niedziela, 28 stycznia 2018

Dives haedos saxa diavoli - Rozdział 2

Rozdział 2


"Ad perpetuam rei memoriam"

tłum. ''na wieczną rzeczy pamiątkę"





     - Ale jak to z wami? - wydukała brunetka. Jej brat siedział spokojnie, wpatrując się w ojca zaciekawionym spojrzeniem.
- Osiągi sakramendzkiej filii są niezłe - westchnął Clayton, upijając łyk kawy z wrzosowego kubka. - A taka gwałtowna zmiana w strukturze firmy powinna zaciekawić dziennikarzy i zagłuszyć rozgłos Armbrestera - odpowiedział córce mężczyzna, patrząc w okno.
- A co ze szkołą? - zapytał Brandon. Meredith uważała, że w tym momencie była to najmniej znacząca rzecz. Przyzwyczaiła już się, że młodzi ludzie w ich szkole wolą patrzeć w portfel niż na charakter bliźniąt, więc oboje nie mieli przyjaciół, których nie chcieliby opuszczać.
- Wasze papiery złożyłem do liceum w Sacramento, mój stary przyjaciel jest tam dyrektorem - odpowiedział Clayton, upił łyk kawy i kontynuował: - Idę do gabinetu - po tych słowach mężczyzna odłożył pusty kubek na podkładkę leżącą na stole i wstał. Zasunął krzesło, po czym podszedł do komody, biorąc z niej neseser. Kiedy był już u wyjścia z jadalni, odwrócił się i powiedział do dzieci, które wciąż bez ruchu siedziały przy stole:
- Nie macie się o co martwić, mama wyjaśni wam więcej, kiedy wróci.
Kiedy ojciec rodzeństwa zniknął w korytarzu, Meredith kończyła pić kawę i postanowiła zbierać się do pokoju. Dziewczyna cieszyła się z faktu, że ojciec zaczął robić coś w kierunku wyciszenia afery, ponieważ było dla niej priorytetem w tamtej chwili to, w jaką stronę rozwinie się konflikt. Meredith miała tylko nadzieję, że ta sytuacja nie odbije się na wewnętrznym życiu firmy. Dziewczyna wstała od stołu i powiedziała do brata, który od wyjścia ojca pisał coś na telefonie:
- Przejdę się na spacer do firmy, a po drodze wejdę na jakąś kawę - oznajmiła. - W końcu trzeba się pożegnać z Angie, prawda? Idziesz ze mną? - zapytała. Chłopak pokiwał głową, ciągle wpatrując się w ekran telefonu. Siostra Brandona przewróciła oczami i powiedziała: - Idę się tylko ubrać - po tym obwieszczeniu brunetka wyszła z jadalni.
Siedzący dalej przy stole Brandon Reeves poprawił pozycję na krześle i, nie odrywając wzroku od telefonu, chwycił z talerza drugą połowę już zimnej grzanki, po czym ugryzł kawałek. Chłopak przeglądał akcje i osiągi firm. Wykresy pokazywały, że Reeves Corporation prowadzi na rynku zbytu technologii o niecałe dwa procent od konkurencji. Drugą pozycję zajmowała firma rywala ojca - Milana Armbrestera. 
Meredith po wyjściu z jadalni przechodziła korytarzem prowadzącym do salonu. Ze względu na informacje o przeprowadzce, dziewczyna poczuła się mentalnie zobowiązana pożegnać i utrwalić w pamięci obraz domu przy Riddington Alley. Brunetka minęła drzwi prowadzące do toalety i spojrzała na komodę, która służyła jako miejsce na rzeczy wychodne. Znajdowały się w niej między innymi buty, akcesoria dla Burbona, czapki, rękawiczki i inne tego typu rzeczy. Blat komody zdobiła biała, wełniana mata, na której stał drewniany wieszak na klucze, pasujący barwą do komody, czyli utrzymany w kolorze dębowego brązu. Ta właśnie komoda i stojące obok siebie, średniej wielkości trzy drzewka szczęścia były jedynym wystrojem długiego na kilka metrów korytarza. Wszystkie ściany w domu były pomalowane na dwa kolory - czarny lub biały, z czego ten pierwszy był zarezerwowany tylko dla pokoi na zmianę z drugim. Właśnie na biały kolor był pomalowany korytarz, z którego Meredith przeszła właśnie do salonu. Od drzwi salonu po prawej stronie stał sięgający sufitu kwiat, którego nazwy gatunku Meredith nie znała. Dalej od rośliny stała czarna komoda, na której stał telewizor plazmowy w tym samym kolorze i małe kino domowe. Na ten element składały się dwie kolumny stojące po obu stronach telewizora i odtwarzacze schowane na półce w komodzie. Przy przeciwległej ścianie była usytuowana sofa obita w czarną skórę, przed którą stał drewniany stolik do kawy pomalowany na biało.
