiereszowany? Tak, to dobre określenie. Mój pokiereszowany telefon chyba pójdzie w odstawkę, ponieważ ktoś tu dostał najnowszy wynalazek od LG... Yay!
Cory, opanuj się.
Matko, ojcze, dziękuję.
Dobra, na wymianę telefonu poświecę którąś z przerw między lekcjami. Pudełko wraz z całym opakowaniem i liścikiem włożyłem do plecaka, po czym ruszyłem w stronę drzwi. Dzisiaj to ja musiałem zamykać, a nie spóźniony jak zawsze Jesse, ponieważ on wraz z Kaliyah zapisali się na jakiś dyżur czy coś w tym stylu... w każdym razie musieli być na miejscu już od samego otwarcia szkoły.

Zamknąłem drzwi na klucz i ruszyłem w stronę szkoły, po drodze odpalając papierosa. Trzeba nadrobić nałóg, no nie? Byłem o mało od rzucenia przez związek z Emmą, który chyba pochłonął mnie w całości... może to by była lepsza i tą samą drogą tańsza inwestycja? Zapewne.
Zaciągnąłem się wyrobem i przyspieszyłem kroku.

______________________________________________________________________

Nie, nie, nie. Spokojnie, nie zapomniałem o blogu. Myślałem, że w wolne będzie mi łatwiej pisać, a tu okazało się, że milion świątecznych obowiązków nam w tym przeszkadza... Eh.
Krótki, kameralny i bez GIFów, ale jest. Będzie druga część tego rozdziału. Ostrzegam, że niesprawdzony.

* ~ Hannibal Lecter
** ~ Rayna Boyanov - Agentka (2015)
*** - podsumowanie kampanii wrześniowej
**** ~ Albus Dumbledore - "Harry Potter i Książę Półkrwi"

Do następnego (będzie szybko i dłuższy, obiecuję :D)
  

3 komentarze:

  1. Świetny, jak zwykle ;) Ja osobiście w szkole nie mam żadnych zagrożeń ;P
    Wiadomo, teraz Wielkanoc, Święta i w ogóle, trzeba spędzać czas z rodziną, więc nie musisz pisać na siłę ''żeby tylko był''
    Bo takie na siłe są zazwyczaj beznadziejne.
    ALE! nie mowię o tobie, bo wiadomo, że jesteś ekspertem w tej dziedzinie ;P
    Pozdrawiam i Wesołych Świąt!
    FotoReporterka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju! Dziękuję za miłe słowa!:) Wiem, że nie muszę pisać na siłę, ale przez tą naukę i tak zauważyłem ogromne obniżenie się standardów w moich rozdziałach, więc nie chcę, żebyście odebrali brak rozdziałów jako malejące zainteresowanie blogiem :/

      Usuń

Drogi czytelniku! Dodając komentarz pamiętaj, że to, w jaki sposób się wyrażasz, jest Twoją wizytówką! :)