wtorek, 10 października 2017

Hello Bitches - Rozdział 8

"Chciałabym ci kogoś przedstawić, kochana"

05.09.2013r
*Noc*

*Erika*



Godzinę później byłam już na śródmieściu i mijałam klub nocny ''Ace of Spades''. Już wtedy zrobiło mi się niedobrze, a miałam dopiero zobaczyć tabuny nastolatków, u których dzikość i pragnienie nieziemskiej zabawy bierze górę nad rozsądkiem i opanowaniem. Aby uniknąć wprowadzenia siebie w stan jeszcze większego zniesmaczenia, schodząc z R Street weszłam na O Street. Co prawda wydłużyło to moje dotarcie do klubu o trzy minuty, ale wcale mi się tam nie spieszyło, a przynajmniej nie musiałam oglądać starych pijaków okupujących wygrzane przez siebie przez wiele lat plastikowe krzesła stojące przed Press Club na P Street. Idąc w kierunku skrętu na dwudziestą pierwszą ulicę postanowiłam zadzwonić do Evy. Koleżanka odebrała po kilku sygnałach:
- Halo!?
Wyraźnie słychać było, że dziewczyna już siedzi i dobrze bawi się w klubie, a do trzeźwości umysłu było jej daleko.
- No hej Eva... ja już jestem koło klubu - powiedziałam niechętnie, skręcając na 21th Street.
- Rewelacja moja droga! Wychodzimy po Ciebie - krzyknęła dziewczyna w słuchawkę, po czym się rozłączyła. Wręcz nie mogłam się doczekać.
W połowie ulicy zauważyłam, jak przed budynek wychodzą Eva i Daniel. Zniesmaczenie powróciło, gdy zauważyłam kreację Evy, która zakrywała niewiele więcej więcej niż dwuczęściowy kostium kąpielowy oraz rozczochranego Daniela, który na twarzy miał rozmazaną szminkę zapewne jakiejś szanującej siebie damy. Oboje odpalali właśnie papierosy. 
- Zapal z nami kochana! Napij się! - krzyknęła w niebo Eva, podbiegając i dmuchając mi w twarz.



- Nie dzięki Eva, nie mam jakoś ochoty dzisiaj - odpowiedziałam szorstko.
- Jak będziesz taka sztywna to sobie przedłużymy ferie i weźmiemy z Evą za punkt honoru rozruszanie Ciebie, kochana! - powiedział żywo Daniel, na co wywróciłam oczami.Chłopak po chwili spojrzał w stronę wejścia do klubu i powiedział:




- Wydawało mi się, czy do klubu wchodził przed chwilą Derreck?
Eva wzięła mnie za rękę i zaciągnęła w stronę Starlite. Z daleka było słychać grającą w budynku muzykę. Weszliśmy po kilku schodkach, po czym Eva otworzyła masywne drewniane drzwi wejściowe. W środku było duszno, śmierdziało alkoholem i dymem papierosowym, a wszędzie wokół były porozrzucane confetti i kawałki pękniętych balonów. Po wejściu na salę buchnęły nam w twarz kłęby sztucznego dymu, a do uszu dotarła rzeczywista głośność muzyki. Zrobiło mi się niedobrze, więc gubiąc w tłumie Evę i Daniela podeszłam do baru. Młody chłopak z ręcznikiem na ramieniu i głupim uśmiechem zapytał co podać. 
- Coś na ochłodę, bo zemdleję zaraz - odpowiedziałam i położyłam dwie dziesięciodolarówki na barze.
- Spokojnie, zaraz się rozładujesz - odpowiedział barman i podał mi napój, który barwą i podaniem przypominał lemoniadę z lodem. Upiłam solidny łyk i od razu uderzyłam szklanką o bar, napój okazał się cierpki w smaku i kompletnie niczym nie przypominał lemoniady, jak z początku mi się wydawało. Nigdy nie stroniłam od imprez i domówek, ale czegoś takiego jeszcze nigdy nikt mi nie podał. Czy takie właśnie napoje mają być tą cechą charakterystyczną "Starlite"? Jeśli tylko to tak bardzo nakręciło Evę i Daniela, że ferie w Cork postanowili poświęcić na przyjazd tutaj, to mogę śmiało stwierdzić, że ''gust'' moich znajomych jest co raz bliższy poziomowi kafelek, którymi wyłożone były korytarze tego klubu. No czyli nie ukrywając faktów, są co raz bliżsi zera.
- Spokojnie, drugie drzwi na prawo są pewnie wolne bo to mały pokój, idź odpocznij chwilę - z zamyślenia wyrwał mnie głos barmana, który wskazał jakby głąb budynku. Bez wahania ruszyłam z miejsca, a pierwszą reakcją organizmu na dziwny napój był zawrót głowy. Zachwiałam się, ale po chwili ruszyłam dalej. Chwyciłam za klamkę i weszłam do pokoju, w którym zastałam Daniela przeciągającego się na kanapie, obok niego leżała jakaś dziewczyna.