Na środku stolika, który zdobiła czarna tkanina, leżał serwis do herbaty z białej porcelany. Czarny dywan kontrastujący z jasnymi panelami leżał na środku pokoju. Kawałek od kanapy były kręte schody z ciemnego drewna, które prowadziły na piętro. Z kolei po lewej stronie od wejścia stał wysoki kredens, pełniący jednocześnie funkcje barku i miejsca do przechowywania kieliszków i lampek do wina. Tak skromnie urządzony salon bez przepychu prezentował się bogato i elegancko. Dziewczyna przyglądając się powoli pomieszczeniu, utknęła w głębokiej zadumie, aby po chwili ruszyć schodami na górę.
Na piętrze znajdowały się tylko dwa pokoje i łazienki umiejscowione na przeciwko nich oraz pracownia matki bliźniaków, Santiny, która interesowała się wystrojem wnętrz i architekturą. Meredith zawsze podziwiała kobietę za to, kiedy znajduje czas i skąd bierze się jej zapał do pogłębiania tak czasochłonnych hobby. Pierwsze drzwi po prawej prowadziły właśnie do tego pomieszczenia, z kolei krótki korytarz po lewej ukazywał cztery drzwi. Pierwsze wejście po lewej prowadziły do pokoju brunetki. Dziewczyna otworzyła drzwi i weszła do swojego świata. Meredith nie lubiła przepychu, więc, podobnie jak salon, jej pokój był urządzony skromnie. Znajdowała się w nim szafa garderobiana, dwa regały z których jeden był zapełniony opasłymi tomami autorstwa ulubionych twórców dziewczyny, z kolei na drugim stały różne ważne dla nastolatki rzeczy, takie jak pamiątki z podróży i figurki. W ścianie naprzeciwko wejścia umiejscowione było dwuskrzydłowe okno. Przy tej samej ścianie kawałek dalej stało biurko z komputerem i obrotowe krzesło biurowe. Znów podobnie jak w salonie, dwie ściany pokoju dziewczyny były pomalowane na czarno, reszta została utrzymana w odcieniu śnieżnej bieli.
Dziewczyna podeszła do garderoby i z dolnej półki wyciągnęła przygotowany poprzedniego  wieczoru na dzisiejszy dzień strój. Po kilku minutach dziewczyna przeglądała się prawie gotowa w lustrze przymocowanym do wewnętrznej strony drzwi garderoby. Na strój dziewczyny składały się czarne spodnie dżinsowe i bluzka oraz skórzana kurtka w tym samym kolorze. Uśmiech, jaki wykwitł na twarzy dziewczyny, świadczył o zadowoleniu z prostej stylizacji. Po tym zabiegu dziewczyna udała się do łazienki, aby sfinalizować przygotowanie do wyjścia.
W tym czasie Brandon Reeves schował telefon do kieszeni dresów, po czym wstał i wziął do prawej ręki pusty talerz, z kolei w lewą chwycił kubek po kawie i, uprzednio zasuwając nogą krzesło na którym siedział, ruszył do kuchni. Brunet zdawał sobie sprawę z tego, że będzie musiał zrobić jeszcze jeden taki kurs, aby wziąć ze sobą wszystkie naczynia po śniadaniu. Tego dnia, jak i żadnego innego zresztą, Brandon nie przejmował się czasem. Znając swoją bliźniaczkę i jej czas na stwierdzenie, że ''tylko się ubierze'', chłopak nigdy się nie spieszył. Brat Meredith spojrzał w dół i stwierdził, że nie będzie przebierał się na wyjście, a jedynie zarzuci coś na górę. Kiedy Brandon miał już wszystkie brudne naczynia w kuchni, zaczął zmywać, w przerwach popijając zimną już kawę. Chłopak lubił tę czynność i w duchu cieszył się, że kiedyś wspólnie z siostrą wybili ojcu z głowy pomysł o wynajęciu sprzątaczki. 
Bliźniaki Reeves zgrały się prawie perfekcyjnie, gdyż Brandon skończył ogarniać kuchnie w momencie, kiedy ze schodów zeszła jego jak zawsze zjawiskowo prezentująca się siostra. Chłopak przeszedł do korytarza, wyjmując z komody i ubierając na nogi sportowe, czarne buty, których najpewniej pierwotnym przeznaczeniem był jogging ze względu na strukturę podeszew. Chłopak ściągnął z wieszaka oliwkową bluzę i narzucił ją, jak planował, na koszulkę, oznajmiając siostrze, że jest gotowy. Meredith wyjęła z komody i ubrała bordowe kozaki, z kolei z wieszaka zdjęła czarną, futrzaną kamizelkę, którą narzuciła na kurtkę. Po takim przygotowaniu, wzięła w rękę przyniesioną ze sobą zamszową torebkę i skierowała się wraz z bratem do wyjścia.



 Chwilę później rodzeństwo Reeves opuściło willę przy Riddington Alley, ruszając na spacer.


______________________________________________

Trochę taka opisówka :) Dziękuję za wyświetlenia :D

4 komentarze:

  1. Dziewczyno, hejkaaaa!!! ;) Dopiero dzisiaj natrafiłam na Twojego bloga i muszę przyznać, że bardzo mnie to opowiadanie zaciekawiło. Czekam na więcej i mam nadzieję, że niedługo pojawi się coś nowego. Życzę Ci powodzenia w dalszym pisaniu ;) Pozdrawiam! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi niezmiernie miło, nazywam się Karol :P Dziękuję za komentarz, dodałem jeden ponieważ nie wiem, czy wiesz, że napisały się Tobie dwa ^.^ Rozdziały będą się pojawiały w miarę wolnego czasu, ponieważ zamiast ściubać przy komputerze piszę sobie w zeszycie i razem z przepisaniem na komputer trafia na blog :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Właśnie na biały kolor był pomalowany korytarz, z którego Meredith przeszła właśnie do salonu. Od drzwi salonu po prawej stronie stał sięgający sufitu kwiat, którego nazwy gatunku Meredith nie znała. Dalej od rośliny stała czarna komoda, na której stał telewizor plazmowy w tym samym kolorze i małe kino domowe. - zbyt dużo powtórzeń. chodzi mi konkretnie o 'właśnie' oraz 'stał'. wyrzucić, zmienić coś ibędzie git ;p
    ze względu na strukturę podeszew. - nie 'podeszw'?

    więcej akcji, mniej opisów. możesz też jakoś złączyć parę rozdziałów, bo są dość krótkie i mało się w nich dzieje :)
    mógłbyś też wyjustować tekst, lepiej się wtedy czyta ;)
    lecę dalejj

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanim zacznę akcje muszę poprzynudzać :) dziękuję za komentarz!

      Usuń

Drogi czytelniku! Dodając komentarz pamiętaj, że to, w jaki sposób się wyrażasz, jest Twoją wizytówką! :)