- Cześć Erika, już skończyliśmy więc śmiało wchodź - powiedział mój ''przyjaciel'', ale prawie nie usłyszałam jego wypowiedzi, bo wyszłam zamykając za sobą drzwi. Muszę stąd wyjść jak najszybciej. Na końcu korytarza zauważyłam drzwi, nad którymi była widoczna tabliczka z napisem ''wyjście ewakuacyjne''. Drzwi były otwarte, więc skorzystałam i tak znalazłam się przed budynkiem. Usiadłam na schodach i wyjęłam z torebki papierosy, po czym z wymiętej paczki jednego wydobyłam. Po łyku dziwnego napoju czułam się gorzej niż kiedyś, jak podczas domówki u Evy wypiłam równowartość dnia miesiąca mojego urodzenia w shotach, co oni do tego cholerstwa dodają? W kłębach dymu przed twarzą zamajaczyła mi męska sylwetka, a po chwili koło mnie na schodach usiadł młody blondyn o przyjaznych, brązowych oczach i zapalił papierosa. 
- Jak się tu bawisz? Głośno i duszno, co nie? - zagadał.
- Wyszłam po pięciu minutach, poczułam się jak w burdelu - stwierdziłam. 
- Rozumiem, pierwsze wizyty tutaj właśnie takie są, a to, że ludzie tu odlatują ze sobą to standard - powiedział chłopak, nie będąc nawet trochę zdziwionym ani zażenowanym swoim stwierdzeniem.
- A ty taki stały bywalec? - zapytałam zaciekawiona, odwracając się w kierunku rozmówcy.
- No wiesz chodzi się na imprezy, poznaje się ciekawych ludzi, na przykład tak jak teraz ty poznajesz mnie... 
- Dobra, dobra Fleming, poluzuj wodze - zaśmiałam się. - Jak jesteś taki obeznany możesz mi powiedzieć, gdzie na tej beznadziejnej imprezie dostanę piwo albo drinka bez spirytusu.
- Spirytusu? - blondyn spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie wiem, ale przy barze chłopak podał mi takiego mocnego drinka, że chciało mi się wymiotować na miejscu - przyznałam.
- Chodzi tobie najpewniej o receptę - powiedział, wzruszając ramionami. Spojrzałam zmieszana na chłopaka, a blondyn po chwili załapał kontakt wzrokowy. - Mieszanka alkoholi.. sprzedają tutaj coś takiego dla zabawy jak widzą kogoś nowego, a klient nie powie co chce.
Po tej jakże wnikliwej eksplikacji niskopoziomowej zabawy dla nastolatków, którzy lubią konfliktowy model socjalizacji, zrozumiałam swój błąd.
- To gdzie dostane tego drinka? - zapytałam, po czym odruchowo spojrzałam na zegarek, który wskazywał wpół do ósmej. Ale ten czas mija...
- Przyniosę Tobie za buziaka - powiedział blondyn z uroczym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy.

***

*Mikel*

 Na dworze z każdą chwilą robiło się co raz ciemniej. Dziękować jedynie Bogu, że nie padało. Idąc Powerhouse Alley wieczorami mogą przejść człowiekowi ciarki po plecach, drzewa oświetlone z daleka latarniami wyglądały jak słowiańskie mary nocne, z kolei domy
udawały Siedmiogrodzkie posiadłości sekeli. 
Nie powiem, że nie byłem zdziwiony wiadomością od Ericka. Nie trudno było z tej sytuacji wywnioskować, że Erika wymówiła się spotkaniem ze mną aby nie robić czegoś tam dla mamy. Słysząc różne rzeczy o Erice od jej powrotu do Sacramento wywnioskowałem, że może się znajdować na ogromnej imprezie, która miała odbywać się dzisiaj w Starlite. Był to jeden z pomysłów, które chodziły mi po głowie i nie mógłbym dzisiaj zasnąć, dopóki nie dowiem się gdzie w chwili obecnej znajduje się blondynka. Skręciłem na 21st Street i poszedłem bezpośrednio w stronę klubu. Nie powiem, że nie zdarzało mi się tu bywać, ale w końcu ten wiek jest od prób, błędów, głupstw i szaleństw, prawda? Przed klubem zauważyłem głośno rozmawiających czterech chłopaków, którzy wyraźnie mieli do siebie jakiś problem. Jako, że stali na schodach prowadzących do klubu, aby im nie przeszkadzać w pogawędce przy kawie... wróć, przy butelce taniego piwa postanowiłem wejść tyłem. Poszedłem za budynek i kierując się w stronę drzwi ewakuacyjnych doznałem szoku...

***

*Erika*

Stwierdziłam, że skoro w ten wieczór i tak już popełniłam trzy głupstwa, to nic nie zaszkodzi jak zrobię czwarty błąd i podroczę się z jakimś chłopakiem na imprezie. Pochyliłam się, po czym patrząc chłopakowi prosto w oczy złożyłam na jego ustach krótki pocałunek. Po kilku sekundach odepchnęłam blondyna, który wstał i odszedł. Gdy zniknął z pola widzenia kilka metrów od siebie zauważyłam Mike'a, który patrzył się przez parę sekund prosto na mnie oczami pełnymi zawodu i smutku, po czym odbiegł. Wstałam szybko, poszłam przed klub w nadziei, że gdzieś w oddali zobaczę jeszcze Mike'a, ale na marne się to zdało. Usiadłam na ławce i poczułam, że po moim policzku pociekła pojedyncza łza.

***

*Mikel*

W pierwszej chwili pomyślałem sobie, że to mój wzrok mnie zawodzi, ale te włosy i ubiór, a zwłaszcza moment, w którym spojrzała na mnie niebieskimi oczyma nie mogło być zwidzeniem. Poczułem się jak gówniarz, który zamiast kroczyć swoją drogą buja w obłokach i cierpi jak jakiś żałosny poeta...

_______________________________________________________________________

Sorki za spóźnienie... kilkumiesięczne, ale powiedzmy, że maturalna nie jest łatwa, ale to kiedy indziej... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku! Dodając komentarz pamiętaj, że to, w jaki sposób się wyrażasz, jest Twoją wizytówką! :)